Radykalne sprzątanie informacji: notatek, zdjęć, plików itp.

Jak posprzątać notatki i pliki? Ponieważ przez lata uprawiałam minimalizm w materii, w tym już jestem okej i nie posiadam nadmiaru. Niepotrzebne przedmioty nie zabierają mi miejsca ani uwagi, bo regularnie się ich pozbywałam.

Ale.

Wciąż byłam / jestem przywiązana do swoich rzeczy niematerialnych. Do spisanych pomysłów do wdrożenia, planów, spraw do wykonania, genialnych myśli cudzych i własnych.

Spisuję to na karteczkach, które się gromadzą w dziesiątkach. Mam trochę niby nie-do-wyrzucenia notatek w zeszytach. Listy spraw do zrobienia, które widocznie są zbyt mało ważne lub wymagają zbyt wiele czasu, skoro ich nie zrobiłam. I coś, co może znasz – zrzuty ekranu i zdjęcia w telefonie. Zakładki do super ważnych i zmieniających życie artykułów.

Przez lata nie udawało mi się tego porządnie zminimalizować, by zostało tylko to, co tu i teraz ważne. Zawsze porządki w notatkach zostawiałam na koniec, a że po porządkach wchodziło normalne życie, to czasu na te teczki i karteczki nie było, wracały do szafy – i tak przy każdym przeglądzie rzeczy.

Ale właśnie mnie oświeciło.

Jak posprzątać notatki i pliki?

Radykalna metoda na pozbycie się zbędnych notatek i nieważnych plików.

Fizyczne notatki, karteczki, listy, pomysły, zeszyty, stare kalendarze – zbierz w jedną teczkę czy torbę, podpisz datą za pół roku lub za rok i połóż spokojnie w piwnicy. Jeśli przez wyznaczony nie będziesz potrzebowała żadnej z tych notatek, a Twoje życie będzie mimo to rozwijało się przed Tobą gładko i kwitnąco – nie zaglądając do środka, wyrzuć te papiery.

Na ich miejscu umieść te, które zebrały się w domu przez kolejne miesiące 😉

Pliki, zdjęcia, zrzuty ekranu genialnych myśli i planów do wdrożenia, notatki, listy, plany – zgrywasz na pamięć zewnętrzną, na pendrive i tak jak papiery – umieszczasz w piwnicy z naklejoną datą za pół roku lub rok. I znowu: Jeśli przez wyznaczony nie będziesz potrzebowała żadnego z tych plików, a Twoje życie będzie mimo to rozwijało się przed Tobą gładko i kwitnąco – nie zaglądając do folderów, wybierz ctrl+a i potem delete.

* Nie chodzi tu o pliki ważne, typu dokumenty do urzędów, badania lekarskie czy sensowna liczba ważnych zdjęć Twoich ludzi.

Jak to jest u Was? Też gromadzicie notatki, listy, karteczki, printskriny, dziwne pliki i nadmiar zdjęć? Przeszkadza Wam to, czy niech sobie leżą? A może masz własną metodę na poradzenie sobie z tym? Daj znać w komentarzu ⬇️

Zainteresowana minimalizmem? Zerknij na to:
ebook Dlaczego warto poeksperymentować z minimalizmem właśnie teraz? – darmowy za zapis do Newslettera
karty pracy Upraszczacz życia, stworzone w oparciu o najpopularniejsze teksty na blogu, dotyczące minimalizmu.

Lubię poznawać Czytelników i wiedzieć, do kogo piszę. Napisz śmiało komentarz albo odezwij się do mnie gdzieś w internetach 🙂

Myśli z tygodnia: znak od Wszechświata, pierścionki, porody, ciała starszych kobiet i minimalizm

Oto co – poza intensywnymi sprawami zwykłego życia – było w mojej głowie w ostatnim tygodniu 🙂

Znak od Wszechświata

W przerwie świąteczno-noworocznej prawie nie działałam internetowo, ale budowałam sobie obraz, jak chcę działać od stycznia

M.in. wymyśliłam, że na razie tematem przewodnim będzie kolagen, jego rola w ciele itd.

Dobry pomysł czy nie? Skąd miałam wiedzieć?

Aż dzień przed końcem mojej przerwy dostałam znak. Potwierdzenie.

Przyszła do mnie Klientka, która brała to już w sierpniu i mówi:

– Ula, zamów mi ten kolagen.

Na nowy rok, na ruchomość, na elastyczność i optymalne funkcjonowanie układu ruchu.

Pierwszy artykuł z serii o kolagenie już jest:

Pierścionek

Szybka refleksja znad książki: nie zniosłabym pierścionka po czyjejś prababci.

Jak bym rodziła, gdybym znów rodziła?

Naszło mnie (tak, w łazience) na wspominki z porodów.

Mówię Wam, gdybym miała znowu rodzić w państwowym szpitalu, to wynajęłabym sobie do porodu prawnika. Taki w garniturku, z teczuszką i wizytówkami by stał. Może by notował, nagrywał, robił zdjęcia, cytował przepisy – kto co może mi podać, co mi kazać, co kazać podpisać, czy ma prawo wyprosić Męża z sali albo szyć, kiedy zgłaszam, że znieczulenie nie działa itd.

Do tego… Policji nie lubię, choć oni by robili odpowiednie wrażenie. Może jakiś agent FBI czy innego CBŚ z plakietką na wierzchu. I prokurator – niech od razu zbiera dowody.

A że to faceci? Jak się już rodzi, to jest wszystko jedno.

Dlatego drugie rodziłam w domu 😁

Ciała starszych kobiet to…

Kojarzysz, jakie są powszechne problemy z ciałami starszych kobiet?

📌 niska gęstość kości, osteoporoza, wolno gojące się złamania

📌 bóle stawów: kolan, bioder, barków

📌 problemy z naczyniami krwionośnymi w nogach od pajączków po żylaki

📌 zmarszczki, cienka, wiotczejąca skóra.

Czy wiesz, że te wszystkie sprawy mają pewien wspólny mianownik? Pewien konkretny niedobór powoduje to wszystko.

Pan kolagen.

Nie dokupuję, nie znoszę, czyli mój minimalizm

Wciąż jestem minimalistką, choć nie całkiem skrajną. Jestem minimalistką z rodziną. Ale wciąż irytują mnie rzeczy poustawiane na wierzchu, walające się na wierzchu.

Także ja za pieniądze nie dokupię sobie trzech kurtek do kurtki już posiadanej, tylko wymienię ją na lepszą, cieplejszą, a poprzedniej się pozbędę.

Mogę wymieniać średniawe rzeczy na lepsze. Mogę kupować lepsze jedzenie. Ale nie dokupywać, dodawać gratów.

Więcej o mnie, w tym o moim minimalizmie, przeczytasz tutaj:

Te moje myśli publikuję regularnie w aplikacjach Threads i na FB. Jeśli korzystasz z tych platform – zapraszam do zaobserwowania i interakcji 🙂

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

List z podsumowaniem roku, czyli tekst urodzinowy :)

Niedługo moje urodziny, do tego grudzień i koniec roku w ogóle. Podsumowuję.

