fotorelacje

Pielgrzymka na Ślężę

Wspomnień czar. Relacjonowałam Wam już Karkonosze, pisałam o tym, jak szanować się w związku na przykładzie wyprawy… której w końcu tu nie opisałam. Czeka w planach dwa lata.

Ale już.

Wspomnienia i temat wolności.

Pamiętam ten wrześniowy poranek 2 lata temu, gdy nasi Chłopcy wylecieli z domu z plecaczkami na parking. Podobnie jak dzieci sąsiadów. Tylko że nasz Starszy rzucił wtedy do Taty:

– Tata-a! A ten Karpacz to jest bliżej niż Zakopane czy dalej?

Co mogli mieć wtedy w głowie sąsiedzi, wiozący dzieci do placówek, a siebie do prac w sztywnych godzinach, a może i sztywnych marynarach? 😉

Elastyczna praca z domu + edukacja domowa = duża dawka wolności, dowolności, możliwości decydowania, co, kiedy, jak i gdzie chcemy robić.

A wiele jest wśród nas jednostek, które bez wolności po prostu nie funkcjonują. Tracą blask, zdrowie psychiczne i chęć do życia.

Na zdjęciach wycieczka na Ślężę, już w drodze powrotnej z Karkonoszy. To był u mnie etap zachwycania się słowiańskością, słuchania Paprodziada, więc miejsce modłów naszych przodków – jak znalazł!

Pogoda chciała nas stamtąd przegnać. W ogóle było jakoś tak… z dreszczykiem. Tak odbierałam nastrój. Dostojnie, majestatycznie, tajemniczo, ale nie do końca przyjaźnie. Złowrogo? Niegościnnie?

Zapowiadana przeze mnie 3-godzinna wycieczka zajęła prawie dwa razy tyle.

Dlatego dobrze oprócz zdrowego egoizmu budować także zdrowe relacje, by Mąż przyjmował takie spontaniczne miażdżenia planów bez słowa 😉

.

Starożytna historia i klimacik bez wątpienia są:

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

Żeby dzieci chciały iść i były jakkolwiek zainteresowane, opowiedzieliśmy im o teoriach, że na szczycie Ślęży ląduje od czasu do czasu ufo, a wchodząc w tereny jak niżej mówiłam, że to ufo rozpuściło mgłę, żeby lądować w ukryciu.

ślęża pielgrzymka

ślęża pielgrzymka

Jest i szczyt. Droga męcząca. Zwiedzanie kościoła, w którym można oglądać szczątki jakichś bardzo starych budowli – nieczynne. Wiatr taki – i z mżawką – że nie chciało mi się iść nawet na punkt widokowy, do którego kierowała strzałka z napisem w rodzaju “Punkt widokowy 30 m”.

Ale w środku radość i satysfakcja jak milion.

Jeśli ktoś zaproponowałby mi 5 kurtek od Szanel albo tę wycieczkę, nawet w mokrości i wietrze, wolałabym wycieczkę. Bo przyroda, bo góra, bo miejsce dawnych modłów.

ślęża pielgrzymka

Powiązane teksty:

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje
Kupała, przesilenie letnie, grupa Fajro

Kupała

Święto ognia, wody, słońca i księżyca, urodzaju, płodności, radości i miłości. Początek lata.

Podobno dawniej obchodzone było, podobnie jak każde z największych świąt (równonoce i przesilenia) przez siedem dni.

W końcóweczce Plutona w Koziorożcu miałam na to świętowania tylko jeden wieczór. Ale bardzo się cieszę, że skorzystałam. Że nakarmiłam i spakowałam dzieci, że pojechałam, nie wiedząc, gdzie tam zaparkować, że dałam radę przetrwać i pokonać dziecięce jęki, żeby później z radością we trójkę słuchać, oglądać, piec chleb na ognisku.

Dużo ludzi, zabawa w dawnych klimatach, bez techno i procentów. Można! I jak przyjemnie jest!

Ja siedziałam na leżaczku, nawet koc dostałam. Chłopcy trochę siedzieli, trochę szukali jedzenia, trochę biegali po terenie, po schodach, a nawet wyciskali ramiona na barierkach schodów.

Dzieci lubią koncerty, bardzo, ale nie można im kazać siedzieć. Wtedy wychodzą zadowolone i są w stanie opowiadać o muzyce.

Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie, zespół Stacja Folk

Zespół Stacja Folk (fb, YT).

Kupała, Noc Kupały współcześnie - ognisko
Kupała, Noc Kupały współcześnie - ognisko
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Noc Świętojańska Klub Mlądz, zespół Stacja Folk
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, Noc Kupały współcześnie
Kupała, przesilenie letnie, grupa Fajro

A to grupa Fajro.

Noc Kupały, przesilenie letnie

A imprezka, na której byliśmy to coroczna Noc Świętojańska w Klubie Mlądz w Otwocku. Spodziewajcie się nas za rok 🙂 Ponieważ dzieciaki jeszcze za długo by nie wytrzymały, to nie przyjechaliśmy wcześniej na część z wystawcami, warsztatami, zabawami i konkursami. Niestety nie zdążyliśmy też na pochód na rzekę z puszczaniem wianków. Za rok, za rok!

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje
Otwock Wielki pałac

Wiosenny spacer, podczas którego spotkałam Panią Strzelec

Otwock Wielki. Fotorelacja ze słonecznej, soczystej wiosny. Doczekaliśmy się!

Poza zachwytami nad przyrodą, dzisiaj zwiedzamy też pałac, w którego salonie rezyduje Pani Strzelec. Taka sprzed paruset lat chyba.

wierzby przy drodze nad stawem - Otwock Wielki

Kocham przydrożne rzędy takich wierzb, które odrastają w charakterystycznym kształcie. Wsi spokojna, wsi wesoła.

