Porozmawiajmy o witaminie C

Wszyscy słyszeli o niej milion razy. Ale co można o niej powiedzieć poza tym, że odporność, że cytryna i inne owoce?

Bo witamina C to nie tylko odporność, a nawet ponoć ładowanie się nią, gdy już coś nas bierze, to bezsensowny wysiłek.

Może powtórzę ciekawostki dot. witaminy C z głowy i pomysłów dwukrotnego noblisty, Linusa Paulinga:

🟡 wg niego witamina C odpowiada za długowieczność
🟡 jej stosowanie zapobiega najpaskudniejszym chorobom lub mocno je opóźnia
🟡 sugerował stosowanie dużych dawek
🟡 opatentował umieszczenie witaminy C w matrycy z otrąb owsianych, co wspomaga jej wchłanianie przy jednoczesnym powolnym, stopniowym uwalnianiu (prościej mówiąc: z dużej dawki sporo byś wydaliła, a w tej formie ciało widzi to jako wiele mniejszych dawek).

witamina C suplementacja

Jeśli dla wzmocnienia odporności, doładowania skóry albo wzroku chciałabyś posuplementować się jesienią witaminą C… sprzedam Ci lajfhaka. Skrót do poprawy zdrowia. Informację, że produkty firmy, z którą współpracuję, po prostu dają widoczne, odczuwalne efekty!

reklama – stała współpraca ambasadorska

Piszę to m.in. po kilku dobrych butelkach aloesu, po których widzę też poprawę odporności u dziecka, które piło (drugie odmawiało, co by matka miała grupę kontrolą w badaniu). A ostatnio zaczęłam stosować iVision – głównie na wzrok, także z dzisiejszą bohaterką – witaminą C.

Poniżej linkuję do świetnych preparatów z witaminą C:

Witamina C w formie opatentowanej przez noblistę

witamina C suplementacja

Link do zakupu ze zniżką -5%

Nie zapomnij do dowolnego zamówienia dodać pomadki i kremu propolisowego. Podziękujesz mi później! 🙂

Sok z czystego miąższu aloesu zawiera duże ilości witaminy C

witamina C suplement - czysty sok z aloesu bez skórki

Link do zakupu ze zniżką -5%

Nie zapomnij do dowolnego zamówienia dodać pomadki i kremu propolisowego. Podziękujesz mi później! 🙂

Preparat, poprawiający wzrok, stan skóry i odporność

witamina C suplement na zdrowe oczy z cynkiem

Link do zakupu ze zniżką -5%

Nie zapomnij do dowolnego zamówienia dodać pomadki i kremu propolisowego. Podziękujesz mi później! 🙂

✨ Żyj długo i zdrowo – 100 lat to dopiero początek ✨

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

O czym jest wrzesień albo ♍ archetyp Panny

Witajcie w kolejnym tekście z serii energia miesiąca, czyli w początkach fazy kolejnego znaku zodiaku, okresu wędrówki Słońca przez znak Panny.

Z tym archetypem jestem za pan brat, bo to mój ascendent (Twoje co?!). Ogólnie rzecz biorąc, ascendent człowieka może być nawet bardziej widoczny w jego życiu niż Słońce. Także ja, poza byciem Panią Strzelec, jestem Panną.

Dlatego tyle pisałam o sprzątaniu, stąd minimalizm, dlatego zwracam uwagę na swoją formę, zdrowie. Stąd pedantyzm, dążenie do perfekcji, tabelki, strategie, procedury, organizacja. Tu leży też cichość, skromność, podważanie swojej wartości (bo dążymy do ideału, krytykujemy, wytykamy błędy). Z jednej strony służba innym i opiekuńczość, z drugiej – krytykanctwo i wysokie wymagania także wobec tych innych.

Teraz powiążę to Wam z wrześniem. Drugie skojarzenie będzie brzydkie, właściwie miałam wątpliwości, czy je publikować. Ale publikuję.

Otóż Panna to ten nowy rok szkolny. Czyste zeszyty, które postanawiamy prowadzić starannie, porządnie. Organizacja. Plan zajęć. Może powakacyjne postanowienia odnośnie diety czy ruchu.

Panna, wrzesień to wjazd nazistów, chorych psychicznie na perfekcjonizm, ultra dokładność, turbo szczegółowość i żeby wszystko ująć w tabelki.