Miał być rok JA – czy był? Czy coś zmieniłam?

Przepowiadałam, że to będzie rok JA. I był. Po latach finansowego i pracowego marazmu (dwójka dzieci bezplacówkowych + dom to wciąż moja rzeczywistość) wzięłam się i zaczęłam zatrudniać się do zleceń. Zajeświetnie jest dostawać swoje pieniądze. Niezbyt fajnie jest siedzieć przed kompem, robiąc niezbyt fajne rzeczy. Na blogu robiłam lepsze, mądrzejsze. Ale cóż, czasem człowiek potrzebuje albo chce cyferek na koncie. To siebie wzięłam i zorganizowałam.

Lata było bez zmian, nie wiedziałam, jak ruszyć, jak się uruchomić. Byłam zestresowana, wkurzona, zmęczona. Teraz jestem trochę mniej zestresowana. Ruszyłam. Wyłamałam jakąś ścianę. Dotknęłam swoich możliwości.

Minimalizm

Wciąż jestem minimalistką, choć nie całkiem skrajną. Jestem minimalistką z rodziną. Ale wciąż irytują mnie rzeczy poustawiane na wierzchu, walające się na wierzchu.

Więc ja za pieniądze nie dokupię sobie trzech kurtek do kurtki już posiadanej, tylko wymienię ją na lepszą, cieplejszą, a poprzedniej się pozbędę.

Mogę wymieniać średniawe rzeczy na lepsze. Mogę kupować lepsze jedzenie. Ale nie dokupywać, dodawać gratów.

Porządek

Mam obsesję kontroli, to na pewno. M.in. z niej wynika potrzeba porządku. Ale też z tego, że BARDZO łatwo mnie przebodźcować.

Stół z 2 kubkami działa na mnie lepiej niż stół z 34567 kubkami, 7 papierkami i śrubokrętem.

Kiedyś byłam taką idealistką, turbo uczciwą. Turbo uczciwością było dla mnie najpierw sprzątnięcie, przejrzenie, ułożenie wnętrza szafek, a później sprzątnięcie wierzchu, na którym też zostawiałam rzeczy do sprzedania, naprawy, te bez kategorii. Żeby w środku było ideolo! Czyli na wierzchu nigdy nie było dobrze.

Właśnie odłożyłam idealizm na półkę w piwnicy. Teraz idealizuję wierzch 😉 Mam chorą wizję, że przychodzi do mnie w jakiejś sprawie Zjawiskowy Brunet i to jest moja motiwejszyn. Durna, ale pozytywna, przyjemna, estetyczna. I mam coraz ładniejsze z wierzchu mieszkanie!

Stare – usunąć

Jak ja nie lubię taplać się w przeszłości! Pamiątek i zdjęć rodzinnych czy wakacyjnych nie używam. Lata temu zauważyłam, że książek, nawet takich, które mnie zachwyciły, nie czytam drugi raz. Nawet tych “life-changing”. W tym roku znów robiłam czystki w książkach. Do sprzedaży poszedł nawet mój ukochany Tom Hodgkinson z jego Jak być wolnym. W świat poszła nawet wspaniała Agnieszka Maciąg.

(Tutaj moje Vinted)

Zostają głównie podręczniki, w których są rozdziały, opisy, do których się wraca. Np. podręczniki do… astrologii.

Jakbym jeszcze zebrała w sobie moc do usunięcia starych plików, zapisków, notatek, list zadań… Irytują mnie! Mam spisane setki wartościowych myśli i pomysłów. Cóż z tego, jeśli doba jest skończona, nasze życie jest skończone i nie wszystko się w nim zmieści, a jak widać priorytety mam inne… Skoro te rzeczy leżą zapisane, a nie zrobione, to może są nieważne?

Astro

Przez kolejny rok astrologia została ze mną. W wiele tematów się wciągam i one się jakoś kończą, wyczerpują, najadam się i wystarczy. Astrologia póki co zostaje.

Nie modlę się do niej, nie jest dla mnie wyrocznią czy czymś takim.

Stosuję ją głównie do rozczytywania ludzi, przede wszystkim siebie. Ponieważ w wielu przypadkach podpowiedzi astrologii się sprawdziły, to stosuję ją dalej, by… szufladkować sobie ludzi. Możesz mieć obrazowy skrót człowieka. Ogólną instrukcję obsługi danego egzemplarza. Mieć wskazówkę co do tego, jaką ma osobowość, jak myśli, ile ma energii do działania, na co nie zwraca uwagi, czego potrzebuję do poczucia komfortu, czego możesz się przy nim spodziewać, czy jest chaosem, czy jest sztywniakiem, czego Ci nie da, ile będzie potrzebował dotyku, ilu imprez, a ile samotności.

Do tego mitologię można sobie odświeżyć.

Pamiętajta, pierwsze święto kościelne i nawet chyba państwowo wolne w nowym roku kalendarzowym to Święto Trzech Mędrców Parających Się Astrologią.

Human Design, czyli leż więcej, kobieto

Z human designem zetknęłam się jakiś czas temu – to kolejna próba opisu danego człowieka, typy, cechy – i mnie zaciekawił, aczkolwiek (to se na pralkę przyklej) wtedy nie było o nim wielu informacji, a w języku polskim to w ogóle prawie zero.

Gdy tylko zobaczyłam, że wydano książkę po polsku, kupiłam. System jest bardziej skomplikowany niż astrologia, jest zbiorem danych z kilku tradycji: astro, chińskiej, kabały… Nie wiem, czy ufam budowie tego systemu. Nawet nie doczytałam, skąd dokładnie się wziął – o ile gdzieś o tym piszą. Astro jednak jaśniej się wyprowadza.

W każdym bądź razie opis mojego typu jest dość ciekawy, bardzo trafny i kurka, nikt nie wie, jak z nim żyć! Bo to jest typ bez silniczka (ja mówię: Mars w Byku). Nie mamy energii. Musimy więcej odpoczywać. Działać, jak poczujemy instynktownie, że mamy działać. Los społeczeństwos ma nas wynagradzać za unikalne spojrzenie na sprawy, za kierowanie energią innych.

Wszystko kumam. Mam to przecież od zawsze w sobie. Tylko nikt nie instruuje, jak zrobić śniadanie, okiełznać dzieci i zapłacić rachunki, leżąc, pachnąc i mając genialne myśli.

Human design zostawia człowieka z wiedzą, że człowiek nie nadaje się do życia w obecnym systemie. Thenk ju.

Slow life

Pisałam kiedyś trochę o sloł lajfie, lubiłam, nieco uprawiałam. A nieco mnie denerwował. Narosło mu konotacji, związanych z życiem na wsi. A ja nie o tym.

Slow life, spowolnienie, kojarzyło mi się z wolnością i dowolnością zarządzania własnym czasem. Z nieuczestniczeniem w gonitwie, z niezgadzaniem się na wszystkie propozycje i spotkania, z cenieniem swojego prywatnego czasu, czasu wolnego od zobowiązań, czasu w domu lub w lesie, z bliskimi.