Aha. Jesteśmy w Otwocku Wielkim pod Warszawą. Ktoś kiedyś zbudował tu pałac, a pozostałe po dorzeczu Wisły języki jezior trochę rozbudował, by pałac stał nie obok wody, a na wyspie.

Tamto małe i urocze to nie pałac 😉 Jakieś dalsze zabudowania, może dla specyficznie pachnącej służby od koni?

wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem

Woda powyżej to naturalne jeziorko, a poniżej – to, co wykopali, by stworzyć wyspę. Mniej świeżości, więcej zastoju.

wierzby przy drodze nad stawem

Jest i park, wiosenny, turbo soczysty, jak zawsze u mnie bez filtrów:

wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem

Kowale. Te robaki tak się nazywają. Urzędują tutaj na jednym drzewie intensywnie i obficie. Cóż, w naszym klimacie natura musi zdążyć ze wszystkim, od zera do bohatera, w jakieś trzy-cztery miesiące.

wierzby przy drodze nad stawem

Jest i pałac z szalonymi freskami. Trafiliśmy na zwiedzanie bez biletów i… prawie bez eksponatów, prawie bez opisów. Ok, mogłam wziąć na dole plik wydrukowanych kartek z opisami eksponatów.

Może ktoś by się za to wziął, żeby człowiek wiedział, co zwiedza, żeby były jakieś informacje? Włada tym Muzeum Narodowe, ale coś mu nie idzie.

Otwock Wielki pałac

Pani się oświadcza panu o miękkich nadgarstkach, gołej klacie i odsłoniętym udku?

wierzby przy drodze nad stawem

Jest i ona. Pani Strzelec. Jaka figura, jaka postawa, jaka nóżka, jaka krótka sukienunia powiewająca! Oj, to nie jest elegancka nudna dama. Tak na krótko i na boso. I nie na salonach – na salonach by sukienka nie powiewała.

wierzby przy drodze nad stawem

Kocham balkony.

wierzby przy drodze nad stawem

Ą-ę fafarafa. Byłam tu kiedyś na koncercie.

Otwock Wielki - zwiedzanie pałacu

Jestem w stanie umieć w instagramowe i lubić architekturę?

wierzby przy drodze nad stawem

Jest i kawiarnia 🙂

majówka, kawiarnia w pałacu Otwock Wielki

I żeby nie było, że my life is amazing. Dzieci podrosły. I podczas tego wyjścia zajmowały się głównie jęczeniem: idziemy już do pałacu?, po wejściu: wychodzimy już?, po lodach: możemy już wracać?

Raz w tygodniu chciałam zrobić sobie przyjemność spaceru na świeżym powietrzu w tej rozkwitającej wiośnie. Lody mieli obiecane. Mąż w pracy, więc niedziela czy nie, muszę poruszać się z ogonem.

A ogon jęczy i skrzeczy.

Taki to rozkoszny spacer. Cieszcie się, że ni zapodaję dźwięku 😉

spacer, park Otwock Wielki
wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem
wierzby przy drodze nad stawem
staw, jezioro - Otwock Wielki
park Otwock Wielki wiosną

Zobacz też:

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje

Pytanie-czekanie na kierunek. I kwietniowy pamiętniczek 🎁

Dużo było u mnie i szerzej w Internecie o tym, co jest nie tak, co nie gra. We władzach, w farmacji, fabrykach, modzie, deweloperce i wielu innych. Teraz tamci coraz częściej plączą się i potykają, pokazując się pięknie w swojej brzydkiej prawdzie. A ludzie już widzą. Dużo i ciągle więcej.

Dla mnie skończył się ten czas pokazywania palcem, co jest źle. Kula śniegowa już się toczy. A ja nie chcę się już babrać w brzydotach tego świata. I nie tylko o mnie chodzi.

Czas jest teraz, by budować nowe, lepsze. Ale co? I jakie? – Oto są pytania!

Bo przecież mimo najszczerszych chęci, ja świata na nowo nie poukładam. Pod względem prawa, nauki, produkcji itd. Ani Ty. Ani my we dwie też nie, ani nie w sto…

Chyba trzeba otrzepać się z listopadowego kurzu i brudów tego świata, o których czytywaliśmy i skromnie, pokornie, jednostkowo robić, co się da, z tym, co się ma, tu gdzie się jest.

nowy początek - wiosna, zmiana

Czasem nie wiem, o czym pisać na blogu. Żeby nie pisać na siłę na zadany temat. I żeby to miało sens, jakiś większy wydźwięk, coś Wam dało, żeby miało kierunek, przewodni temat.

Czasy guru-sruru też się skończyły. Nie mam ochoty wciskać Wam kolejnych trendów samorozwojowych czy jakichtam. Po pierwsze nie mam ochoty sama w nie wpadać! Bo widzę już wyraźnie ich meandry, przemijanie, przemianę jednego w przeciwieństwo siebie. Tak jak po latach jogurtów 0% przyszła fala diet o tłuszcz opartych i tłuszcz wielbiących.

Coraz bardziej na bok odstawiam mój minimalizm, jedyne, w czym byłam w życiu dobra 😀 . Mniej to lżej, owszem. Lżej także mojej obsesji kontroli, kiedy do kontrolowania mam mniej. Owszem. Plus pokazywanie palcem wad konsumpcjonizmu i nie uleganie mu ma ogromny sens dla Ziemi, a przez to bezpośrednio dla naszego zdrowia i samopoczucia. Ale ponoć ten konsumpcjonizm też już siada. Także chcę mieć nie za dużo, ale nie chcę się tym podniecać, głosić -izmów i tak dalej.