To był mój strumień świadomości, moje żywe przykłady i skojarzenia. Teraz wkleję swój tekst o Pannie, który napisałam kiedyś dla innego miejsca.

O czym jest archetyp Panny?

Symbol: dziewczyna. Być może jedyna dorosła osoba w całym zodiaku?

Panna to jeden z najinteligentniejszych znaków zodiaku.

Ostremu i żywemu intelektowi oraz mocnej intuicji towarzyszy metodyczność, sumienność i niezwykła precyzja w działaniu. Jakim działaniu? Otóż Panna to ten człowiek, który oceni, skategoryzuje i uporządkuje to, co zebrały pozostałe znaki zodiaku – to ją interesuje, tego potrzebuje, to widzi jako swoje zadanie.

Panna lubi analizować rzeczy i nie czuje się komfortowo, dopóki nie pozna wszystkich aspektów problemu, na którym aktualnie się skupia. I to wszystko po to, by później zastosować tę wiedzę w praktyce, wdrożyć w życie. Ludzie spod tego znaku analizują informacje, wiedzę oraz fizyczną stronę życia, by na pewno wykorzystać z pożytkiem to, co ma dla nich wartość.

Panny są bardzo praktyczne i pomysłowe. Chcą ulepszać rzeczy i rozwijać swoje umiejętności po to, by poprawić swój byt.

To ci ludzie, którzy układają skarpetki według jakiegoś systemu, którzy tworzą procedury i zgodnie z nimi działają. Dopóki… nie zaczną tej procedury ulepszać, modyfikować, aby działała jeszcze sprawniej.

W sposobie bycia Panny są z natury dość skromne, a często nawet nieśmiałe. Raczej introwertyczne i świadome siebie, choć nieraz zbytnio wobec siebie krytyczne. Często interesują się zdrowym stylem życia i go praktykują.

Na pewno można na nie liczyć. Pomogą w potrzebie i przy tym zrobią więcej niż muszą.

W negatywnym wariancie, praktyczne, krytyczne i nieustannie żywo myślące Panny mogą popaść w obsesję np. na punkcie porządku czy to w domu, czy w procedurach, dokumentach itd. Bywa że ze względu na swą umiejętność wyłapania błędów, stają się krytykanckie wobec innych, narzekające i nieprzyjemne.

Ze względu na dbałość o zdrowie i umiejętność wychwytywania odstępstw od normy, mogą mieć tendencję do hipochondrii.

Panna to ta dziewica, pielęgniarka, która pracuje bez wytchnienia, nie rzucając się w oczy.

Panny często będą rozwijać umiejętności, które pomogą im poprawić siebie i swoje najbliższe otoczenie. Namacalne osiągnięcia są dla nich ważne i pokładają w nich wielką dumę.

Zazwyczaj określani jako perfekcjoniści, są bardziej zainteresowani posiadaniem solidnej kontroli nad swoim środowiskiem. Zanurzają się jednak w najmniejszych szczegółach, aby wzbogacić swoje zrozumienie tego, jak coś działa.

Żywioł: Ziemia.

Skojarzenia: praktyczność, rozsądek, pomocna.

Co robić w panniastym wrześniu?

– sprzątać, sprzątać, sprzątać! Porządkować, oddzielać skarby od śmieci, kategoryzować, organizować, ustawiać. Może z pomocą moich artykułów z serii Ułatw Sobie Dom?

– układać plany, strategie, procedury

– ustalić nowe nawyki, rutyny w różnych obszarach: od przyziemnej codzienności składania skarpet lub wklepywania kremów, przez pracę, po zdrowie – dietę i ruch*

– zatroszczyć się o kogoś

– zatroszczyć się o siebie – racjonalnie przeanalizować swoje wady, zalety i możliwości oraz fakty i może… przestać się tak krytykować?

– zorganizować sobie odporność na przyszłe miesiące, regularnie popijając tabletki (nie kawą!) – polecam:

reklama – stała współpraca ambasadorska

* Mając pełną świadomość, że za kilka tygodni wjedzie Waga, później Skorpion, Strzelec i tak dalej z ich własnymi priorytetami i te plany oraz nawyki zechcą się pójść odłożyć na zakurzoną już półkę 😉

Dobrego sezonu Panny!

.

Przeczytaj również:

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

Co postanowiłam domówić w Forever + zakupy pierwszych Klientek

Moje pierwsze klientki w nowej działalności. A niech to będzie pamiętniczek mojej drogi w firmie, która produkuje suplementy diety i kosmetyki na bazie naturalnych substancji.