Przyszło mi do głowy takie coś:

Slow life to życie z puszczonymi ramionami, luźnym brzuchem i głębokim oddechem.

O ten brak stresu, spinki i gonitwy mi chodzi.

Był parę lat temu czas, kiedy ludzie zaczęli wypisywać, ze teraz luksusem i bogactwem to jest wolność wybierania, co robisz, jak i z kim, wolny czas, wolność wyłączenia telefonu i bycia poza zasięgiem. Myślałam, że to tylko pięknie brzmiące cytaty.

A jednak wielu ludzi dziś to wybiera. I to nie tylko ci, którzy mają nie wiadomo jakie zaplecze finansowe.

Ludzie zaczynają cenić pewną dozę spokoju i wolności.

Gonienie za finansami i awansami, i więcej, lepiej, mocniej przestało być uniwersalnym, jedynym słusznym dążeniem. Tak to widzę. I zgadzają się ze mną eksperty od pokoleń x, y, z (ciekawe, czy i oni szykują nam apokalipsę w związku z zakończeniem alfabetu, czy pojedziemy jeszcze z Źetem i Żetem?).

Pieniądze

W tym roku, jak już pisałam wyżej, zaczęłam mieć swoje. I chcę już zawsze mieć swoje. Mam swoje cele, na które zbieram. Mam coraz więcej swojej niezależności. I tak, poczucia własnej wartości, pewności siebie, samodzielności. W tym opowiadaniu o kobietach niezależnych i pieniądzach, to jednak nie chodzi tylko o pieniądze. Choć one są ważne. Możliwości, jakie dają, są ważne.

+ plan na rok

W tym roku postawiłam pierwszy krok – zaczęłam konkretniej, regularniej zarabiać. To bardzo ważny krok! Rozbiłam jakąś nierozbijalną do tej pory ścianę, coś otworzyłam.

Moim celem finansowym teraz jest… zarabiać na utrzymanie swoje i dzieci: rachunki, jedzenie, ubrania.

Czy to nie wygląda śmiesznie u kobiety, która już jest po trzydziestce? A bo ja wiem? Taką drogę sobie wybrałam. Nie chciałam lecieć według schematów.

Z kilkudniowym dzieckiem – pracowałam. Wtedy mieliśmy własną firmę.

Z kilkuletnimi dziećmi robiłam blogi, z czego ze dwa razy były konkretniejsze kwoty, a na co dzień ilość poświęcanego czasu i pracy nijak nie miała się do zarobków. No, ale czego się spodziewałaś, idealistko, minimalistko, pisząca o ideałach, ekologii i niekupowaniu!?

Z kilkuletnimi dziećmi zajmowałam się dziećmi. Idealistka.

Matka

A teraz ćśśś… Zdradzę tajemnicę. Ja być może nie różnię się w swoich dążeniach i wartościach od babek, które cisną w karierę i odwlekają dzieci – koniec normalnego życia – na później.

Ja po prostu pocisnęłam inteligencją i wymyśliłam to lepiej 😉 Zamiast mieć super lajf w kasie i wolności do wieku 35, a potem dzieci, zjazd formy fizycznej i finansowej, ja zorganizowałam się tak, że gdy będę miała 43,5 (a wyglądała będę na max. 38), to moje najmłodsze dziecko będzie po 18stce i po maturze.

Nie będę jeszcze taka stara, słaba, pomarszczona. I wtedy, ze sprawnym ciałem i mądrą głową – będę tylko ja i to, co ja chcę robić.

Tak się wycwaniłam! Tak zhakowałam system.

Afirmacje i tym podobne czary

Pisałam Wam któregoś razu o afirmacjach, manifestacji, o tym, że stosuję. Czy bez nich ja bym w tym roku dokonała swojego przełomu? Możliwe, że nie.

Nawet jeśli afirmacje nie działają w sposób magiczny, to one działają, bo… powtarzasz sobie przez wiele dni jakieś zdanie np. o sobie, swoich możliwościach czy o naturze świata i później możesz tej myśli użyć.

Jeśli uważasz się za ofiarę, ciamajdę, pechowca, to jak masz to przerwać? Skąd wziąć wiarę, nadzieję, siłę, jeśli w głowie w ogóle nie masz obrazu, że coś może Ci się powieść?

Trzeba dopuścić do siebie myśl. Nową myśl. Wcześniej nieznaną i nieuprawianą. I podlewać ją. Tzn. powtarzać. Nastroić mózg na wyłapywanie z rzeczywistości czy to możliwości, czy to dobrych znaków, czegoś, czego można się złapać.

reklama – stała współpraca ambasadorska

Przyszło mi do głowy, żeby dopisać to do tej listy, gdy myłam zęby. Często mam pomysły i eureki przy wodzie, w wannie, w łazience, podczas mycia się. Więc kręcę się po tej łazience, myjąc zęby i patrzę na żel pod prysznic, który kupiłam za jakąś stówę. Obok niego kilka innych kosmetyków, które rzeczywiście robią mi różnicę, są przyjemne, wygodne w stosowaniu i mają spoko składy.

Czy bez powtarzania sobie pewnych rzeczy o pieniądzach czy zasługiwaniu, ja bym to tam miała? Kiedy w mojej głowie były tylko myśli o oszczędzaniu i chowaniu się w miejscu, które wcale nie było strefą komfortu, tylko szczypania się?

Kobiece bzdurki i zdrowie

W tym roku, pierwszy raz od nastoletniości, przypomniałam sobie o kobiecych rytuałach dbania o swoją zewnętrzną powłokę. To dbanie jest w pewnym stopniu nierozsądne, biorąc pod uwagę mój rozsądek na poziomie Benjamina Franklina, protestanckiego purysty i dusigrosza.

No i kij trzeba z tyłka wyjąć.

A smaruję się. Dwuetapowa poranna pielęgnacja twarzy to u mnie nowość i szaleństwo 😉 Czasem nawet machnę oddzielnie czymś pod oczy. Choć na wygląd dobrze robi przespana noc, mówię Wam!

Także tak uprawiam zbytek, relaks i przyjemność. Z przeboskim żelem pod prysznic, z balsamem do ciała, wsmarowywanym w dekolt i szyję, żeby nadal nikt nie wierzył w mój pesel. Z kremem do rąk, który po prostu działa – nie uwierzyłabym, gdybym nie spróbowała. Raz nawet szalenie wyjęłam godzinę ze swojego dnia, żeby zrobić sobie spa dla stóp.

I zaczęłam używać odżywki do włosów. Rok temu je mocno skróciłam, bo były w złej kondycji i wyglądały źle. Nie mogłam dobrać dla siebie szamponu, po którym byłoby ok – nie tłusto, bez łupieżu. Rok temu to aż rodzina mówiła mi, że źle wyglądają i kupowała odżywki. Do teraz sytuacja się w miarę unormalizowała (szampon i odżywka z firmy, z którą współpracuję).

Trening

Niesamowite jest to, że ja trzymam się nowego nawyku od sierpnia roku 2020. Tym razem nie wyszedł z tego słomiany zapał. Ćwiczę. Były ze dwa lata hantli i treningu siłowego, z rok pilatesu, przeplatanego czasem jogą. Ostatnio poza pilnowaniem kręgosłupa na ogół tańczę, czyli pojawiło się kardio.