Wobec wszystkiego, co wyżej, z tematami do pisania siadam w punkcie zero. Skoro mam nie pokazywać palcem wad innych, tylko budować swoje, dobre życie i ewentualnie być przykładem, ale nie popadać w gurowanie i -izmy… Pozostaje mi kategoria Pamiętniczkowo. Pisanie prostymi zdaniami o tym, co się wydarzyło lub co zrobiłam. Które to proste zdania czasem poprowadzą mnie pewnie do dłuższych wywodów, mojego punktu widzenia czy porad.

Zaraz spróbujemy z Pamiętniczkowem, ale mam jeszcze dwie rzeczy zapisane w zeszycie tanim, polskim z chińskiego (chyba) sklepu. Który fajnie komponuje się w ten słoneczny dzień ze 100% bawełnianym kocem, który jest krótszy niż napisano w opisie produktu i ma plamę od krwi mej miesięcznej.

Pisałam, że ludzie już widzą. I śmieją się.

W angielskim Internecie kuchnie z Insta nazywają kuchniami aspiracyjnymi. Po prostu kuchnia, która ma wyglądać, jakbyś nigdy w niej nie gotował.

Z książki coś zapisałam. Siła wewnętrznej wolności Ulricha Schnabla. Książka jest okej, ale nie jakaś olśniewająca. Nie musisz kupować tej książki. W słoneczne miesiące naprawdę lepiej jest wyjść na dwór niż czytać nawet mądrą książkę. Tylko do wyjść na dwór trudno dać link afiliacyjny.

Autor podaje wyniki badań nad żołnierzami, którzy byli wysłani do Afganistanu i Iraku, a później mieli, wiadomo, traumę. Badaczowi wyszły wyniki oraz książka – kontrowersyjne. Mianowicie odkrył, że powodem traumy nie było uczestnictwo w działaniach wojennych, tylko… powrót stamtąd do amerykańskiego społeczeństwa. Dlaczego? Bo na wrogiej ziemi żołnierze mieli wspólny cel, poczucie sensu, pracy na coś większego od siebie i wspólnoty.

Przytoczone są też historie Anglików z czasów, gdy zasiedlali oni Amerykę. Okazuje się, że każdy wychowywany przez białych rdzenny Amerykanin, gdy tylko miał okazję, wracał do swoich. Okazuje się też, że wielu Anglików, którzy byli np. więźniami rdzennych Amerykanów, po uwolnieniu z własnej woli pozostawało z nimi. Nie chcieli wracać do społeczeństwa i cywilizacji europejskiej. I mężczyźni, i kobiety. Znów: plemię to wspólnota, a każdy jej członek pracuje na coś większego od siebie, ma poczucie sensu i celu.

Morałem tu jest, że dla zdrowia psychicznego potrzebujemy więzi z ludźmi, takich bliskich jak rodzinne. I do tego jeszcze poczucia sensu tego, co robimy.

Czy kobieta, pracująca nad marketingiem jednej z setek firm, produkujących okropną karmę dla psów, ma poczucie sensu z pracy? Z reklamowania szkodliwego g**na? Z tego, że iluś klientów odejdzie od marki iks do marki igrek? Z pieniędzy, które zarobi tylko na siebie i wynajem połowy mieszkania? Może jeszcze na płatną przyjaciółkę – psychoterapeutkę?

Wniosek – iść i kochać ludzi, gadać z ludźmi, współpracować z ludźmi, ale bardziej w kwestii wspólnego cięcia drewna niż przez internety na drugi koniec świata w sprawie wyboru słów kluczowych do kampanii.

W tym kontekście doceniam uczestniczenie w szkole dzieci (takiej od edukacji domowej), która organizuje zajęcia, wycieczki, spotkania na żywo. Mogę porozmawiać, posłuchać, pobyć w gronie moich ludzi tzn. podobnie myślących dorosłych. Albo inaczej myślących. Z podobnymi problemami, z innymi problemami i innymi sukcesami.

W niedzielę Wielkanocną po spakowaniu się na 2-3-dniowy wyjazd, pozwoliłam dzieciom pomalować jajka. Bo bardzo prosiły. Ugotowałam. Jajka umieściłam na kawałku ręcznika papierowego, który był położony na ściereczce. Żeby się nie stłukły i żeby ściereczki nie były pomalowane. Podałam pędzle i farby. Była radocha, a nawet i cierpliwość.

Tyle, jeśli chodzi o rytuał malowania pisanek. Na tym etapie rodzicielstwa sama nie inicjuję takich przedsięwzięć.

W Święta najadłam się. I to jadłam coś, czego nie musiałam gotować. Wdzięczność.

Pospotykałam się, pogadałam, pospałam.

Cięłam drewno. Tak. W sześć osób. To jest boskie.

Po pierwsze, robi się coś, co jest potrzebne, ma cel, daje efekt.

Energia ze śmieci? Yes, please!

Po drugie, działa się fizycznie ciałem na powietrzu – nie trzeba po takiej pracy organizować specjalnych siłowni ani specjalnych spacerów, ani łykać tabletek na endorfiny.

Po trzecie, energia dzieci jest efektywnie wykorzystana! ŁuŁuŁuŁuŁu!!!! Nie trzeba ich specjalnie, na siłę, oddzielnie wybiegiwać. (Ok, tu przesadziłam. Moje dzieci są jednak niewybiegiwalne. Ale przyznajmy, że po cięciu drewna mam argument, że wybiegiwałam. Odhaczone).

Z ziemi ze skrzynek balkonowych, w które wsadziliśmy pestki mandarynek, na razie wyrosła – chyba – trawa. Fajnie. Przyroda to perpetuum mobile. Coś z niczego always i non stop (minus zima).