Otóż wiedząc, że zaczęłam współpracę z Forever, zgłosiły się do mnie najpierw bliskie mi kobiety. Nawet nie namawiałam ich na żaden zakup, nawet nie chciałam zaczynać im opowieści o produktach, choć takie praktyki wciąż są normą w marketingu sieciowym.

Cóż, ja, jeśli już, to wolę przyciągać niż naciskać. Pokazywać, co robię, wspominać o swoich powodach, czyli dlaczego według mnie, dla mnie jest warto coś robić, jakoś myśleć, czegoś używać.

Ale okazuje się, że to ze mnie taka minimalistka, szukająca wiecznie argumentów, żeby czegoś nie kupić. Większość ludzi chyba jednak ma inaczej. Bo te kobiety, moje pierwsze klientki, same zaczęły pytać, co mam, a czy jakieś dobre to, a czy coś na to, czy na tamto. Albo że wcześniej używały jakiegoś typu suplementu i czy u mnie mogłyby kupić podobny.

reklama – stała współpraca ambasadorska

I tak do jednej poszły:

  • pomadka na bazie aloesu, olejku jojoba i propolisu
  • aloesowa pasta do zębów z propolisem, a bez fluoru
  • krem propolisowy, dla mnie boski na suche dłonie i na cienką skórę oraz zmarszczeczki wokół oczu
  • butelka aloesu, czyli miesięczne doładowanie zdrowia jelit, odporności, wyglądu skóry i nie tylko.

Druga wybrała:

A ja już po miesiącu od zakupienia dużej paki, dzięki której zapoznaję się z produktami, dokupiłam:

Nie chcę być z tych, które na insta tańczą, podniecają się i zachwalają albo nawet straszą, że bez tego to łumrzesz. Nie żeby to nie działało. Mają swoich klientów. Ale to nie mój styl.

Będę Wam tu krótko, prosto, lakonicznie, a czasem po blondynkowemu (choć wiedzę o suplach i skórze też sumiennie zdobywam!) opowiadać, z czego korzystam albo jak czym można sobie pomóc. Na pewno bliskim nie poleciłabym czegoś, co nie jest warte zachodu. A wyżej wymienione rzeczy z czystym sumieniem pozwoliłam im zakupić.

Z kosmetyków to czuję się przede wszystkim Królową Kremu Propolisowego. Kiedy w skrócie mówię, że skóra po nim jest gładka, nawilżona, śliska, taka bez chropowatości, to to nie oddaje jeszcze sedna. Zawsze po nasmarowaniu czymkolwiek skóra jest śliska. Chodzi o to, że ja tę moją skórę matki i kury domowej 24/7 w domu, która co i rusz zmywa, myje coś przy przygotowywaniu jedzenia, sprząta i płucze te ścierki po kurzu… Ja te dłonie smarowałam rano przez cztery czy pięć dni. Później nie musiałam, bo skóra była jak z żurnala i po kilku tygodniach bez smarowania efekt wciąż jest – ta gładka, jednolita w dotyku powierzchnia bez przesuszeń. Ta skóra się naprawiła. Moje pierwsze klientki też już mają swoje efekty.

A używam więcej rzeczy z Forever, bo i pasty, i dezodorantu, i balsamu do ciała, i czasem świetnie pachnącego żelu pod prysznic, i pomadki, i żelu z czystego aloesu na ranki, poparzenia czy po depilacji. I mydła w płynie, szamponu, odżywki…

Jeśli chodzi o suplementy, to najchętniej codziennie piłabym białko waniliowe, ale skończyło mi się. Za to sumiennie dożywiam się aloesem, tzn. piję go raz dziennie. Leci czwarta butelka – w tym porcje dla dzieci. Pierwsze klientki też zaufały jego możliwościom kompleksowego wsparcia zdrowia..

👍🏻 Poza dostarczaniem wielu witamin i minerałów,

👍🏻 i byciem adaptogenem – samo to to już dużo! –

👍🏻 aloes wspiera układ pokarmowy. Po pierwsze, pomaga usunąć toksyny, w tym metale ciężkie, po drugie, wspiera pożądaną mikroflorę w jelitach, a to wszystko sprowadza się do tego, że ciało się odtruwa i jest w stanie przyswoić, wchłonąć więcej pożądanych substancji z tego, co jemy. Nie sztuka zjeść steka czy wątróbkę na żelazo, jeśli ciało jest zapchane toksynami, a jelitka tak słabe, że wcale tego żelaza dużo nie wciągną, choć dostały.

👍🏻 No i jeszcze po tym aloesie poprawia się odporność. To zawsze się przyda.

👍🏻 I jeszcze pobudza on produkcję kolagenu. I ja to u siebie obserwuję jako wzmocnienie się struktury skóry i delikatnie spłycenie zmarszczek, choć najbardziej zadziwiło mnie to, że bruzdy nosowo-wargowe zaczęły się spłycać. Nie sądziłam, że to można zrobić bez operacji czy masażów.

Ostatnio zauważyłam, że jestem w stanie przeżywać dni z mniejszą ilością słodyczy. Może to dzięki temu aloesowi. Gdy planowałam sobie, co będę robić, gdy Mąż z dziećmi wyjadą i zostanę sama, widziałam siebie, jak pierwszego dnia jadę do cukierni, kupuję ciasto z mocno kakaowym kremem, prawie torta, a w sklepie dużo słodyczy czy czipsów. I w sumie tego wcale nie kupiłam, a przez ponad pięć dni zjadłam jedną czekoladę i pół paczki ciastek. Ciasto z gościem się nie liczy, prawda? 😉

Także tak to otworzyłam sobie kolejne okienko w moim życiu, działam tam, obwąchuję, rozgaszczam się i urządzam. Cieszą mnie te pierwsze klientki bardzo.

Inne nowe okienko – zlecenia korekt i innych Exceli – też jest super. Tyle że w przypadku osobistej pracy, sprzedaję swój czas. I widoku na emeryturę lżejszą niż dzień dzisiejszy – nie bardzo.

A w marketingu sieciowym, jak ładnie stawia się kolejne kroczki, to można sobie wypracować różne fajne bonusy na przyszłość.

Nie jestem lekarzem ani specjalistą medycznym. Informacje zawarte w moich tekstach są wyłącznie opinią i nie zastępują porady lekarskiej.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

Moje pierwsze zakupy w Forever: detoks ciała i naturalne podstawowe kosmetyki

Wiecie już, że rozpoczęłam współpracę z firmą, która produkuje kosmetyki na bazie naturalnych składników, kosmetyki najwyższej jakości. Kupiłam ich pakiet startowy. Tutaj pisałam i niektóre produkty nawet pokazywałam.

Dzisiaj tak pamiętniczkowo zapisuję sobie, co tam było w pierwszej paczce i jakie miałam wrażenia.

Chcąc z korzyściami dołączyć do firmy, działającej w formie marketingu sieciowego, na ogół na początku kupuje się pakiet produktów. Robi się te pierwsze zakupy, by wiedzieć, co produkuje ta firma, przetestować te rzeczy i wiedzieć z własnego doświadczenia, co można o nich mówić potencjalnym klientom.

Ja na swój start wybrałam pakiet, w którym jest pełen zestaw suplementów oraz informator, potrzebne do przeprowadzenia kilkudniowego detoksu i dożywienia ciała. Ponoć ten program nie tylko oczyszcza, ale pomaga też utrzymać później zdrowe nawyki żywieniowe. No jestem ciekawa tych efektów! Ale żeby tak całkiem na zawsze z kawy albo ciast i karmelu z puszki zrezygnować, to chyba nie 😉

Poza zestawem detoksowym miałam tam też jedno opakowanie soku z miąższu aloesu. Odżywia i delikatnie oczyszcza. Zaczęłam go pić od małych porcji, bo to na nim oparty jest ten duży detoks. Niech ciało już kojarzy tę substancję. A efekty oczyszczania widziałam już po trzech dniach samego picia niewielkich, początkowych porcji soku. Ale o tym kiedy indziej, kiedy może napiszę w końcu grubiej o samym aloesie.

Druga kategoria produktów, które dostałam, to codzienna pielęgnacja. Do tej pory jeszcze wszystkiego nie użyłam.

W ogóle planowałam wyjąć trzy produkty, używać ich i zorientować się, co można o nich mówić. Tak żeby nie wszystko na raz.

Co się okazało? Że od razu musiałam wyjąć cztery, nie trzy. Bo z czego miałam zrezygnować: z dezodorantu i pasty do zębów, na które bardzo czekałam, z aloesowej naprawczej galaretki na skórę, której byłam dość ciekawa i dla której widziałam od razu zastosowania w rodzinie, czy z naturalnej, wręcz leczniczej pomadki? Dobrze, będą cztery, nie trzy, uznałam, by siebie nie męczyć ograniczeniami.

Ale co się okazało następnego dnia? Że przydałoby się umyć włosy. Od paru lat mam problem z dobraniem szamponu i ze stanem włosów. Próbuję różnych typów i marek szamponów. W domu nie miałam żadnego, którym byłabym zachwycona, więc czemu nie dać szansy temu nowemu, z paczki? Znów sięgnęłam po pakiet startowy. Może ten szampon będzie dobry, chcę się o tym przekonać!

Za kilka dni doszkoliłam się o tych kosmetykach i ich zastosowaniach, i uznałam, że poza naprawczą galaretką, to ja jednak wyjmę na pewne potrzeby mleczko do ciała.

Kolejnego dnia pomyślałam: mam w pudle lepsze kosmetyki, dlaczego pod prysznicem mam stosować zwykłe, chemiczne, wysuszające mydło?

Do trzeciego mycia włosów dołożyłam odżywkę.

I tak ja, i tak minimalistka, uświadomiłam sobie, ile tego wszystkiego stosujemy na co dzień lub czasem w celach naprawczych czy mocniejszego nawilżenia konkretnych partii skóry w razie potrzeby. Robi się z tego więcej niż palców jednej ręki kosmetyków. Na co dzień. Pozwalamy im wnikać w naszą skórę. Tym bardziej uważam, że warto wybrać te o lepszych, mniej drażniących, a może wręcz korzystnych składach.

Tak zaczęła się moja przygoda z nową pracą. Rozpoczął ją pakiet startowy, czyli paczka, w której wszystko pachniało słodko, nawet dokumenty. Chyba propolisem, o ile dobrze namierzyłam zapach. Albo jednak waniliowym koktajlem białkowym. Zaczęłam od tej paczki i od takiej ilości wyznaczonych dla mnie oraz dostępnych opcjonalnie szkoleń, że trzeciego dnia głowa zaczęła mi wybuchać, a po tygodniu musiałam dokupić zeszyty, bo pisałam równocześnie w czterech i w dwóch spokojnie byłam przy końcu.

Niech tu będzie zapisany ten pamiętniczek.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

Moje suplementy po trzydziestce

Pozwól, że będziemy kontynuować temat… efektów odłożenia się w ciele lat i stylu życia. Albo odłożenia się tylko czasów, w których żyjemy. Bo one oddziałują, obciążają, odkładają się. W formie niekorzystnych substancji ze smogu, z konserwantów i innych dodatków w jedzeniu czy w kosmetykach. O skórze i siwych włosach już było. Dziś o wnętrzu ciała. Czyli suplementy po trzydziestce.

W tej chwili mój w miarę zdrowy styl życia polega na tym, że wprawdzie korzystam z ekranu późną porą, a niby powinnam zakończyć dwie godziny przed snem, ale… Planuję położyć się po dwudziestej drugiej, a nie po północy. W salonie jedzą czipsy, a ja po odczekaniu czasu od kolacji popijam teraz ziemię okrzemkową, a nie wino ani nie kawę.

Ja jestem w takim stanie, że może nic szczególnego mi nie dolega (i za to jestem wdzięczna), ale powera takiego jak w liceum to nie mam. Zmęczona, zamulona, zacukrzona, zatoksynowana? Nie wiem. Od roku złapałam też kilka przeziębień, po których kaszel i delikatny katar pozostawały tygodniami. Ja, która zawsze chwaliłam się, że nie choruję.

Dostrzegając takie sprawy albo niesprawność fizyczną ciała w zetknięciu z drabinkami, staram się coś poprawić.

Ćwiczę regularnie już dwa i pół roku. Z hantli przeszłam głównie na pilates, co działa cudownie na sylwetkę, kręgosłup, wzmocnienie ciała, rozciągnięcie oraz na samopoczucie psychiczne.

Od jakiegoś tygodnia staram się nie siedzieć po nocach z tym komputerem, za to powoli wstawać wcześniej. I wstaję.

Poza zmianami w stylu życia, tymi, które są realne, widząc ten odłożony czas w ciele, czasem idę po konkretniejszą pomoc.

Moje suplementy po trzydziestce

Po ziemię okrzemkową poszłam z polecenia w Internecie. Dostarcza kilku ważnych pierwiastków i ponoć też oczyszcza. Wiecie, powoli, z… robaków i innych elementów, które niepotrzebnie zalegają w układzie pokarmowym. Uznałam, że nawet jeśli oczyszczanie nie zadziała, to przynajmniej będę miała mocniejsze paznokcie i włosy. I mam! Tzn. paznokcie mam w porządku odkąd nie używam lakieru 😉 , natomiast włosy po ziemi okrzemkowej lepiej trzymają się głowy. I nawet rosną nowe. Mam też wrażenie, że sińce pod oczami zmniejszają się w okresach, kiedy to piję.

Teraz doczytałam, że ziemia okrzemkowa nawet zabija niekorzystne mikroorganizmy, usuwa metale ciężkie, wzmacnia stawy, kości, a nawet skórę i poprzez odtrucie umożliwia ciału skuteczniejsze wchłanianie pożądanych substancji z pożywienia.

Jeśli chodzi o moje suplementy po trzydziestce, z początkiem roku z polecenia bliskich ludzi poszłam po adaptogen i coś na mózg. Możliwe, że te dwie rzeczy pozwoliły mi w ogóle przetrwać te miesiące i nie paść na tle nerwowym.

Adaptogeny to substancje, znane przez ludzi od setek lat, a bardziej współcześnie badane przez radzieckich naukowców. Pomagają w adaptacji ciała do warunków takich, jakie są. A bywają niekorzystne. Adaptogeny regulują, normują. Komu trzeba coś obniżyć, obniżają, komu podnieść – podnoszą. Dają ulgę w stresie.

Coś na mózg miało wzmocnić pamięć, jasność myślenia. No sprawić, by przy dwójce dzieci mózg nie osiwiał i bym nie zawiesiła się raz na wieki. Bo myśli mi się urywały, serio.

Do tego zimą jem witaminę D. Nie wiem, czy pamiętacie, że 10+ lat temu suplementowanie witaminy D3 było uważane za coś w rodzaju wiary w teorie spiskowe? Lekarze tego nie zalecali. Dzisiaj firmy i medycy reklamują i prześcigają się, kto ma większą dawkę.

Są też krótkie okresy, kiedy łykam żelazo. Anemia wraca, by mnie potrzymać, a lekarze… są ograniczeni. Wiem, że jeśli popołykam, to wynik mi wzrośnie. Lekarz wpisze w papierach, że mnie wyleczył i od tego momentu wynik zacznie mi spadać. Dla mnie to nie jest utrzymywanie organizmu w zdrowiu. To jest wsypywanie piasku do worka Grzesia zamiast zastanowienia się, dlaczego piachu ubywa.

No dobra, niektórzy lekarze widzą kawałek dalej. Ci twierdzą, że może źle miesiączkuję, podczas czego może tracę za dużo krwi czy za często, czy za długo, więc… jedzenie żelaza rzeczywiście jest głupie, zatem lepiej jedz hormony, regulujące układ rozrodczy!

Dobra, znam pewne sposoby i – znów – delikatne zmiany w stylu życia, dzięki którym ta anemia odsuwa się na dalszą odległość. A jednak żeby w gorszych okresach nie zbliżać się za bardzo do granicy zagrożenia życia, czasem to żelazo łykam.

Ponieważ w sumie i tak jeszcze jest ze mnie zamulony zamuł (choć i zmiany w myślach wpływają na ciało oraz poziom energii! – zerknij o czym mowa tutaj i tutaj), planuję zrobić sobie badania krwi, potem przejść porządny, ułożony nie przeze mnie, sprawdzony proces oczyszczania, a później ponowić badania i oczywiście ocenić swoje samopoczucie. I może jeszcze lepiej dobrać suplementy po trzydziestce.

Tak za dwa-trzy tygodnie. Po pełni.

Zasad ogólna: po nowiu zasiewamy, rozwijamy, budujemy. Po pełni dokańczamy zadania lub oczyszczamy, usuwamy, odgracamy, wyrywamy, leczymy.

To tyle w skrócie o stanie mojego zdrowego przecież na oko i szczupłego ciała chwilę po trzydziestce. Może komuś się przyda.

Po szumie fal i świergocie ptaków dla wyciszenia rodziny, gdy pracuję na kompie, przyszedł czas na dźwięki deszczu i burzy. Jak to mnie relaksuje i rozluźnia!

Zdjęcie – Adrien Olichon.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