Cieszę się, bo leżenie leżeniem, fajne jest, ale ja mam potrzebę mieć ciało, które mi służy, potrzebuję mieć nad nim kontrolę, potrzebuję wiedzieć, że jestem jako tako silna, ładna i że nie hoduję sobie skrzywień postawy, które zaczną dawać się we znaki i denerwować na co dzień.

Pamiętaj: ciało zostanie z Tobą do końca podróży po tym świecie. Na sto procent! Małżonek może odejść, dziecko się wyprowadzi, pies zdechnie (wg niektórych eko aborcjonistek to umrze, nie zdechnie), dom można Ci odebrać jakąś ustawą, samochód spalić. Zostanie ciało i to, co masz w głowie, sercu, charakterze.

Idealizm i wartości

Ja to taką grzeczną dziewczynką zawsze byłam. Łykałam wszystko, co mi mówiono. Wierzyłam w dobrą wolę i dobre starania innych ludzi.

Szanowałam nauczycieli. Gdzieś w drugiej klasie gimnazjum (14 lat) pierwszy raz zetknęłam się z tym, że można nie uznawać autorytetu nauczyciela. Tata koleżanki wypowiedział się o naszej wychowawczyni… nie jako o słusznej alfie i omedze. Był to może nie szok, ale puzzle, z których miałam zbudowany świat, zaczęły się rozłazić, nie pasować, mieć dziurę. Przestały się łączyć.

Na progu dorosłości logicznym umysłem swym wydedukowałam, że celem polityków nie jest dobro łojczyzny. Gdy najbliżsi przytaknęli, popłakałam się. Bo ja, jak pisałam wyżej: Wierzyłam w dobrą wolę i dobre starania innych ludzi. U mnie w domu rodzinnym nikt nie mówił ani nawet lekko negatywnie o nauczycielach, ani nie było jak w moim domu obecnym, że przy dzieciach mówimy, że policjant złodzieja nie znajdzie, sąd nie ukarze winnego, a politycy to w dziewięćdziesięciu paru procentach małe, ale na ogół głośne i bardzo śmierdzące psie kupy. Albo końskie. Albo takie zwierząt z zoo – tam to dopiero potrafi człowiek mieć potrzebę zatkania nosa.

Próbowałam uwierzyć też w nielogiczną opowieść o Jezusie i żyć zgodnie z przeczącym sobie samemu i swoim księgom Kościołem. Do pewnego momentu próbowałam w tym być i po prostu nie myśleć. Jako dorosła zaczęłam dopuszczać do siebie myślenie i obserwacje. Nawet człowiek, który próbuje, który wie o Kościele więcej od przeciętnego niuńka, który czytał Biblię i ma jakieś życie wewnętrzne i wiarę nawet, oceniany jest przez tych z zewnątrz jak zwykły leń, który nie chodzi do kościoła, bo mu wszystko jedno poza własną wygodą.

Mama, ale już mniej w głowie mej

Gdybym ceniła własną wygodę, nie zajmowałabym się swoimi dziećmi w edukacji domowej. Kto na samą logikę i praktyczność, a nie z powodu wyższych wartości, decyduje się na życie jak w crowidzie z dziećmi i ich nauką na głowie 24h?

Brzydkie słowo, poświęcenie. Uprawiam.

Bo uwierzyłam w to, że ważne są wolność, miłość, rodzina, drugi człowiek, kochanie bliźniego jak siebie samego i staranie się, żeby dokonywać jak najlepszych wyborów blablabla.

I co mi z tego wyszło? Wyszła(m) mi świętsza od papieża. Mało która inna baba, nawet katoliczka, nawet przejęta dobrem ludzkości i ratowaniem pingwinów, w ogóle zastanowi się nad niepowierzaniem dziecka kijowemu systemowi ze słabo opłacanymi wychowawcami every single day. A która z tych, które pomyślą, zdecyduje się zrobić to w swoim własnym życiu…

Więc inni gadają o Jezusku i wartościach głośniej niż ja, ale jak widzę, oni nie na serio – no w życiu nie stosują. Nie mogłoś, społeczeństwo, od razu dodać dodać gwiazdkę, że o tych wartościach to gadasz tak w cudzysłowie i z przymrużeniem oka?!

I ja powoli, na rozum odklejam się od tych moich wizji wartości, nawet rodzinnych. Życie rodzinne nie jest ciepłe, milusie, pełne szacunku. Każdy człowiek jest oddzielnym człowiekiem, innym, różniącym się i wyładowującym siebie na otoczeniu. Dlaczego mam to dźwigać, a nie powiedzieć, że muszę coś zrobić i iść na paznokcie?

Mam nadzieję kontynuować edukację domową dzieci, póki tylko moje ciało i psyche nie odmówią posłuszeństwa. Ale już bez założenia, że się wielce staram i że będzie miło, i że ktoś doceni.

Uczę się balansować strzelcowe dążenie do wolności, którą chcę dać dzieciom z koziorożcowym dążeniem do tego, żeby system działał skutecznie i dzieci były dobrze nauczone, żeby miały mniej stresu na egzaminie. A żeby nie poświęcić się aż do miejsca zamienienia się w trupa, uczę siebie i dzieci, że to one będą miały egzamin, nie ja. Przestałam stawać na głowie, prosić po 70 razy i chodzić za nimi, żeby dokończyli swoją dzienną porcję nauki. Nie to nie.

Oczywiście, kupciam na program nauczania, ale chciałabym, żeby dzieci skutecznie i na krótko, jak student, nauczyły się badziewia, żeby nie stresować się na egzaminie.

Także tak. Wartości poszły sobie sięgnąć bruku. Czytam feministki i zajmuję się sobą. Najbliższymi też, ale bez oddawania 120% swojego serca i kalorii.

Mniej serio

To mój pomysł na kolejny rok.

Żeby nie przesadzić. Żeby nie przesadzać już. Nie być poważniejszą od najpoważniejszych. Nie wykonuję przecież operacji na otwartym sercu.

Rozluźnić się. Olać. Zrobić coś na 60%, nie na 120. Nie przejmować się.

Żyć życie, a nie leżeć lub stać, bo rozum mówi, że czegoś się nie da, że głupie, durne, albo że pewnie popełnię błąd.

Karina

A skoro ma być mniej poważnie – uwielbiam Karinę z Listów do M. To jest żywioł ognia. Drze się. Na połowę tekstów męża odpowiada, że ma to w d. W cięższych momentach urywa dowolny element samochodu, który wystaje i okłada nim okolicę wraz z okolicznymi ludźmi.

Niby popieram takich zachowań… Ale w sumie jak człowiek wypuści z siebie, to nie trzyma dłużej w sobie. A jak za dużo zbyt długo trzyma, to dostaje turbo chorób na ciele lub umyśle.