13 kwietnia to był pierwszy przyjemny tzn. słoneczny i ciepły dzień. Wyszłam na spacer. Siedziałam na ławce i ładowałam się słońcem. Nawet zdjęłam kurtkę.

Chciałam zrobić foto kwiatków. Tyle różnych ich rodzajów się pojawiło bez ingerencji człowieka. Niestetyż, przy kwiatkach były bzykadła, więc wolałam się nie zbliżać. A wiadomo, jak kwiatki w trawie wychodzą na zdjęciu z dalsza. Nie widać ich. Oko widzi inaczej.

Tyle na dzisiaj. Trzymaj się i ładuj się słońcem!

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje
pierwszy śnieg w Polsce 2022, liście oprószone śniegiem, listopad 2022

Pierwszy śnieg 2022 w lesie 🎁

Gdy Młodszy Syn zaczął do mnie i Starszego, pochylonych nad angielskim, wołać, że pada śnieg, pierwszy śnieg w Polsce 2022, to nie braliśmy go na poważnie. W ostatnich latach trafić w dzień ze śniegiem, to niemal jak trafić w totka. Uznaliśmy, że Młodszy tak mówi, bo albo zwyczajnie chciałby tego śniegu, albo nas wkręca z tylko dzieciom znanego powodu, albo to wszystko się dzieje, ale w mieście z Lego…

A jednak. Za oknem rzeczywiście padał śnieg. I to nie byle jaki. Całkiem gęsty i uparty, by padać długo.

I tutaj mamy plus życia po swojemu, poza ogólnymi schematami tego, jak się żyje – bez pracy u kogoś czy szkoły w sztywno określonych godzinach. Edukacja domowa i mama siedząca w domu to możliwość sprawienia dzieciom (i sobie!) tej wielkiej radochy i wyjścia dokładnie tu i teraz, jeśli spadł rzadki ostatnimi laty śnieg.

Poniżej nieretuszowane słit focie z wczorajszego nawet nie tyle spaceru, co wyjścia z punktu A do punktu B, by załatwić sprawę.

Kiedy tylko mam potrzebę bycia gdzieś do 3 km od domu oraz potrzebę spaceru, ruchu lub wybiegania dzieci, korzystam z okazji i zamiast załatwić to szybko samochodem, biorę wygodne buty i idę. Może z drobiazgiem. Może po drobiazg. To pretekst. To przy okazji. Natomiast spacer, ruch, czas na zewnątrz, a szczególnie w przyrodzie – to jest ważne, to jest warte zachodu.

mrożone grzyby, mazowiecki park krajobrazowy
Mrożone grzyby.

I tutej telefon łumar. Nie wierzę komediom świątecznym, w których bohaterowie na dalekiej północy Stanów korzystają na dworze z komórek. Moje kolejne dwa ajfony gubią baterię na zimnie, czyli mam czarny ekran, dopóki nie podepnę w domu pod kabel.

Pierwszy śnieg w Polsce w tym roku na dworze z dziećmi – uznaję za zaliczony.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje
weekend w Krakowie co zobaczyć z dzieckiem

Weekend w Krakowie po mojemu cz. 2 +

Część pierwszą skończyłam na tym, że podreptaliśmy po Męża. Teraz on bierze prysznic po bieganiu, więc ja zajmę Was opowieścią dziwnej treści.

Bo czy wiesz, co Mąż podarował mi podczas tego wyjazdu? Mogę założyć się o całe pół Wszechświata, że nie zgadniesz. Cóż… chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o… plastry na cellulit na pośladkach.

Historia jest taka, że światem nie rządzą już rządy, tylko wielkie korpologa. A korpologa żyją dzięki temu, że się masowo reklamują. Ludzie sobie źle świat urządzili. Ani Heniek z Gienkiem, ani dowolne miasto nie są w stanie przygotować biegu ulicznego. Nie można dać jakiejś bramy na start i metę, wyznaczyć trasy, dać trochę na pomiary itp. Nie, to są wymogi i musi być fafarafa, więc uśmiechamy się do sponsorów. A zaraz potem do śmieciarzy.

Mówiąc wprost: każdy zapisany na bieg poza numerem startowymi i cudem techniki do mierzenia czasu dostaje też torebeczkę z badziewieczkiem. Bywa tam trendi woda, ostro reklamowany napój energetyczny, baton, żel – czyli chemiczny glut zamiast jedzenia. A tym razem trafiły się też plastry na cellulit na dupsku. Z wyraźnym wskazaniem, że dla jakiegokolwiek efektu trzeba je stosować regularnie. Jedno użycie zdziała tyle, co wypowiedzenie życzenia o księciu na białym koniu do lustra. A może i mniej. Bo słowa ponoć mają moc, natomiast plastry wyraźnie odgrażają się, że po jednym użyciu możemy liczyć na nic. Czyli jeśli nie wyciągnę z portfela kwoty, to ten ich gratis jest mi na nic.

O ile długopis reklamowy może pisać, a parasolem z logo można ochronić się dwa razy w roku od deszczu, o tyle te plastry… I żel… Zwiększają koszty ogarniania śmieci. Razy blisko 10 tysięcy uczestników.

Dobra, umył się, możemy… znowu chodzić. Chodzić to jest jednak moje duże love.

No to najpierw poszliśmy zwiedzać mury obronne i Barbakan, które to mury wcześniej próbowaliśmy od nie tego kierunku.

Cóż, ceglane na ogół jest ładne, wieże i ostre schody lubię.

Beata, Maria, Virgin i Ładysłav. Języki są fajne, czasem śmiesznie do siebie podobne. Jak poznasz ze 2-3 poza ojczystym, to później dasz radę z każdym, którego nie znasz. Nie znając – dasz radę. Na czuja, na farta, na zabawę.

weekend w Krakowie co zobaczyć z dziećmi

Poniżej rejony Barbakanu, w których miasto Kraków dys*yminuje ludzi plu*-size. Sory, nie wczułam się jeszcze w wodniczą fantazję o tolerancji i robieniu tak, żeby każdemu było dobrze. Ja jeszcze koziorożcowo patrzę z góry na tych, którzy nie potrafią wziąć się za siebie.

Wprost i po polsku: wąsko tam jest, co poniektórzy mogliby się nie przecisnąć. I to w takiej multinarodowej metropolii!

Dalej fragment pracy z Akademii Sztuk Pięknych. Kraków, wielkie, stare, prężne miasto. Troszkę artystyczno-bohemiaste. Pewnie niełatwo się tam dostać na ASP. Zastanów się, czy Ty dałabyś radę. Czy byś ogarnęła?!

Przykładowo, w Barbakanie, czyli takiej okrągłej budowli z dziedzińcem, powieszono między różnymi okienkami i otworami niebieskie wstążki, które symbolizują połączenie różnych dzielnic Krakowa, a niebieski symbolizuję Wisła, która w Krakowie przeca jest (o ile dobrze zapamiętałam z tablicy informacyjnej)!

Ja staram się szanować ludzi, ich wysiłki, pracę, spojrzenia i tak dalej. Naprawdę bardzo próbuję. Ale…

Czy magistrant mateMAtyki czyni prace semestralne z dwa razy dwa jest cztery? Albo z: narysuj cztery prostokąty, różniące się długośią boków?

Widoczek na ukojenie nerwów, bo pięknie jest, ciepło i kolorowo jesiennie:

A teraz imponujący widok szerokiej ulicy, otoczonej wysokimi, pięknymi, robiącymi wrażenie kamienicami.

Na którego środku musiano walnąć Grunwald, gdyż dzień bez przypominania o ranach lub kilometr kwadratowy bez pomnika ran w Polsce som niedopuszczalne!

Ja to bym postawiła pomnik: ale fajnego mieliśmy człowieka, który wymyślił, że sobie zrobimy Gdynię, skoro inni przywłaszczyli sobie Gdańsk!

Albo: ale fajnego mieliśmy człowieka, który odkrył węgiel / inny minerał tu i tam!

Ale mieliśmy fajnego człowieka, który zdecydował o budowie kopalń / fabryk i wybudował wokół nich miasto, i sprawił, że bogaciliśmy się, mając swój węgiel / tkaniny / ubrania / części metalowe / traktory!

Albo: ale mamy fajny młody mózg, który wymyślił, że z tego i tego można czyściej i taniej pozyskiwać energię, i myśmy to wprowadzili, wzbogaciliśmy się na tym i uczymy tego resztę świata!

Ale nie. Polacy tylko łumierali. Według oficjalnej narracji. Sikajmy na nią. Pamiętajmy o życiu, miłości, tworzeniu, zabawie, odkrywaniu.

Dobra, teraz już naprawdę do końca będzie tylko miło.

Zapomnieliśmy o dzieciach? Nie, one nie dadzą o sobie zapomnieć!

Kiedy dzieci już marudzą, nudzą się i są znużone chodzeniem, a Ty jednak chcesz jeszcze, chcesz się nacieszyć miejscami i żeby ludzie wokół Ciebie jednak nie jęczeli, to pamiętaj, że… obroni się każde miasto, w którym jest pizza.

Oto i on. Wawel, może Babel, ponoć czakram, czyli miejsce mocy. W sumie to rok temu też byłam na czakramie. I ja ich wcale nie wyszukuję, ani nie planuję. To one rzucają się na mnie 😀 Albo padają mi do stóp 😉

Przyjemnie tam jest. Tam się działo życie, myślenie, tworzenie, planowanie, decydowanie, wzrost, rozwój, rozkwit.

I ta jesień:

I ten zakręt na Wiśle, która tu taka mała i taka… ucywilizowana. W ramy wstawiona. Ładnie wstawiona. Godnie.

I te wygodne chodniki na wałach. I ci ludzie jacyś bardziej zrelaksowani.

Wwa to jednak dziki szaro-sztywno-szpilo-korporalizm lub dzikie i brzydkie chaszczory. A w Krakowie kultura z poszanowaniem dla natury. Bliżej złotego środka. (Pomieszkałabym dłużej, to może widziałabym to inaczej. Ale jak żyć bez romantyzmu i wiary, że gdzieś jest jednak w miarę dobrze?)

Na zdjęciu trzeba dobrze się przyjrzeć, ale na żywo widać stamtąd dużo gór. Naprawdę świetne miejsce na zamek, świetny punkt obserwacyjny. I like it.

Dzieci, dzieci mamy. One nie do końca wzdychają nad górowatością gór widzianych z poziomu takiej twierdzy.

To zrobiliśmy się w jajo, idąc do smoka.

Ach, i jak ja uwielbiam iść na czuja. Chyba tam jest informacja, może bilety można kupić. Idę na czuja – jest, można.

Uściślając wypowiedź: plan ramowy rzeczy poważnych (nocleg, opłacony już bieg) musi być, ale trasa i punkty do zaliczenia wybieram czasem na wesoło i palcem jak dzidzia.

I czy myślisz, że ja musiałam czekać jak niektórzy na to, aż on zacznie robić ogień? Nie, bo kiedy jestem w swoim drepczącym po świecie flow, to nie wiedząc, że to umie ziać, nakierowuję telefon do zdjęcia, i jak cykam, to on zaczyna ziać. Proszę, dziękuję, nie ma za co.