Działalność w Internecie

W tym roku kontynuowałam prowadzenie tego bloga plus dołączyłam do firmy, która sprzedaje kosmetyki i suplementy, i działa w formie network marketingu. Zamiast wrzucać na bloga linki do przeróżniastych produktów albo przypadkowe reklamy, mogę reklamować jednego producenta, którego produkty sama stosuję.

Tak to sobie wymyśliłam: że będę pisała bloga na swoje tematy, a Forever, dając mi % ze sprzedaży, będzie sponsorem tego miejsca. Produkty wysokiej jakości, oparte w jak największym stopniu na naturalnych składnikach, skuteczne – widać i czuć efekty! Od dawna pisałam, że jak już coś kupować lub dawać na prezent, to kategorie dla zdrowia oraz zużywalne są świetne. Jeśli w coś inwestować, na coś wydawać, to na kondycję własnego ciała lepiej niż na telewizory czy poliestrowe szmaty.

Po dołączeniu do firmy sama chciałam zobaczyć, jak pracują tamtejsi ludzie. I spróbować ich schematami.

I w końcu…

Już dawno, sprzedając w sklepie stacjonarnym, zaobserwowałam, że kobiecie najlepiej jest dać ograniczoną liczbę wyborów. Jak pokażesz jej za dużo możliwości, to się zacina. Zawiesza.

Ja tak mam, jeśli chodzi o działania w Internecie. Można tyyyyle zrobić. Według niektórych to nie można, a trzeba! Ileż jest poradników, ile dobrych wskazówek! Ile pomysłów przychodzi do głowy! Ile dobrych praktyk można podejrzeć u innych i też dopisać do swojej listy.

Nawet jak to zminimalizuję – a potem znów dopisuję, bo przecież chcę to i to, tamto zrobi dobrze, a tu mam świetny pomysł – to w moim trybie życia zbyt często okazuje się, że tej doby i na to minimum nie starcza.

I tak mi głowa buzuje od świetnych pomysłów, którym brak rąk do realizacji, a teczki zapełniają się kolejnymi spisanymi listami, każda z zaledwie paroma punktami, których i tak nie dałam rady zrealizować.

A ja bardzo chcę robić Internety i to dla siebie, swoje, na własnych warunkach. Nie dla szefa.

Ogólny plan jest taki: jak będę miała czas, bo aktualna praca np. zrobi sobie przerwę albo zmieni ilość pracy (to jest znak zmienny – pracuje w nowym trybie 2 tygodnie, a już mówi o dniu, kiedy warunki tej pracy się zmienią), to będę siadała do bloga. Będzie tu jak najbardziej po mojemu, ale tematy, które mogą i Was zainteresować. Czasem stworzę teksty typowo o produktach, bo tak, buduję sobie z tego swoje źródło dochodu. Nie będę brała na poważnie social mediów, nawet jeśli czasem wrzucę tam garnek z zupą. To jednak nie mój świat.

Sprzedaż

Jak to robić w dzisiejszych czasach, gdy możliwości są niby tysiące, gurów-srurów i ekspertów, którzy Cię wyszkolą albo poprowadzą instagrama – tysiąc razy więcej, gdy sklepy w galeriach handlowych coraz słabiej dyszą, ale dziewczyny na insta biorą setki lub tysiące złotówek za spotkanie, które skołczuje Cię do zmiany życia, upiększenia swoich nadmiernych kilosów i znalezienia króla na koniu? Ech…

Będę to robiła po swojemu, tak, jak czuję i szczerze. Widzę przecież, że Klientki, które spróbowały tych produktów, wracają i domawiają regularnie. Rządzi sok z aloesu i krem propolisowy.

Na zakończenie

Dobrego roku życzę sobie i Wam, i mam nadzieję, że będziemy widywać się tu, na blogu, a może w wiadomościach na insta, mailu, albo i na kawce!

P.S. Kalendarz na 2024 z dodatkiem plannerowo-organizacyjnym, którego sama używam któryś rok z rzędu, jest tutaj.

A tutaj przygotowany przeze mnie tegoroczny prezentownik rzeczy zużywanych, praktyczno-przyjemnych.

A rok temu w tekście okołourodzinowym dostaliście ode mnie instrukcję czytania swojego horoskopu urodzinowego 🙂

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

Ułatw Sobie Dom: Łazienka

W sezonie porządnickiej i doskonalącej otoczenie Panny ♍ przypomnijmy sobie zasady skutecznego oczyszczania przestrzeni z niepotrzebnych rzeczy. Tekst moim zdaniem wyczerpuje temat. Cóż, te notatki po uzupełnieniu, rozbudowaniu i wrzuceniu w atrakcyjną, elegancką formę miały stać się dużym ebookiem. Zrezygnowałam z tych planów. Uładniam notatki i publikuję je tu i teraz. A mały ebook o minimalizmie dostępny jest dla Newsletterowiczów od dawna. Minimalizm w łazience – czas start!

Ułatw Sobie Dom

Oto zbiór moich doświadczeń i porad, które mogą pomóc Wam oczyścić swoje domy z rzeczy niepotrzebnych i nieużywanych. Kogo interesuje minimalizowanie stanu posiadania – zapraszam na pokład 🙂

Część dotycząca łazienki jest pierwsza i jest najdokładniejszym instruktażem. Tutaj poznacie i zrozumiecie schemat działania, który można zastosować w kolejnych miejscach. Tu podaję wskazówki, sposoby, które przydają się i w łazience, i w reszcie domu. Omówienie kolejnych pomieszczeń będzie zatem krótsze.

To, co przedstawiam jako swój stan posiadania, to jest już zdecydowanie minimalizm z rodziną, minimalizm z dziećmi. Ułatwiający życie, ale nie ekstremalny. Można spokojnie mieć mniej niż to, co przedstawiam poniżej i przeżyć. Można mieć i więcej. Minimalizm jest propozycją, a nie jedynym słusznym rozwiązaniem czegokolwiek.

Łazienka

Dlaczego zaczynam od łazienki? Wydaje mi się, że w tym pomieszczeniu przechowujemy najmniej rzeczy, więc będzie stosunkowo miło i łatwo doprowadzić tę przestrzeń do pożądanego stanu. A do tego ład w łazience da nam komfort… To jest w końcu miejsce, które służy relaksowi, miejsce, w którym żegnamy, zdejmujemy z siebie i zmywamy sprawy dnia. Gdzie jesteśmy same (pozdrawiam mamy małych dzieci – naprawdę, kiedyś będziecie tam same!).

Żeby móc wygodnie działać, zachęcam, by w pierwszej kolejności omieść wzrokiem otwarte przestrzenie i usunąć z łazienki przedmioty, które nie powinny w niej być.

U mnie są to: śmieci, balon, „chemia”, którą przechowuję gdzie indziej, metalowe kółeczko niezidentyfikowanego pochodzenia (zapytaj-Męża), kapcie balkonowe i czyste, suche ubrania.

Dwie ostatnie pozycje związane są z nawykiem, który każe mi pozostawiać „niezałatwione sprawy” na wierzchu. I one są moją listą rzeczy do zrobienia. Wyobraź sobie, że nie masz w szafie wyznaczonego miejsca na rzeczy, wymagające zeszycia, tylko trzymasz je na wierzchu, żeby nie zapomnieć, żeby to załatwić… Jakiś sens w tym jest, ale tylko dopóty, dopóki te rzeczy nie leżą całymi dniami, wywołując poczucie winy, kiedy my może te dni spędzamy na sprawach ważniejszych niż cerowanie krótkich spodenek… zimą.

No to raz! Opróżniamy łazienki z przedmiotów nie-łazienkowych.

Teraz weź trzy spokojne, głębokie oddechy.

I zaczynamy zasadniczą część pracy!

Proponuję, abyś wzięła największą miskę łazienkową, może dwie, a może przeznaczysz na to miskę i jakąś płaską powierzchnię (pralka, część podłogi). Teraz zdejmij wszystkie przedmioty z otwartych półek i wyjmij wszystko z szafek – włóż do miski/misek, połóż większe rzeczy w wybranym miejscu.

Jeśli tak byłoby Ci łatwiej, dobrym pomysłem jest zgromadzenie rzeczy każdego członka rodziny oddzielne (miski) i wspólnych przedmiotów jako kolejnej kategorii. Możesz też odłożyć w jednym miejscu rzeczy, które będą przechowywane „na wierzchu” – na otwartych półkach. Nie pomiń tylko kwestii, które rzeczy sensownie jest trzymać na wierzchu – o czym napiszę później.

Jeśli w łazience przechowujesz środki do sprzątania – nie kładź ich razem ze szczoteczkami do zębów! Niech stanowią odrębną grupę.

Teraz jest dobry czas, abyś przetarła półki. Zaczynaj od góry (także na zewnątrz – góra szafki). Wyczyść półki zewnętrzne i te w szafkach, aby później potrzebne, ważne przedmioty wkładać na czyste i wyschnięte miejsce.

A czym myć półki w łazience? Tutaj będę kontrowersyjna: wilgotną szmatką. Bawełną namoczoną wodą z kranu. Półkom z ciemnych kafelków dobrze robi ocet – usuwa osady z kamienia. Po prostu dodaj odrobinę octu do wody – ja mam taką mieszankę w butelce z „psikadłem”.

Planując rozkład rzeczy w jakimkolwiek pomieszczeniu, staraj się jak najwięcej umieścić w zamkniętych szafkach, ewentualnie w ładnych pudełkach, koszykach. I nie na podłodze. Dzięki temu łatwiej utrzymasz czystość (choćby kwestia przekładania rzeczy podczas odkurzania), a także będziesz miała wrażenie spokoju i ładu w domu. A to ważne!

Rzeczy męża

No to zaczynamy z grubej rury. Ale ponieważ to mężczyzna na ogół jest wyższy i w związku z tym np. u nas dostał wyższe półki – taka kolejność prac wydaje się logiczna.

Jeśli tylko mąż nie ma nic przeciwko – a powinien być raczej wdzięczny! – zrób wstępny przegląd jego rzeczy. Niczego nie wyrzucaj, ale odłóż na bok puste opakowania, śmieci, przeterminowane kosmetyki i leki, rzeczy, które są zniszczone, nie spełniają już swojej funkcji, nadają się do wyrzucenia – później mu je pokażesz i niech sam zadecyduje, co dalej.

W drugiej kolejności przyjrzyj się przedmiotom pod kątem tego, czy mąż ich używa. Jeśli sądzisz, że leżą sobie nieruszane, znowu: zbierz te rzeczy w jedno miejsce i zapytaj później męża, czy ich używa, czy będzie ich używał…. Może zdecyduje się coś wyrzucić, oddać, albo… postanowi jednak używać (tzw. projekt denko).

Jak już będziesz odkładała do szafki przedmioty, z których mąż korzysta, sugeruję:

– w miejscach trudniej dostępnych np. w głębi półki umieszczaj rzadziej używane rzeczy, a te używane często – z brzegu

– idąc za radą Marie Kondo, odklej etykiety z opakowań, z których się da, oczywiście pod warunkiem, że informacje o produkcie nie są niezbędne. Na pewno możesz poodklejać etykiety z regularnie używanych szamponów, żeli pod prysznic, kremów, dezodorantów. Co to daje? Większy spokój umysłu, spokój psychiczny, gdy wchodząc do pomieszczenia czy otwierając szafki nie uderzają nas informacje – napisy, litery. Zresztą dlaczego Twoja łazienka miałaby być reklamą konkretnych produktów? Wystarczy Ci zielony żel pod prysznic, czy musi być oznaczony nazwą? Moim zdaniem też wyjęte z opakowań kostki mydła, ułożone jedna na drugiej wyglądają lepiej niż te same kostki w sklepowych opakowaniach. To gwoli wyjaśnienia tematu, który dotyczy i kosmetyków męża, i innych ludzi, i rzeczy wspólnych, i kuchni… Usuwaj napisy.

Czego mąż używa, tego używa, nie będę wnikać i rozkładać na czynniki pierwsze. Po prostu odłóż na półki rzeczy, z których on korzysta. Jeśli będziesz chciała, przedstaw mu zalety minimalizowania swojego stanu posiadania. Albo puść mu filmy panów TheMinimalists na Netflixie. Może wtedy nabierze ochoty, aby samodzielnie przejrzeć swoje rzeczy (nie tylko łazienkowe) i usunąć więcej.

Co mogę skomentować odnośnie zawartości męskich półek, to mogę polecić posiadanie maszynki do strzyżenia, jeśli tylko masz w domu męża, a może i synów. Nam zastępuje to fryzjera dla trzech głów. Oszczędzamy dzięki temu sporo zachodu, czasu i pieniędzy.

Rzeczy kobiety

reklama – stała współpraca ambasadorska

Czas na Twoje rzeczy.

Przejrzyj swoje kosmetyki i przyrządy, zadając sobie pytania:

czy tego używam?

czy użyłam tego w ciągu ostatniego roku / pół roku / miesiąca?

czy to lubię (konsystencję i działanie kremu, kolor produktów do makijażu, zapach…)?

Zostaw tylko to, czego będziesz używać, bo tego potrzebujesz oraz to, czego używasz z regularnością i… radością.

Oczywiście usuń produkty przeterminowane, których nie chcesz używać.

Jeśli nazbierało Ci się sporo rzeczy jednej kategorii np. szczotek do włosów, pędzli do makijażu, jakiegoś rodzaju kremu czy odżywki do włosów – poświęć temu chwilę czasu i swoją uwagę. Może wystarczy jedna szczotka? Może z pewnego rodzaju pędzli do makijażu zostawisz jeden, najlepszy? Jeśli trudno Ci podjąć decyzję, zostaw na półce jedną szczotkę, a pozostałych jeszcze nie wyrzucaj. Spakuj je np. do piwnicy i określ czas. Jeśli przez ten okres nie odczujesz potrzeby użycia innej szczotki niż ta jedna pozostawiona w łazience, możesz pozbyć się tych z piwnicy.