Pisałam wyżej, że zrobiliśmy się w jajo? Drugi dzień intensywnego chodzenia, Mąż biegł półmaraton, każde z nas miało kilometry w nogach, przed nami jeszcze powrót do domu… A jaskinia smoka polega na pokonaniu niekończących się kręconych schodów, prowadzących w dół, przejściu przez dziury między skałami, no i jesteś człowieku nie dość że poza murami zamku, to x pięter niżej. I musisz to wejść z powrotem, w górę i w dal. Nawet nie z z powrotem (trasa jednokierunkowa) tylko naokoło.

Ale któż by nie wrócił w takie przyjemne i ładne miejsce w tak piękny, słoneczny, ziemią i liśćmi pachnący dzień?

Pa, pa, Krakowie i mam nadzieję, że do zobaczenia! I że udrożnicie wylotówkę na współczesną stolycę 😉

Przejdź do cz. 1 relacji z Krakowa.

Zobacz fotorelacje z innych miejsc.

fotorelacje
weekend w Krakowie z dziećmi - co robić

Weekend w Krakowie po mojemu cz. 1. 🎁

Będzie relacja z wyjazdu. Weekend w Krakowie z dziećmi. Tak po prawdzie to weekend nie jest po mojemu. W moim stylu byłaby wolnościowa eskapada w środku tygodnia. Pamiętaj: wolny człowiek zwiedza miejsca w tygodniu, najlepiej w środku dnia, natomiast samochodem jeździ w weekendy. Najlepiej do Wwy w sobotę, a z Wwy w niedzielę wieczór. Wtedy zawsze jesteś odszczepieńcem, do którego należy świat, który nie zna pojęć tłum czy korek. To jest życie!

Ale jednak pojechaliśmy na weekend, gdyż ponieważ to i tamto, o czym później.

Sobota

W sobotę Kraków mi się nie podobał.

Osiedla spoko, przejazd znaczy ulice spoko, szerokie. Zielono. Trochę jak w Lublinie, skąd pochodzę i gdzie przemieszkałam też kilka lat z Mężem i dziećmi. Okolice stadionu znaczy Areny spoko.

Ja, jak to ja, tłumaczyłam dzieciom świat wprost i po mojemu. Kiedy Starszy zapytał, dlaczego na zewnątrz budowli są takie… dziury, druty… powiedziałam, że chcieli, żeby stadion wyglądał na wieeelki, ale zbudowali mniejszy i dokleili naokoło druty, żeby wyglądał na szerszy. Jeśli ktoś ma inne wytłumaczenie metalowych drabinek, może je podać.

weekend w Krakowie z dziećmi - arena Kraków półmaraton
Źródło zdjęcia: https://www.tauronarenakrakow.pl/

Natomiast jakąś godzinę później tłum na Starówce mnie przytłoczył. Przygniótł. Tlen mi odebrał. Oczy obciążył niemal do stanu zawieszenia z przegrzania.

No ale sobota, październik z nowymi studenciakami, ciepło jak we wrześniu. Pewnie w chmurną, chłodną środę byłoby lepiej.

Wolę góry. Dodać jeszcze ze sto kilometrów i masz królestwo krzaków i kamieni.

Ja bardzo lubię ludzi, przy czym najlepiej 1 : 1. Im gęściej, tym dla mnie gorzej.

W sklepie przy Rynku aż się zacięłam. Mała powierzchnia, dużo ludzi, wąskie przestrzenie pomiędzy regałami, te dużo ludzi chodzi w te i we w te, bo nie ma czegoś takiego jak jeden podstawowy kierunek wędrowania przez sklep. Ja z koszykiem, Mężem i dwójką dzieci ciągniętych za sobą. No ja w takich warunkach przestaję funkcjonować.

Stanęłam z boku. Czyli w przejściu, bo tam wszędzie było przejście. Postawiłam koszyk i tylko instruowałam mężczyzn mych, co mają ściągać z półek (no nie wiem, tak, żebyście jutro nie mówili, że głodni, że nie ma, że za mało). Przynosili i szli po następne, a ja trwałam w zdegustowaniu, przytłoczeniu i bliskim hibernacji trybie przetrwania.

Ciężko się zrobiło, rozluźniamy atmosferę.

Jednym z plusów Krakowa jest to, że w ogóle nie śmierdzi (Starówka i okolice), a na pewno nie śmierdzi tak, jak miasto z dobrym klimatem, w którym mieszkam znowu od paru lat. Zdrowo dla ludzi. Brawa dla władz, które podjęły efektywne kroki. Choć jakbym więcej poczytała o sprawie, to pewnie zrezygnowałabym z braw dla władz. No ale pozostańmy na lukrowej powierzchni czystego Krakowa.

The noc

Przynajmniej tam, gdzie my spaliśmy, w nocy było jasno. I dopiero będąc w tym, przypomniałam sobie ten widok i te odczucia, które przecież miałam na co dzień w dzieciństwie.

W takich miastach w nocy jest jasno. Gasisz wszystkie światła w domu i wciąż widzisz wszystkie meble i rzeczy. Nie ma możliwości się potknąć. Chyba że zamkniesz oczy. Tu gdzie teraz mieszkam jest zdecydowanie inaczej.

Jak może kojarzycie, ja chcę mieszkać na wsi, ale chyba postawię sobie latarnię w oknie.

Widok z okna. Wieczorem deszcz, a rano piękne słońce na piękny dzień:

Weekend w Krakowie z dziećmi: Niedziela

O, ten dzień był piękny. Nawet ludzie mi nie przeszkadzali pomimo ich chorej gęstości. Może Księżyc zmienił znak zodiaku, czy coś. Po pierwszym dniu żałowałam, że się tu w ogóle targaliśmy. A drugiego było wspaniale.

Po śniadaniu i spakowaniu się wyruszyłam z Chłopcami (8 i 6 lat) na Starówkę. Mieliśmy do niej 5-10 minut piechotą. No ale Stare Miasto w Krakowie jest ogromne i przejście od jego granic do Rynku to już jest solidny kawałek spaceru.

Jak głupia próbowałam dzieciom pokazać, co jest “ważne” w Krakowie według naszej kultury. No żeby kojarzyli, jak będzie coś w książkach o tym mieście, kościele Mariackim czy Wawelu. I tak drugiego dnia robię powtórkę:

A czy ktoś pamięta, jak nazywają się krzaczory wokół Starego Miasta w Krakowie? – no mówię, że jak głupia.

I tak pomiędzy matkowym wciskaniem faktów a dzieciowymi pytaniami z d*py o wszystko co nie na temat doszliśmy na Rynek. Słoneczny i jeszcze nawet pustawy.

No i nie oszukujmy się, że przyjechaliśmy tu na spontaniczną wycieczkę, bo się matce zachciało. No nie.

Mąż biega i taki sobie cel wymyślił, że w tym roku chce poprawić swój wynik w półmaratonie na oficjalnie mierzonych zawodach. No to sobie pojechał i poprawił. A wierna Żona telepała się z nim i dziećmi te dwa województwa dalej.

Także staliśmy, kibicowaliśmy, czekaliśmy na przebiegnięcie Męża i rozbieraliśmy się, gdyż słońce.

Ponieważ po tym Rynku Mąż miał jeszcze prawie drugie pół trasy do przetruchtania, my spacerowaliśmy sobie dalej niespiesznie po Starówce.

Herbatę i podjadanie załatwiliśmy na Plantach. Przyjemne to jest miejsce. Właściwie jeśli miałabym mieszkać w mieście, to Kraków wygrywa z Wwą bezdyskusyjnie. I wygląd miasta, i nie widać tu tej warszawskiej sztywności wyniosłych ludzi.

W tych czasach pędzących zmian nie miałam już rozeznania, czy jak będziemy karmić gołębie, to dostaniemy w czaszkę od jakiejś piskliwej starszej albo młodszej pani czy nie. Więc my tak tylko troszkę i cichaczem.

Potem babeczka, która od paru miesięcy bawi się astrologią natknęła się na gołego Merkurego:

Merkury w Krakowie

Chciałam, żebyśmy zwiedzili mury obronne, które widać tu za Merkurym, ale ochroniarz nam powiedział, że od tej strony to nie. No to nie.

Poszliśmy spotkać się z Mężem przy aucie. Po drodze, nawet poza Starówką, też jest ładnie:

Weekend w Krakowie z dziećmi po mojemu – część druga tutaj.

Zobacz fotorelacje z innych miejsc.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje

Ładne zdjęcia, czyli wycieczkujemy +

Jadąc samochodem trafiliśmy na audycję z Kulfonem i Moniką. Też wybierali się na zwiedzanie, przygotowując sobie kanapki z serem i herbatę w termosie. Uwielbiam to! W przeciwieństwie do wieprzowiny Peppy, która pewnie zatrzymałaby się na przyautostradowej stacji obsługi podróżnych na żareło z sieciówki albo i ze stacji benzynowej.

Bądźmy “domowej roboty”: z kanapkami ze składników z najbliższego sklepu, jabłkami z targu zapakowanymi w bawełnianą ściereczkę, kabanosami, woreczkiem na swoje śmieci i wodą z kranu lub filtra w wiele razy używanej plastikowej butelce.

Wchodzimy w klimat:

Kazimierz Dolny klimat

W odpowiednim ałtficie, łączącym kobiecość z wygodą (w sandałach zrobiłam niedawno nieplanowane wieele kilometrów i mogłabym nie dać rady kolejny raz):

Kazimierz Dolny klimat

Idziem dalej, a kamienie miłe oku takie naturalne i takie różne:

Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat

Robimy zielono:

Kazimierz Dolny klimat

Nie, to nie to. Teraz dopiero będzie zieleniej:

Kazimierz Dolny klimat

Podziwiamy architekturę nieoszczędną. Z czasów, gdy nie płaciłeś zusu od każdego pracownika ani vatu od każdego swojego ruchu, jeno rolnicy cierpieli dziesięcinę (podatek równy 10% dochodu, reszta ich). Z czasów, gdy projektowo, czasowo i finansowo ludzie pozwalali sobie na fantazje frezów, wieżyczek i umysłowo nieuzasadnionych stożków. Zwróć też uwagę na wielkość tych drzew. Człowiek ze swoją kreatywnością i braniem ziemi w poddanie jest wciąż częścią przyrody, a nie jest ponad nią:

Kazimierz Dolny klimat

I jeszcze bardziej w zieleni:

Kazimierz Dolny klimat

Zachwyca mnie różnorodność kwiatów, traw i innych roślin w takich pół-dzikich terenach. Robią swoje, ozdabiają, zwierzątkom domy i cień, i wilgoć dają.

Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat

Ogród przyklasztorny:

Kazimierz Dolny klimat

Orły, herosy – widział kto jeszcze takich?

Kazimierz Dolny klimat

Straszno-ładnie. Jaka by ta religia nie była, świat, który ją odrzuca, nie idzie w lepszym kierunku.

Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat

I widoczki:

Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat
Kazimierz Dolny klimat

I dobranoc:

Kazimierz Dolny klimat

A na wieczór jeszcze to:

Kazimierz Dolny klimat

Świetny, klimatyczny koncert muzyki klezmerskiej, bałkańskiej i tang Astora Piazzolli. Dobrze mi zrobił ten wieczór. Zespół Street Whispers.

Kazimierz Dolny klimat

Tekst opublikowany po raz pierwszy 17 sierpnia 2021.

fotorelacje

Jest zachwyt: Przez pół Polski 🎁

Spakuj się i rusz.