Jeśli ilość kosmetyków jest taka, że nie zużyjesz ich w rozsądnym czasie, zastanów się, czy nie chcesz ich rozdać jakimś bliskim kobietom. Jeśli w ciągu roku zużywasz jedno opakowanie odżywki do włosów, a w szafce masz ich sześć… Nie wkładaj wszystkich z powrotem na półkę. Na pewno wszystkie nie są Ci niezbędne.

Co zostało u mnie? (To tylko przykład – każdy ma inne potrzeby, przyzwyczajenia, zachcianki i cele; na pewno można mieć i mniej niż ja, bo już miałam 😉 ).

– podpaski wielorazowe. Bardzo polecam. Cudowne jest to, że są ze mną od ponad trzech lat, przez który to czas nie musiałam podpasek kupować, uzupełniać zapasów. To jest sfera życia, której nie otwieram przed sklepami – one nie mają tu wstępu, ich wołania w tym temacie są bezzasadne, chybione

– maszynka do golenia + zapasowa (o ile podpasek czy tamponów w pewnym okresie używa każda z nas, o tyle golenie jest opcjonalne)

– olej z pestek malin, który stosuję latem na naprawdę mocno słońce typu dzień na plaży jako olejek przeciwsłoneczny, a jeśli zostanie mi otwarta buteleczka na jesień, używam go jak kremu – czyni skórę cudownie miękką

– perfumy – pozycja opcjonalna, ale ja akurat lubię zapachy; nie że codziennie

– odżywka do włosów, szampon, żel-pianka pod prysznic, krem propolisowy (mój hit na suchą skórę), mleczko do ciała, pomadka, żel-galaretka na oparzenia, ukąszenia i wszelkie niechciane zmiany na skórze – wszystko to z Forever

– jeszcze kilka sztuk kosmetyków kąpielowo-prysznicowo-maseczkowych i gąbka, bo lubię zapachy, peelingi i tak zwane „domowe spa” (górnolotna nazwa jak na matkę dzieciom). Kiedyś sobie tego nie kupowałam, bo eko, zdrowie i minimalizm. Ale zaczęłam sobie pozwalać na taką przyjemność i relaks, choć do życia niezbędne to nie jest

– makijaż: cienie, róż, kredka, tusz. Tego zestawu używam od większego dzwonu, natomiast korektorów, pudrów, kremów bb, podkładów i tym podobnych szpachli w ogóle nie mam. Mąż się nie rozwiódł, rodzina nie wyklęła, ludzie się ze mną spotykają

– zmywacz do paznokci – pamiętaj, lakieru możesz nie mieć, ale mąż zawsze może wyskoczyć z potrzebą pt. „zmywacz” do jakichś swoich brudnych męskich spraw i jeśli nie posiadasz, wtedy usłyszysz „kobieta, a zmywacza nie ma” (a lakier trzymam w piwnicy i używam do… malowania kluczy – oznaczam niektóre kolorem, żeby szybciej wyławiać je z całego pęku)

pasta do zębów bez fluoru. Świetnie pielęgnująca dziąsła i pozostawiająca na zębach śliską warstewkę (propolis), dzięki której bakterie mają mniej przyjaznych miejsc – przylepionego osadu – by się zadomowić

– olejki eteryczne – do kąpieli. Przyjemne i podobno zdrowotne. Moim zdaniem, gdy dodasz ich do prania, sprzątania podłogi itp. zastosowań w domu – wietrzeją tak szybko, że praktycznie w ogóle nigdy ich nie czuć [aktualizacja z ostatnich dni: zamiast kupować olejek sosnowy, idź do lasu, weź z ziemi spadnięte gałązki z igłami, zagotuj igły w garnku i dodaj tę wodę do kąpieli – i jesteś eko, bo bez procesu produkcji, przesyłek ani plastikowych zakrętek)

dezodorant bez soli aluminium (dlaczego nie antyperspirant – pisałam tutaj)

O, i takie generalne porządki, ponieważ oczekujemy po nich efektu tip-top, są też tym czasem, kiedy uzupełniamy zapasy, jak cukier w cukiernicy. Mi akurat dezodorant „wyszedł” i czas od nowa zamieszać sobie w słoiczku co trzeba.

– pęseta – raz na parę tygodni / miesięcy się przydaje

– wielorazowy bawełniany płatek kosmetyczny (oficjalnie: wielorazowa wkładka laktacyjna) – nakładam na niego olej kokosowy i w ten sposób zmywam robiony raz na miesiąc makijaż

– nitka dentystyczna – używam oderwanego kawałka, aż się zedrze i do niczego nie nadaje. Podobnie jak używam szczoteczki, aż się zedrze i nie nadaje. I majtek. I skarpet. I sukienek. I kubków.

– grzebień drewniany lat 10+ – szczotki to jednak nie moja historia

– 2 gumki do włosów – tylu używam na bieżąco, a jakiś zapas, by zdarte zastąpić nowymi, trzymam w garderobie

Rzeczy dzieci

Nie trzymamy niczego, czego się nie używa.

My mamy:

– zapasowe szczoteczki do zębów (bez opakowań)

– zapas dziecięcej pasty do zębów

Rzeczy wspólne i zapasy

Pozostawiamy tylko to, czego używamy przynajmniej raz w roku. Odklejamy etykiety, jeśli nie interesują nas żadne informacje.

U nas są to:

– kosmetyczka, 1 mała – tyle mamy od zawsze i żyjemy

– olejek do opalania – bo nie wszyscy są wyznawcami oleju malinowego

– psikadło na komary

– krem Nivea – nie używamy, ale bywa, że z raz w roku ktoś potrzebuje

– mąka ziemniaczana – taka zasypka bywa potrzebna na delikatne, wilgotne miejsca

– korek do umywalki – szczerze? Głupio wyrzucić. To jest rzecz, którą trzymam „na wszelki wypadek”

– patyczki do uszu + zapas

– waciki – chyba jedynie do dezynfekcji telefonu Męża po pracy 😀

mydło w płynie, jedno z najlepszych naturalnych na świecie – nagradzane, a ponieważ wciera się to w ręce kilkanaście razy dziennie codziennie, skład jest ważny

– mydła w kostce

– opakowanie nitki dentystycznej + zapas

– nożyczki do paznokci

– przedłużacz – do maszynki do strzyżenia

– suszarka do włosów.

Jeśli są kosmetyki, których nie chcesz używać, ale chcesz zużyć, zrobić tzw. projekt denko, ustaw te rzeczy na wierzchu, żebyś miała je na widoku – jeśli chcesz ich używać codziennie lub w szafce, ale z brzegu, łatwo dostępne.

Rzecz o zapasach

Może z początku nie brzmi to minimalistycznie, ale ja mocno polecam kupowanie i trzymanie zapasów pewnych rzeczy, które na bieżąco zużywamy. Dotyczy to kosmetyków i produktów higienicznych. Radzę pójść raz a dobrze do sklepu, wziąć cztery pasty do zębów, dwa szampony, piętnaście mydeł, dwie paczki patyczków do uszu, tyle papieru toaletowego, ile możemy przechowywać itp.

Wygląda to nieminimalistycznie. Choć w zasadzie kupujesz rzeczy, które na pewno zużyjesz.

Za to pomyśl sobie, że przez kilka miesięcy nie musisz raz w tygodniu, robiąc listę zakupów, sprawdzać, czy aby nie kończy Wam się mydło, papier toaletowy, pasta do zębów. To jest wielka ulga dla naszej uwagi, tak dzisiaj obciążanej. Kilka spraw z głowy.

Tekstylia

Przechowujesz ręczniki w łazience? Ja tak, i bardzo polecam. Kiedyś trzymałam je w garderobie… Wysuszone po praniu wynosiłam z okolic łazienki do szafy. A kiedy potrzebowałam świeżego ręcznika, wędrowałam z łazienki do garderoby i z powrotem…

Jeśli tylko masz taką możliwość, przechowuj rzeczy tam, gdzie ich używasz. Ręczniki – w łazience.

Ile ręczników potrzebujesz? Dwóch dużych na jednego człowieka. Jeden w użyciu, drugi w praniu (a potem czysty, gotowy na wymianę za nieświeży). Jeśli upierasz się, że potrzebujesz oddzielnego ręcznika do twarzy, rąk czy stóp – poświęć temu chwilę czasu. Podłub w sobie, szukając odpowiedzi: dlaczego? Dlaczego potrzebujesz dodatkowego ręcznika do czegośtam? Skąd to się wzięło? Ty czujesz tę potrzebę czy przeniosłaś to od kogoś innego jako „zasadę”?

Ręczniki gościnne? Jak przychodzą goście, wyciągnij im jeden z upranych. I już.

Szlafrok. U nas tylko ja go mam i to dopiero od pół roku. Lubię nakładać go wieczorem na piżamę, a że wieczorem działam jeszcze po umyciu, a zanim pójdę spać, a przez 9 miesięcy w roku jest chłodno – używam go wtedy co wieczór.

W szafce z ręcznikami mam też starą, wytartą poszewkę na jaśka, której używam, gdy do prania wrzucam delikatne lub plątliwe rzeczy.

Szafka pod zlewem

Tutaj trzymam środki czystości, ścierki, gąbkę – to wszystko omówię w innej części tego cyklu.

Na wierzchu

W każdym pomieszczeniu staram się trzymać zasady, że na wierzchu może leżeć to, czego używamy codziennie. Warto zadbać, by te przedmioty miały swoje miejsce na tym wierzchu i wyglądały estetycznie (płyny, proszki, kosmetyki można przełożyć do innych opakowań), bo przecież patrzymy na nie każdego dnia. Niech towarzyszy nam poczucie porządku, ładu.

U nas na wierzchu są:

– szczoteczki do zębów, kubki do płukania i pasta do zębów – dzieci

– małe lusterko, które dzieci ustawiają sobie do mycia zębów – nie dosięgają do dorosłego

– pasta do zębów Męża

– olej kokosowy

– szczoteczki do zębów dorosłych w kubku

– szampon i żel Męża

– mydło do rąk

– skrawki mydła – przydają się czasem do doczyszczenia, zaprania czegoś, a kiedy robi się ich za dużo, to albo wyrzucam, albo ścieram i dodaję do proszku do prania

– sól epsom do kąpieli (nie idzie do szafki ze względu na ciężar)

– proszek do prania i płyn do płukania (gdybym miała w pobliżu pralki szafki, które utrzymają taki ciężar, oczywiście chowałabym je)

– 3 miski do prania, duża i 2 średnie. Można mieć i mniej, ale biorąc pod uwagę obecność w domu dzieci, biorąc pod uwagę zimy, podczas których miska nieraz jest pojemnikiem na buty mokre/zapiaskowane po dworze, biorąc pod uwagę, że w trakcie okresu przez te kilka dni jedna miska jest zajęta przez moczące się podpaski…

– wiadro na mopa (wiadro i dwie mniejsze miski mieszczą mi się w dużej misce i tak je przechowuję

– papier toaletowy.

Przegląd rzeczy wykorzystaj też do tego, by zoptymalizować wygodę i estetykę ich przechowywania np. przesyp/przelej do ładniejszych opakowań.

Dla mnie był to pretekst, by wiadra z kilogramami soli epsom i sody oczyszczonej, które stały na podłodze, wynieść w inne miejsce, a w łazience pozostawić jedynie puszkę sody w szafce i słoik soli epsom na otwartej półce.

Na podłodze

Na podłodze ma nic nie być! – Tak brzmi ideał i z nim nie dyskutuję. W praktyce próbuję mieć na podłodze jak najmniej. Chociażby miski i wiadro na mopa trzymam na półce.

Pilnowanie, by podłoga była możliwie pusta ułatwia utrzymanie czystości. Porządek w rzeczach (brak nadmiaru i sensowne ułożenie) to jedno, a czystość powierzchni to drugie. Wokół ustawionych na podłodze rzeczy lubią gromadzić się kurz i paprochy. Po pustej podłodze natomiast łatwiej i skutecznie przejedzie odkurzacz czy mop.

U nas na podłodze, oprócz pralki są:

– stołeczek dla dzieci przy umywalce

– kosz na rzeczy do prania

– mop (w kącie za pralką, więc nie przeszkadza w myciu podłogi)

– wiaderko z proszkiem do prania.

Co wynikło z mojego przeglądu łazienki? A jestem minimalistką od lat i nie trzymam rzeczy niepotrzebnych, przeglądy robię regularnie.

W szafkach znalazłam jedną rzecz, która nie powinna tu być: pampers. Już nie używamy. Dołączy do paki i oddamy komuś z maluszkami.

Do śmieci trafiają:

– 2 szczotki do włosów (z dzika i plastikowa)

– opakowania po szczoteczkach o zębów, kartonowe pudełka po olejkach

– etykiety

– tekturka od maszynki do golenia.

Zajrzyj jeszcze do kosza na pranie i zrób to zaległe ręczne.

Sprzątanie

Raz na pół roku: Przegląd rzeczy, półki zamknięte przetrzeć, prać wkład kosza na pranie.

Co jakiś czas: Półki zewnętrzne, usunąć śmieci, wanna, umywalka, ubikacja, dziecięce nocniki czy nakładki, lustro, fronty ciemnych szafek.

Najczęściej: Podłoga.


Dotychczas opublikowane teksty z cyklu Ułatw Sobie Dom:

Jeśli interesują Cię kolejne części cyklu, możesz zapisać się do newslettera – dam znać o nowych tekstach (nie wysyłam spamu, piszę maila ok. raz w miesiącu).

Jeśli podałabyś ten tekst dalej znajomym lub poleciła gdzieś w sieci – będę wdzięczna. Im więcej sygnałów, że ktoś to czyta, tym bardziej chce się pisać 🙂

Zainteresowana minimalizmem? Zerknij na to:
ebook Dlaczego warto poeksperymentować z minimalizmem właśnie teraz? – darmowy za zapis do Newslettera
karty pracy Upraszczacz życia, stworzone w oparciu o najpopularniejsze teksty na blogu, dotyczące minimalizmu.

Lubię poznawać Czytelników i wiedzieć, do kogo piszę. Napisz śmiało komentarz albo odezwij się do mnie gdzieś w internetach 🙂