Zaplanuj powstanie przerwy w deszczu, kiedy będziesz w miejscu idealnym na śniadanie. Może nad rzeką?

Obserwuj czaplę w locie.

Zachwyć się… pasem zieleni na środku autostrady. Przyroda ma moc i jest piękna. Wystarczy jej nie przeszkadzać np. maniackim goleniem roślin.

Zorganizuj kolejną przerwę w deszczowej pogodzie na kolejne prostowanie nóg. Może w okolicach gotyckiego kościoła z roku tysiąc trzysta cośtam, w którym można zgubić wodę i czapkę, i wrócić po nie po godzinie?

Baw się w fotografa. Zachwyć się grą światła i cienia.

Znajdź kolorowo pomalowany dom. Ludzie takie pokazują z pobytów w innych krajach. U nas też są! Nawet jeśli niewiele, to… [zdradzam tajemnicę] w zagramanicznych miastach to też bywają dwie kamienice na wielomilionowe miasto i wszyscy turyści obfocają te dwie.

Udokumentuj ludzką kreatywność, jak się dzisiaj mówi. Dla mnie: ludzką ludzkość, pomysłowość, zamiłowanie do piękna, własny gust, wyrażanie siebie, realizowanie swoich wizji i potrzeb, a nie jechanie schematem z tiwi, ustawianie w rzadku wielu domków identycznych (Majdanek stajl) lub kopiowanie sąsiada.

Kanał Elbląski? Proszę bardzo.

Tutaj przyszło do mnie takie spostrzeżenie, że… wcale nietrudno wywołać wrażenie, ile to się nie zrobiło czy zobaczyło jednego dnia. Jak różnorodnie, intensywnie.

Tekst mogłam nazwać górnolotnie przez pół Polski, wrzucić wiele różnorodnych krajobrazów i miejsc (mogłabym jeszcze więcej!), podkolorować je, dodać zdjęcia z dekoltem i tyłkiem na wierzchu, przeciągnąć się przy barierce, przebrać sześć razy przed kolejnymi zdjęciami i popozować z jakimś lodem, jogurtem, koszem piknikowym czy lodówką. To by było niewiele więcej wysiłku – i mielibyśmy seksi professional blogging!

A prawda jest taka, że w tym przykładowo miejscu stałam może pięć minut. I pojechaliśmy dalej. Tak było.

Ale mogłam tak samo postać pięć minut, cyknąć foty i… dopisać zupełnie inną narrację.

Pozachwycaj się jeszcze teksturą drzwi albo tymi kamienicami ogólnie.

W bocznej uliczce odkryj perspektywę, z której jako tako ujmiesz całą budowlę.

Porozmawiaj z przemiłą i otwartą panią z budki z lodami, która działa od 37 lat. Z taką panią, która z uśmiechem, ale nieustępliwie przypomni dzieciom, że najpierw to trzeba powiedzieć dzień dobry. Streść jej opowieść swojego życia, a w zamian dostań cynk o nieznanej trasie do przejścia, któej jeszcze nie przedeptałaś – tej w bocznej uliczce.

Dojedź w końcu do celu i dowiedz się, że nocleg obniża Ci cenę. Bo tak. Porozmawiaj z menedżerem tego miejsca o ynternecie w biznesie, dostosowywaniu się do zmian, o (nie)pozycjonowaniu się.

Potem spotkaj rodzinę dzików, idących główną ulicą. Prawym pasem.

Dzień dobry, Morze!

Dojdź do wniosku, że przyroda czasem zachwyca, a czasem… Patrzysz na coś niesamowitego i… to Cię nie dziwi. Wielkość morza, wodospad, skały, chmury, Islandie i flemingi.

Bo nasze ciała obcują z tym przecież od wielu, wielu tysiącleci, a może i milionów lat! Znamy to dobrze.

Stań, przyjrzyj się wzlatującej parze kaczek i podumaj, pozachwycaj się:

Niesamowite, jak i że te kaczki lecą. Jakie silne mięśnie, że utrzymują w powietrzu i pchają sprawnie do przodu te duże cielska.

Nie powstrzymuj się przed pocztówkowymi tematami.

Podziwiaj kolory na linii horyzontu. Upajaj się i pomarańczem, i różem, i granatem.

Spotkaj pana, który jest tu pierwszy raz i z przejęciem informuje Cię, że tu są dziki. No i chyba przestrzega, żebyś uważała. Właściwie to chyba chce, żebyś się bała. Ni. On zakłada, że będziesz się bała, bo on, stary chłop, się boi.

A Ty jesteś stara cwaniara i bywasz tu tak często, że dobrze wiesz, że te dzikie bestie to zwykły element tego miejsca. Poruszają się, gdzie chcą. Nigdy od tego nie umarłaś.

Pan myśli, że mu nie wierzysz, to podchodzi z komórą i pokazuje dokumentację fotograficzną. Mężczyzna 50+, który zobaczył dzika i to przeżywa.

Znaczy cudnie. Jednak proszę, chodź po krzakach i prowadzaj kolejne pokolenie po krzakach – niech nie stracą okazji do zobaczenia węża, dzika, sarny, ryby, ptaka, szlaku…

Rozmawiając i spacerując przeczekaj, aż chmury się przerzedzą – będą jeszcze lepsze kolorki.

Zachwyć się i tymi sztucznymi, przez człowieka stworzonymi. Kolorki to kolorki.

Po tym, jak w czasie drogi dwukrotnie wysłuchałaś słuchowiska pt. Dudek, na koniec dnia traf na taki widok:

Zadziwiaj się jasnością i światłością, kiedy dochodzi dwudziesta druga. No fajnie no!

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje