slow life

tekst urodzinowy blog Pani Strzelec

List z podsumowaniem roku, czyli tekst urodzinowy :)

Niedługo moje urodziny, do tego grudzień i koniec roku w ogóle. Podsumowuję.

Miał być rok JA - czy był? Czy coś zmieniłam?

Przepowiadałam, że to będzie rok JA. I był. Po latach finansowego i pracowego marazmu (dwójka dzieci bezplacówkowych + dom to wciąż moja rzeczywistość) wzięłam się i zaczęłam zatrudniać się do zleceń. Zajeświetnie jest dostawać swoje pieniądze. Niezbyt fajnie jest siedzieć przed kompem, robiąc niezbyt fajne rzeczy. Na blogu robiłam lepsze, mądrzejsze. Ale cóż, czasem człowiek potrzebuje albo chce cyferek na koncie. To siebie wzięłam i zorganizowałam.

Lata było bez zmian, nie wiedziałam, jak ruszyć, jak się uruchomić. Byłam zestresowana, wkurzona, zmęczona. Teraz jestem trochę mniej zestresowana. Ruszyłam. Wyłamałam jakąś ścianę. Dotknęłam swoich możliwości.

Minimalizm

Wciąż jestem minimalistką, choć nie całkiem skrajną. Jestem minimalistką z rodziną. Ale wciąż irytują mnie rzeczy poustawiane na wierzchu, walające się na wierzchu.

Więc ja za pieniądze nie dokupię sobie trzech kurtek do kurtki już posiadanej, tylko wymienię ją na lepszą, cieplejszą, a poprzedniej się pozbędę.

Mogę wymieniać średniawe rzeczy na lepsze. Mogę kupować lepsze jedzenie. Ale nie dokupywać, dodawać gratów.

Porządek

Mam obsesję kontroli, to na pewno. M.in. z niej wynika potrzeba porządku. Ale też z tego, że BARDZO łatwo mnie przebodźcować.

Stół z 2 kubkami działa na mnie lepiej niż stół z 34567 kubkami, 7 papierkami i śrubokrętem.

Kiedyś byłam taką idealistką, turbo uczciwą. Turbo uczciwością było dla mnie najpierw sprzątnięcie, przejrzenie, ułożenie wnętrza szafek, a później sprzątnięcie wierzchu, na którym też zostawiałam rzeczy do sprzedania, naprawy, te bez kategorii. Żeby w środku było ideolo! Czyli na wierzchu nigdy nie było dobrze.

Właśnie odłożyłam idealizm na półkę w piwnicy. Teraz idealizuję wierzch 😉 Mam chorą wizję, że przychodzi do mnie w jakiejś sprawie Zjawiskowy Brunet i to jest moja motiwejszyn. Durna, ale pozytywna, przyjemna, estetyczna. I mam coraz ładniejsze z wierzchu mieszkanie!

Stare - usunąć

Jak ja nie lubię taplać się w przeszłości! Pamiątek i zdjęć rodzinnych czy wakacyjnych nie używam. Lata temu zauważyłam, że książek, nawet takich, które mnie zachwyciły, nie czytam drugi raz. Nawet tych "life-changing". W tym roku znów robiłam czystki w książkach. Do sprzedaży poszedł nawet mój ukochany Tom Hodgkinson z jego Jak być wolnym. W świat poszła nawet wspaniała Agnieszka Maciąg.

(Tutaj moje Vinted)

Zostają głównie podręczniki, w których są rozdziały, opisy, do których się wraca. Np. podręczniki do... astrologii.

Jakbym jeszcze zebrała w sobie moc do usunięcia starych plików, zapisków, notatek, list zadań... Irytują mnie! Mam spisane setki wartościowych myśli i pomysłów. Cóż z tego, jeśli doba jest skończona, nasze życie jest skończone i nie wszystko się w nim zmieści, a jak widać priorytety mam inne... Skoro te rzeczy leżą zapisane, a nie zrobione, to może są nieważne?

Astro

Przez kolejny rok astrologia została ze mną. W wiele tematów się wciągam i one się jakoś kończą, wyczerpują, najadam się i wystarczy. Astrologia póki co zostaje.

Nie modlę się do niej, nie jest dla mnie wyrocznią czy czymś takim.

Stosuję ją głównie do rozczytywania ludzi, przede wszystkim siebie. Ponieważ w wielu przypadkach podpowiedzi astrologii się sprawdziły, to stosuję ją dalej, by... szufladkować sobie ludzi. Możesz mieć obrazowy skrót człowieka. Ogólną instrukcję obsługi danego egzemplarza. Mieć wskazówkę co do tego, jaką ma osobowość, jak myśli, ile ma energii do działania, na co nie zwraca uwagi, czego potrzebuję do poczucia komfortu, czego możesz się przy nim spodziewać, czy jest chaosem, czy jest sztywniakiem, czego Ci nie da, ile będzie potrzebował dotyku, ilu imprez, a ile samotności.

Do tego mitologię można sobie odświeżyć.

Pamiętajta, pierwsze święto kościelne i nawet chyba państwowo wolne w nowym roku kalendarzowym to Święto Trzech Mędrców Parających Się Astrologią.

Human Design, czyli leż więcej, kobieto

Z human designem zetknęłam się jakiś czas temu - to kolejna próba opisu danego człowieka, typy, cechy - i mnie zaciekawił, aczkolwiek (to se na pralkę przyklej) wtedy nie było o nim wielu informacji, a w języku polskim to w ogóle prawie zero.

Gdy tylko zobaczyłam, że wydano książkę po polsku, kupiłam. System jest bardziej skomplikowany niż astrologia, jest zbiorem danych z kilku tradycji: astro, chińskiej, kabały... Nie wiem, czy ufam budowie tego systemu. Nawet nie doczytałam, skąd dokładnie się wziął - o ile gdzieś o tym piszą. Astro jednak jaśniej się wyprowadza.

W każdym bądź razie opis mojego typu jest dość ciekawy, bardzo trafny i kurka, nikt nie wie, jak z nim żyć! Bo to jest typ bez silniczka (ja mówię: Mars w Byku). Nie mamy energii. Musimy więcej odpoczywać. Działać, jak poczujemy instynktownie, że mamy działać. Los społeczeństwos ma nas wynagradzać za unikalne spojrzenie na sprawy, za kierowanie energią innych.

Wszystko kumam. Mam to przecież od zawsze w sobie. Tylko nikt nie instruuje, jak zrobić śniadanie, okiełznać dzieci i zapłacić rachunki, leżąc, pachnąc i mając genialne myśli.

Human design zostawia człowieka z wiedzą, że człowiek nie nadaje się do życia w obecnym systemie. Thenk ju.

Slow life

Pisałam kiedyś trochę o sloł lajfie, lubiłam, nieco uprawiałam. A nieco mnie denerwował. Narosło mu konotacji, związanych z życiem na wsi. A ja nie o tym.

Slow life, spowolnienie, kojarzyło mi się z wolnością i dowolnością zarządzania własnym czasem. Z nieuczestniczeniem w gonitwie, z niezgadzaniem się na wszystkie propozycje i spotkania, z cenieniem swojego prywatnego czasu, czasu wolnego od zobowiązań, czasu w domu lub w lesie, z bliskimi.

Przyszło mi do głowy takie coś:

Slow life to życie z puszczonymi ramionami, luźnym brzuchem i głębokim oddechem.

O ten brak stresu, spinki i gonitwy mi chodzi.

Był parę lat temu czas, kiedy ludzie zaczęli wypisywać, ze teraz luksusem i bogactwem to jest wolność wybierania, co robisz, jak i z kim, wolny czas, wolność wyłączenia telefonu i bycia poza zasięgiem. Myślałam, że to tylko pięknie brzmiące cytaty.

A jednak wielu ludzi dziś to wybiera. I to nie tylko ci, którzy mają nie wiadomo jakie zaplecze finansowe.

Ludzie zaczynają cenić pewną dozę spokoju i wolności.

Gonienie za finansami i awansami, i więcej, lepiej, mocniej przestało być uniwersalnym, jedynym słusznym dążeniem. Tak to widzę. I zgadzają się ze mną eksperty od pokoleń x, y, z (ciekawe, czy i oni szykują nam apokalipsę w związku z zakończeniem alfabetu, czy pojedziemy jeszcze z Źetem i Żetem?).

Pieniądze

W tym roku, jak już pisałam wyżej, zaczęłam mieć swoje. I chcę już zawsze mieć swoje. Mam swoje cele, na które zbieram. Mam coraz więcej swojej niezależności. I tak, poczucia własnej wartości, pewności siebie, samodzielności. W tym opowiadaniu o kobietach niezależnych i pieniądzach, to jednak nie chodzi tylko o pieniądze. Choć one są ważne. Możliwości, jakie dają, są ważne.

+ plan na rok

W tym roku postawiłam pierwszy krok - zaczęłam konkretniej, regularniej zarabiać. To bardzo ważny krok! Rozbiłam jakąś nierozbijalną do tej pory ścianę, coś otworzyłam.

Moim celem finansowym teraz jest... zarabiać na utrzymanie swoje i dzieci: rachunki, jedzenie, ubrania.

Czy to nie wygląda śmiesznie u kobiety, która już jest po trzydziestce? A bo ja wiem? Taką drogę sobie wybrałam. Nie chciałam lecieć według schematów.

Z kilkudniowym dzieckiem - pracowałam. Wtedy mieliśmy własną firmę.

Z kilkuletnimi dziećmi robiłam blogi, z czego ze dwa razy były konkretniejsze kwoty, a na co dzień ilość poświęcanego czasu i pracy nijak nie miała się do zarobków. No, ale czego się spodziewałaś, idealistko, minimalistko, pisząca o ideałach, ekologii i niekupowaniu!?

Z kilkuletnimi dziećmi zajmowałam się dziećmi. Idealistka.

Matka

A teraz ćśśś... Zdradzę tajemnicę. Ja być może nie różnię się w swoich dążeniach i wartościach od babek, które cisną w karierę i odwlekają dzieci - koniec normalnego życia - na później.

Ja po prostu pocisnęłam inteligencją i wymyśliłam to lepiej 😉 Zamiast mieć super lajf w kasie i wolności do wieku 35, a potem dzieci, zjazd formy fizycznej i finansowej, ja zorganizowałam się tak, że gdy będę miała 43,5 (a wyglądała będę na max. 38), to moje najmłodsze dziecko będzie po 18stce i po maturze.

Nie będę jeszcze taka stara, słaba, pomarszczona. I wtedy, ze sprawnym ciałem i mądrą głową - będę tylko ja i to, co ja chcę robić.

Tak się wycwaniłam! Tak zhakowałam system.

Afirmacje i tym podobne czary

Pisałam Wam któregoś razu o afirmacjach, manifestacji, o tym, że stosuję. Czy bez nich ja bym w tym roku dokonała swojego przełomu? Możliwe, że nie.

Nawet jeśli afirmacje nie działają w sposób magiczny, to one działają, bo... powtarzasz sobie przez wiele dni jakieś zdanie np. o sobie, swoich możliwościach czy o naturze świata i później możesz tej myśli użyć.

Jeśli uważasz się za ofiarę, ciamajdę, pechowca, to jak masz to przerwać? Skąd wziąć wiarę, nadzieję, siłę, jeśli w głowie w ogóle nie masz obrazu, że coś może Ci się powieść?

Trzeba dopuścić do siebie myśl. Nową myśl. Wcześniej nieznaną i nieuprawianą. I podlewać ją. Tzn. powtarzać. Nastroić mózg na wyłapywanie z rzeczywistości czy to możliwości, czy to dobrych znaków, czegoś, czego można się złapać.

reklama - stała współpraca ambasadorska

Przyszło mi do głowy, żeby dopisać to do tej listy, gdy myłam zęby. Często mam pomysły i eureki przy wodzie, w wannie, w łazience, podczas mycia się. Więc kręcę się po tej łazience, myjąc zęby i patrzę na żel pod prysznic, który kupiłam za jakąś stówę. Obok niego kilka innych kosmetyków, które rzeczywiście robią mi różnicę, są przyjemne, wygodne w stosowaniu i mają spoko składy.

Czy bez powtarzania sobie pewnych rzeczy o pieniądzach czy zasługiwaniu, ja bym to tam miała? Kiedy w mojej głowie były tylko myśli o oszczędzaniu i chowaniu się w miejscu, które wcale nie było strefą komfortu, tylko szczypania się?

Kobiece bzdurki i zdrowie

W tym roku, pierwszy raz od nastoletniości, przypomniałam sobie o kobiecych rytuałach dbania o swoją zewnętrzną powłokę. To dbanie jest w pewnym stopniu nierozsądne, biorąc pod uwagę mój rozsądek na poziomie Benjamina Franklina, protestanckiego purysty i dusigrosza.

No i kij trzeba z tyłka wyjąć.

A smaruję się. Dwuetapowa poranna pielęgnacja twarzy to u mnie nowość i szaleństwo 😉 Czasem nawet machnę oddzielnie czymś pod oczy. Choć na wygląd dobrze robi przespana noc, mówię Wam!

Także tak uprawiam zbytek, relaks i przyjemność. Z przeboskim żelem pod prysznic, z balsamem do ciała, wsmarowywanym w dekolt i szyję, żeby nadal nikt nie wierzył w mój pesel. Z kremem do rąk, który po prostu działa - nie uwierzyłabym, gdybym nie spróbowała. Raz nawet szalenie wyjęłam godzinę ze swojego dnia, żeby zrobić sobie spa dla stóp.

I zaczęłam używać odżywki do włosów. Rok temu je mocno skróciłam, bo były w złej kondycji i wyglądały źle. Nie mogłam dobrać dla siebie szamponu, po którym byłoby ok - nie tłusto, bez łupieżu. Rok temu to aż rodzina mówiła mi, że źle wyglądają i kupowała odżywki. Do teraz sytuacja się w miarę unormalizowała (szampon i odżywka z firmy, z którą współpracuję).

Trening

Niesamowite jest to, że ja trzymam się nowego nawyku od sierpnia roku 2020. Tym razem nie wyszedł z tego słomiany zapał. Ćwiczę. Były ze dwa lata hantli i treningu siłowego, z rok pilatesu, przeplatanego czasem jogą. Ostatnio poza pilnowaniem kręgosłupa na ogół tańczę, czyli pojawiło się kardio.

Cieszę się, bo leżenie leżeniem, fajne jest, ale ja mam potrzebę mieć ciało, które mi służy, potrzebuję mieć nad nim kontrolę, potrzebuję wiedzieć, że jestem jako tako silna, ładna i że nie hoduję sobie skrzywień postawy, które zaczną dawać się we znaki i denerwować na co dzień.

Pamiętaj: ciało zostanie z Tobą do końca podróży po tym świecie. Na sto procent! Małżonek może odejść, dziecko się wyprowadzi, pies zdechnie (wg niektórych eko aborcjonistek to umrze, nie zdechnie), dom można Ci odebrać jakąś ustawą, samochód spalić. Zostanie ciało i to, co masz w głowie, sercu, charakterze.

Idealizm i wartości

Ja to taką grzeczną dziewczynką zawsze byłam. Łykałam wszystko, co mi mówiono. Wierzyłam w dobrą wolę i dobre starania innych ludzi.

Szanowałam nauczycieli. Gdzieś w drugiej klasie gimnazjum (14 lat) pierwszy raz zetknęłam się z tym, że można nie uznawać autorytetu nauczyciela. Tata koleżanki wypowiedział się o naszej wychowawczyni... nie jako o słusznej alfie i omedze. Był to może nie szok, ale puzzle, z których miałam zbudowany świat, zaczęły się rozłazić, nie pasować, mieć dziurę. Przestały się łączyć.

Na progu dorosłości logicznym umysłem swym wydedukowałam, że celem polityków nie jest dobro łojczyzny. Gdy najbliżsi przytaknęli, popłakałam się. Bo ja, jak pisałam wyżej: Wierzyłam w dobrą wolę i dobre starania innych ludzi. U mnie w domu rodzinnym nikt nie mówił ani nawet lekko negatywnie o nauczycielach, ani nie było jak w moim domu obecnym, że przy dzieciach mówimy, że policjant złodzieja nie znajdzie, sąd nie ukarze winnego, a politycy to w dziewięćdziesięciu paru procentach małe, ale na ogół głośne i bardzo śmierdzące psie kupy. Albo końskie. Albo takie zwierząt z zoo - tam to dopiero potrafi człowiek mieć potrzebę zatkania nosa.

Próbowałam uwierzyć też w nielogiczną opowieść o Jezusie i żyć zgodnie z przeczącym sobie samemu i swoim księgom Kościołem. Do pewnego momentu próbowałam w tym być i po prostu nie myśleć. Jako dorosła zaczęłam dopuszczać do siebie myślenie i obserwacje. Nawet człowiek, który próbuje, który wie o Kościele więcej od przeciętnego niuńka, który czytał Biblię i ma jakieś życie wewnętrzne i wiarę nawet, oceniany jest przez tych z zewnątrz jak zwykły leń, który nie chodzi do kościoła, bo mu wszystko jedno poza własną wygodą.

Mama, ale już mniej w głowie mej

Gdybym ceniła własną wygodę, nie zajmowałabym się swoimi dziećmi w edukacji domowej. Kto na samą logikę i praktyczność, a nie z powodu wyższych wartości, decyduje się na życie jak w crowidzie z dziećmi i ich nauką na głowie 24h?

Brzydkie słowo, poświęcenie. Uprawiam.

Bo uwierzyłam w to, że ważne są wolność, miłość, rodzina, drugi człowiek, kochanie bliźniego jak siebie samego i staranie się, żeby dokonywać jak najlepszych wyborów blablabla.

I co mi z tego wyszło? Wyszła(m) mi świętsza od papieża. Mało która inna baba, nawet katoliczka, nawet przejęta dobrem ludzkości i ratowaniem pingwinów, w ogóle zastanowi się nad niepowierzaniem dziecka kijowemu systemowi ze słabo opłacanymi wychowawcami every single day. A która z tych, które pomyślą, zdecyduje się zrobić to w swoim własnym życiu...

Więc inni gadają o Jezusku i wartościach głośniej niż ja, ale jak widzę, oni nie na serio - no w życiu nie stosują. Nie mogłoś, społeczeństwo, od razu dodać dodać gwiazdkę, że o tych wartościach to gadasz tak w cudzysłowie i z przymrużeniem oka?!

I ja powoli, na rozum odklejam się od tych moich wizji wartości, nawet rodzinnych. Życie rodzinne nie jest ciepłe, milusie, pełne szacunku. Każdy człowiek jest oddzielnym człowiekiem, innym, różniącym się i wyładowującym siebie na otoczeniu. Dlaczego mam to dźwigać, a nie powiedzieć, że muszę coś zrobić i iść na paznokcie?

Mam nadzieję kontynuować edukację domową dzieci, póki tylko moje ciało i psyche nie odmówią posłuszeństwa. Ale już bez założenia, że się wielce staram i że będzie miło, i że ktoś doceni.

Uczę się balansować strzelcowe dążenie do wolności, którą chcę dać dzieciom z koziorożcowym dążeniem do tego, żeby system działał skutecznie i dzieci były dobrze nauczone, żeby miały mniej stresu na egzaminie. A żeby nie poświęcić się aż do miejsca zamienienia się w trupa, uczę siebie i dzieci, że to one będą miały egzamin, nie ja. Przestałam stawać na głowie, prosić po 70 razy i chodzić za nimi, żeby dokończyli swoją dzienną porcję nauki. Nie to nie.

Oczywiście, kupciam na program nauczania, ale chciałabym, żeby dzieci skutecznie i na krótko, jak student, nauczyły się badziewia, żeby nie stresować się na egzaminie.

Także tak. Wartości poszły sobie sięgnąć bruku. Czytam feministki i zajmuję się sobą. Najbliższymi też, ale bez oddawania 120% swojego serca i kalorii.

Mniej serio

To mój pomysł na kolejny rok.

Żeby nie przesadzić. Żeby nie przesadzać już. Nie być poważniejszą od najpoważniejszych. Nie wykonuję przecież operacji na otwartym sercu.

Rozluźnić się. Olać. Zrobić coś na 60%, nie na 120. Nie przejmować się.

Żyć życie, a nie leżeć lub stać, bo rozum mówi, że czegoś się nie da, że głupie, durne, albo że pewnie popełnię błąd.

Karina

A skoro ma być mniej poważnie - uwielbiam Karinę z Listów do M. To jest żywioł ognia. Drze się. Na połowę tekstów męża odpowiada, że ma to w d. W cięższych momentach urywa dowolny element samochodu, który wystaje i okłada nim okolicę wraz z okolicznymi ludźmi.

Niby popieram takich zachowań... Ale w sumie jak człowiek wypuści z siebie, to nie trzyma dłużej w sobie. A jak za dużo zbyt długo trzyma, to dostaje turbo chorób na ciele lub umyśle.

Działalność w Internecie

W tym roku kontynuowałam prowadzenie tego bloga plus dołączyłam do firmy, która sprzedaje kosmetyki i suplementy, i działa w formie network marketingu. Zamiast wrzucać na bloga linki do przeróżniastych produktów albo przypadkowe reklamy, mogę reklamować jednego producenta, którego produkty sama stosuję.

Tak to sobie wymyśliłam: że będę pisała bloga na swoje tematy, a Forever, dając mi % ze sprzedaży, będzie sponsorem tego miejsca. Produkty wysokiej jakości, oparte w jak największym stopniu na naturalnych składnikach, skuteczne - widać i czuć efekty! Od dawna pisałam, że jak już coś kupować lub dawać na prezent, to kategorie dla zdrowia oraz zużywalne są świetne. Jeśli w coś inwestować, na coś wydawać, to na kondycję własnego ciała lepiej niż na telewizory czy poliestrowe szmaty.

Po dołączeniu do firmy sama chciałam zobaczyć, jak pracują tamtejsi ludzie. I spróbować ich schematami.

I w końcu...

Już dawno, sprzedając w sklepie stacjonarnym, zaobserwowałam, że kobiecie najlepiej jest dać ograniczoną liczbę wyborów. Jak pokażesz jej za dużo możliwości, to się zacina. Zawiesza.

Ja tak mam, jeśli chodzi o działania w Internecie. Można tyyyyle zrobić. Według niektórych to nie można, a trzeba! Ileż jest poradników, ile dobrych wskazówek! Ile pomysłów przychodzi do głowy! Ile dobrych praktyk można podejrzeć u innych i też dopisać do swojej listy.

Nawet jak to zminimalizuję - a potem znów dopisuję, bo przecież chcę to i to, tamto zrobi dobrze, a tu mam świetny pomysł - to w moim trybie życia zbyt często okazuje się, że tej doby i na to minimum nie starcza.

I tak mi głowa buzuje od świetnych pomysłów, którym brak rąk do realizacji, a teczki zapełniają się kolejnymi spisanymi listami, każda z zaledwie paroma punktami, których i tak nie dałam rady zrealizować.

A ja bardzo chcę robić Internety i to dla siebie, swoje, na własnych warunkach. Nie dla szefa.

Ogólny plan jest taki: jak będę miała czas, bo aktualna praca np. zrobi sobie przerwę albo zmieni ilość pracy (to jest znak zmienny - pracuje w nowym trybie 2 tygodnie, a już mówi o dniu, kiedy warunki tej pracy się zmienią), to będę siadała do bloga. Będzie tu jak najbardziej po mojemu, ale tematy, które mogą i Was zainteresować. Czasem stworzę teksty typowo o produktach, bo tak, buduję sobie z tego swoje źródło dochodu. Nie będę brała na poważnie social mediów, nawet jeśli czasem wrzucę tam garnek z zupą. To jednak nie mój świat.

Sprzedaż

Jak to robić w dzisiejszych czasach, gdy możliwości są niby tysiące, gurów-srurów i ekspertów, którzy Cię wyszkolą albo poprowadzą instagrama - tysiąc razy więcej, gdy sklepy w galeriach handlowych coraz słabiej dyszą, ale dziewczyny na insta biorą setki lub tysiące złotówek za spotkanie, które skołczuje Cię do zmiany życia, upiększenia swoich nadmiernych kilosów i znalezienia króla na koniu? Ech...

Będę to robiła po swojemu, tak, jak czuję i szczerze. Widzę przecież, że Klientki, które spróbowały tych produktów, wracają i domawiają regularnie. Rządzi sok z aloesu i krem propolisowy.

Na zakończenie

Dobrego roku życzę sobie i Wam, i mam nadzieję, że będziemy widywać się tu, na blogu, a może w wiadomościach na insta, mailu, albo i na kawce!

P.S. Kalendarz na 2024 z dodatkiem plannerowo-organizacyjnym, którego sama używam któryś rok z rzędu, jest tutaj.

A tutaj przygotowany przeze mnie tegoroczny prezentownik rzeczy zużywanych, praktyczno-przyjemnych.

A rok temu w tekście okołourodzinowym dostaliście ode mnie instrukcję czytania swojego horoskopu urodzinowego 🙂

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

styl życia
Rozmowy z Bogiem cytaty, Neale Walsch - blog Pani Strzelec

“Rozmowy z Bogiem” – cytaty 🎁

Lubię zastanawiać się nad kształtem świata, wartościami, sensem, nad tzw. wyższymi sprawami. Nie potrafiłabym żyć jedynie na powierzchni, sprzątając, wypełniając swoje obowiązki, jeżdżąc w jakieś miejsca, smoltokując z ludźmi bez tej podkładki głębi, która jest pod spodem wszystkich rzeczy. I o tym będą wybrane z serii książek "Rozmowy z Bogiem" cytaty.

Nie jesteśmy tylko od dreptania po świecie, robienia, spania, jedzenia, kupowania samochodów czy zdobywania tytułów.

Dla mnie jesteś Kimś, nawet jeśli nie masz czym się pochwalić. Bo w każdym jest głębia, jest coś więcej niż widać, coś więcej niż wyczytasz z cv czy innej formy wymienienia faktów z życia.

Tak sobie grzebułkuję w tej głębi. Ja brałam na serio dobre książki, które były lekturami szkolnymi, w których była mowa o wartościach. Ja brałam na serio religię. Dzisiaj otwierają mi się oczy, że chyba byłam jakimś promilem ludzi, którzy brali to na poważnie i wlewali w siebie, przetrawiali. O, ja naiwna. Bo o ile łatwiej byłoby dreptać przez życie, gdybym dostrzegała tylko powierzchnię. Prężnie idą tacy ludzie. Póki co poniektórego nie dopadnie depresja, gdy zorientuje się, że to wszystko nie ma sensu ni celu.

Brałam to na serio. Tę mowę o wartościach. Dlatego dziś podważam jechanie schematem i szarpię się np. z edukacją domową. Albo nie chodzę do koleżanek czy Mamy narzekać na Męża. Albo nie sprzedaję szitu. Albo zapytowywuję się, czy państwo jest urządzone dla dobra ludzi.

Także czytałam Biblię, czytałam grubaśną książkę o dziele Lutra, zaglądam do tytułów około new-age'owych. Dziś już żadnemu człowiekowi ani żadnej książce czy filozofii nie zawierzam w stu procentach. Sprawdzam sobie, co ludzie powymyślali i rozpatruję, czy to klei się z moim doświadczeniem i spojrzeniem na świat.

...

Poniżej kilka cytatów z Rozmów z Bogiem Neale'a Walscha. W zeszycie mam ich więcej, ale... Rozkminki każdego człowieka idą inną drogą. Każdy wyłapuje co innego. Część cytatów wydaje mi się bardzo prywatna, intymna. Tzn. jakbym je tu przepisała, wiedziałabyś, o czym aktualnie myślę, w jakim kierunku zmierzam. A pewne rzeczy chcę zostawić dla siebie. Niektóre cytaty z kolei byłyby niezrozumiałe, jakby wyrwane z kontekstu, skoro Ty nie zajmujesz się aktualnie tym, nad czym dumam ja.

To jest dziwna książka. Za pierwszym podejściem, kilka lat temu, odłożyłam ją po przeczytaniu początkowych stron. Dziś czytam już trzecią, ostatnią część.

Pamiętaj, że możesz przeczytać książkę, w której połowa jest treści jest genialna, a z połową się zupełnie nie zgadzasz. Pamiętaj, że możesz lubić i cenić Cejrowskiego, co nie znaczy, że podpisujesz się pod absolutnie każdym jego słowem.

Tematyka Rozmów z Bogiem, szczególnie pierwszej części, jest dla mnie pociągnięciem dalej tezy książki Wolna Wola Tomasza Chałko, którą z chęcią odświeżałabym sobie raz w roku.

"Rozmowy z Bogiem" - cytaty

Duszę obchodzi jedynie to, jaki jesteś, kiedy zajmujesz się tym, czym się zajmujesz.

- Czyli tak naprawdę w życiu chodzi o naszą postawę w tu i teraz. Nie o nasze przekonania, myśli, stan posiadania, filozofie, plany itd. Może chodzi o to, czy to, co robisz, robisz z miłością albo przynajmniej z uśmiechem?

Duszy zależy na byciu, a nie na działaniu.

- Slow life zatwierdzone przez wyższą instancję.

Mieliśmy dziesiątki lat, gdy ludzie byli nastawieni na mrówczą pracę, pięcie się po drabinach, zdobywanie, dokształcanie się, doskonalenie i wypełnianie swoich dni tak, aby było ciasno, z zadyszką i imponująco. Może już wystarczy?

Mamy ciało, umysł i duszę. C-u-d. Ciało potrzebuje się poruszać, ale też wyspać. Umysł niech nam służy praktycznie, ale nie jesteśmy tylko nim. A dusza chce po prostu być, doświadczać.

Także wołajmy o harmonię. Teraz do jej uzyskania potrzebujemy ciachnąć kulturę robienia-robienia. I to już się dzieje. Słyszałaś o tzw. wielkim odchodzeniu (ludzi z pracy)? O ludziach decydujących się na proste życie i rezygnację z wyścigów słyszymy od lat.

Zrób, co musisz, bo ciało potrzebuje zjeść i odpocząć pod dachem. Ale później pozwól sobie także tylko być.

Życie to proces tworzenia, nie odtwarzania.

- Znów: bądź uważny tu i teraz, orientuj się, co się dzieje, co czujesz, co widzisz, co robisz. Próbuj nie jeździć schematami. Algorytmy są dla maszyn, które mają nam służyć. A my jesteśmy ludźmi. Czymś więcej niż tworami, których jedynym celem jest efektywność robieniowa.

Nie kopiuj, nie powielaj tego, co robiłeś wczoraj, miesiąc temu i pięć lat temu. Bo się zapętlisz w tym, co jest i niczego innego nie poznasz.

...

A dalej w lekturze "Rozmowy z Bogiem" znajdziesz cytaty na przykład o tym, że Bóg nas kocha. Nie że osądza, nie że karze, nie że wymaga. Że nie żyjesz po to, by go zadowolić. Albo że zadowalasz go, żyjąc, a nie spełniając regułki, które napisał jakiś człowiek.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

styl życia
zakończone tematy w moim życiu - z tym już skończyłam

A Ty, czy w jakimś temacie przeszłaś już na emeryturę? +

Mogłam to też zatytułować: Wrzucam na luz.

Otóż zauważam, że pewne tematy nudzą mnie i męczą lub stają się obojętne. Być może dlatego, że już je w jakiś sposób przerobiłam? W wystarczający sposób? Że wycisnęłam z nich, nauczyłam się z nich tego, co miałam z nich dla siebie wziąć, a teraz mogę pójść dalej, niczym duchowo przebudzona feministka, która zostawia męża, z którego wyrosła 😉 ?

Pewne tematy odkładam na bok, co nie znaczy, że mnie nie poruszają, nie są ważne czy że nie uważam ich za dobre. Wdrożyłam je u siebie do pewnego etapu, żyję z nimi i nimi, dalej nie drążę. I świat w tych tematach przestaję zbawiać. Pałeczkę zbawiania przejęli inni, a ja nie będę się szarpać.

O co chodzi, jakie to obszary, w których daję sobie spokój?

1 | Świadome życie.

Kiedyś, z dziesięć lat temu, to była nazwa jednej z blogowych kategorii u mnie. Świadome życie, czyli wiedz, co robisz i dlaczego.

Dlaczego kupujesz ten lek, który zalecił Ci lekarz? Dlaczego zakładasz, że lekarz się zna na leczeniu ciał i dlaczego zakładasz, że chce on Twojego wyzdrowienia i że działa w tym kierunku tą tabletką?

Dlaczego płacisz podatki, lubisz lub nie lubisz pińcat plusa, dlaczego głosujesz? Kim są ci, na których głosujesz, co oni właściwie robią, po co, dla kogo?

Czy potrzebujesz jeść czekoladę?

Dlaczego używasz papierowych jednorazowych chusteczek?

Co zrobisz, jak firma, grzejąca w kaloryferach lub wysyłająca prąd - padną, obrażą się itp.

Dlaczego Bóg umarł, żeby przebłagać siebie samego za grzechy ludzi, których sam stworzył takimi a nie innymi?

Po co Ci zegarek?

Dlaczego dziecko ma chodzić do szkoły?

Dlaczego nie możesz dostawać pensji w gotówce?

Czy trzeba jeść chleb? Czy cudnym jest podnoszenie z ziemi i całowanie glutenu, pokarmu dla ptaków?

Dlaczego krzywdzisz inne istoty oraz czy da się nie krzywdzić?

Dlaczego kupujesz jogurt lub spodnie tej marki w tym sklepie?

Czy pościel musi być biała?

Po kij smarować nabłonek wewnątrz jamy ustnej dwa razy dziennie fluorem?

Czym jest biało-czerwona poliestrowa, skoro rządzą nami Hamerykańce i Łunia?

I tak dalej.

I jeśli chodzi o świadomość odnośnie konsumpcji, i finansów, i gospodarki, i polityki, i farmacji, i szkolnictwa, i wielu innych tematów - przejęli to, ciągną dalej i drążą liczni, liczni ludzie. To wszystko nabiera skali i rozpędu.

Więc ja już przestaję pienić się, denerwować, trząść i krzyczeć. Zmiana idzie. Ja siedzę z boku z kawą lub wodą z diatomitem czy jak-mu-tam i sobie patrzę.

Ileż można szukać tych paranoi i pokazywać palcem? Wiadomo, jak jest na świecie. A ja teraz zajmę się czymś innym.

2 | Ekość.

I tu się naprodukowałam. I inni przejęli. Aż za bardzo co poniektórzy. Zamiast namawiania do prostego życia z tym, co mamy, internetowe ekologi zaczęły namawiać do kupowania, ale innych rzeczy, wcale nie zawsze eko.

Tak czy inaczej ferment został zasiany, świadomość wzrasta, ludzie wytykają palcami betonozę, dziady miejskie zaczynają golić trawę gdzieniegdzie tylko metr od chodnika, a dalej pozostawiają naturalną roślinność, owadów jest że hoho.

Zostaje we mnie dużo eko nawyków. Ale nie będę cierpieć, poświęcać się dla idei. Nie będę świętsza od papieża. A byłam.

3 | Minimalizm.

Nie zawsze da się tak, że po prostu przestaniesz na rok kupować ubrania i będziesz ubierała się w to, co masz. Choć gwarantuję, że goła byś nie chodziła.

A jednak ludzie tak... nie chcą. Minimalistyczna szafa polega na tym, że kupisz kurs, wymienisz całą szafę i przez pięć dni będziesz dumną minimalistką. Aż okaże się, że jednak te ciuchy to nie w Twoim stylu, a może niewygodne, a może nie do Twojego stylu życia. Pojechałaś na emocjach i efekt nie jest dobry. To dokupujesz, dokupujesz i z zawaloną szafą znowu lądujesz.

Ludzie chcą i będą kupować. Ja mam zakorzenioną miłość do wolności. Lubię lekko i wygodnie, nie być zależna, w razie przeprowadzki mieć łatwo. Kto tego nie ma... będzie kupował.

Edukacja domowa?

Kto wie? Im dalej w czas, tym bardziej przyklepuję sobie i potwierdzam, że wolność przede wszystkim. Wolne życie dla dzieci. A jednocześnie im dłużej z dziećmi, tym bardziej pozwalam sobie na myśli... zdecydowanie przeciwne.

Bo przecież inne dzieci chodzą i nie umierają (choć traumy mają, o których rodzicom nie opowiadają).

Bo chciałabym potrzebuję fizycznie być sama w domu.

Bo pragnę zjeść bez odrywania się, bo jest jakaś afera lub potrzeba. Bo pragnę zjeść tak, że nikt inny nie podleci i mi nie wyje. Bo pragnę nawet zjeść bez słuchania o tym, co akurat zajmuje moje dziecko.

Wartości rodzinne są dla mnie bardzo ważne, są oczywistością. Tylko... jeśli jestem z tym sama? To czy to jest wartość? Czy ja może przygotowuję z serca pożywnego kotleta weganinowi, karkówkę takiemu, co świni nie je, może do Chińczyka po arabsku mówię?

Oddaję siebie całą. Mąż powiedzmy w 1/3-1/2 idzie rodzinnie taką drogą, którą ja widzę jako dobrą. Ale częściowo jedzie tak, jak ja bym nie chciała. Dzieci nie są wdzięczne. Nie muszą zrywać się rano, jeść na szybko, myć zębów, ubierać i z ciężkimi plecakami iść w zimnie i ciemnie do zimnego samochodu, wchodzić w chorą społeczność, chory system i słuchać, że są gorsi, bo zapomnieli, bo mają w d., bo nie lubią, nie interesuje ich, inaczej coś widzą, inaczej rozumieją, źle zrozumieli, mają inne doświadczenia. Dziecko w ed ma napisać pięć wyrazów w ciągu dnia i się przeciw temu buntuje. Szanować bunt trzeba, a jednocześnie niedługo pisać opisy, później wypracowania... Dziecko jęczy dłużej niż by pisało te pięć wyrazów. A po takiej pracy wali się ostentacyjnie na łóżko, taki zmęczony i uciemiężony.

A matka siedzi i nic nie robi, wiadomo. Wariatka, odsuwa dzieci od społeczeństwa, od rówieśników (którzy w dzisiejszych czasach i tak często bawią się solo, bo nie umieją zagadać do nieznajomych dzieci lub napieprzają na jednej ławce w pięciu każdy w swojego smartfona w gierkę).

Dzisiaj usłyszałam zdanie w stylu: Nie buduj swojego życia na lęku.

Zabrzmiało dobrze.

Tylko co mi to mówi? Where is my lęk?

Czy chodzi o lęk, że dzieci będą się źle czuły, stracą życie i będą straumatyzowane w życiu szkolnym? Może niesłusznie się boję, może nie powinnam iść za tym lękiem, przecież tyle dzieci chodzi i nie umiera.

Czy chodzi o ten lęk, że w moim życiu zabraknie miejsca dla mnie? Że poświęcę się, oddam, zrobię najlepiej dla kogoś, dla kogo to i tak jest gwniane życie (trzeba pisać! i nudno jest! albo trzeba wyjść na dwór! i brat mi dokucza! i sprzątnąć pięć ubrań trzeba!). Że ja nie będę miała satysfakcji ani wdzięczności, oklasków od otoczenia, a do tego stracę lata, możliwości, nerwy i tak dalej. Może niesłusznie się boję, może nie powinnam iść za tym lękiem, przecież... od dwudziestej trzeciej mam czas dla siebie 😀

To jest mój ulubiony tekst od dłuższego czasu. Sam się napisał. Nie będę go czytać ponownie, sprawdzać.

Kiedyś wszystkie się same pisały, hehe. Dziś głowa rozjechana walcem macierzyństwa, zmęczona i pokawałkowana.

styl życia

Relaks, oddech, odpoczynek i poczucie “jest mi dobrze” +

Wiesz, w czym ja to coraz częściej odnajduję?

W prostych, powtarzalnych, spokojnych i nieobarczonych ryzykiem 😉 czynnościach, takich jak

  • wieszanie prania (nie licząc skarpet)
  • i odcinanie uschniętych kwiatostanów od roślin na balkonie.

W spacerze czy wycieczce (z dziećmi), gdy nie mam przy sobie telefonu. Gdy widzę piękne i NIE cykam fotek. Gdy nie wiem nawet, która godzina i "ile już jesteśmy".

.

Od lat w umyśle wiedziałam, o co mi chodzi, np. o bycie slow, o bycie offline. A jednocześnie mi to nie wychodziło. Nie układało się. Może przez życie z małymi dziećmi?

A tu ostatnio coraz częściej mam wyłączony telefon, wychodzę na dwór bez niego, a wifi w domu (które wyłączam na noc), włączam dopiero około 21.

I właśnie wczesną nocą do Was piszę. Wszyscy już śpią, nikt nie wyrwie mnie z toku myśli żadnym "mamoo". Ale to i dlatego, że "obniżyłam sobie standardy" co do tego, czego chcę od swojego bloga. Ja już tylko piszę. Nie dobieram zdjęć do każdego tekstu, nie promuję tekstu, nie pracuję nad atrakcyjnością moich słów dla wyszukiwarki, w tym nad ładnymi nagłówkami i matematycznym rozplanowaniem tekstu.

W ciągu dnia znajduję więcej cierpliwości dla dzieci. Nie chcę się już odrywać od nich do robienia świetnego pod każdym względem bloga, do douczania się, do czytania straszących wiadomości czy informacji, które nie są mi teraz potrzebne, choć ciekawe.

Dom jakoś już ogarniam w stopniu większym niż mniejszym lub wiem, kiedy sobie odpuścić, bo są rzeczy ważniejsze (relacje, sen, jedzenie).

A może to wiek dzieci - dzięki niemu ta cierpliwość do nich? Dzisiaj czytałam im wiersze, o co sami poprosili i... to czytanie nie było dla mnie męką. Było MI przyjemnie. Tak jak chciałabym, żeby było zawsze!

Tekst opublikowany po raz pierwszy 6 sierpnia 2021.

styl życia

Kiedy w środku siebie czuję bieg, pośpiech, gonitwę, obciążenie… +

Jeśli jesteś ludzkim człowiekiem, to czasem czujesz różne rzeczy. Na przykład to, że tempo życia, jakie sobie narzuciłaś w ogóle lub tylko tego dnia, tygodnia czy miesiąca, jest przesadą i zdecydowanie za bardzo Cię obciąża. Czujesz to czasem? Jeśli masz plany, cele, chcesz siebie lub coś polepszyć i pracujesz nad tym, to takie dni przychodzą.

Musimy wyczuć swoje granice. Przesadzić, żeby znaleźć tę granicę i na przyszłość wiedzieć, że tam się nie zapuszczamy. I gdzie to "tam" może być.

I ja sobie planuję. A nawet jeśli nie jestem "ambitna" w oczach świata i nie chcę być busy, to nagle okazuje się, że na dwór może powinnam częściej wychodzić, albo w ramach mycia łazienki jeszcze kafelki na ścianach przetrzeć, albo poczytać (więcej!), albo robić obiady z dwóch dań, nie jednego, albo ciasto częściej...

Podobnie jak odgracony dom wielu ludzi szybko zapycha nowymi zakupami, tak ze-slow-life-owany grafik wywołuje poczucie obowiązku, by go czymś wypełnić.

Aż człowiek sobie nieraz właśnie uświadomi...

...

Ja, kiedy ewidentnie czuję w sobie bieg, pośpiech, obciążenie, przytłoczenie, ścisk w żołądku - wtedy przestaję. Już na tyle siebie znam (że z przysiąścia do zaplanowanych czynności i tak niewiele by wyszło, a prawdopodobnie nic) i na tyle sobie ufam (nauczona negatywnymi doświadczeniami po tym, kiedy nie usłuchałam intuicji), że wtedy przestaję.

Przestaję chcieć. Planować.

Zawieszam listę zadań. Pauzuję. Zawalam. Nie wykonuję. Zawodzę.

Wracam do podstaw. Do dbania niemal jedynie o podstawy. Wracam do tego, co ważne, potrzebne i... przyjemne.

Wracam do siebie.

...

Zauważ, ja nie rezerwuję sobie godziny na kąpiel czy medytację albo jednego wieczoru offline. Nawet nie ustalam sobie daty zakończenia tego stanu zawieszenia, relaksu, zastanawiania się albo niemyślenia, resetowania i ładowania.

Nie naciągam, nie naginam siebie. Już. Bo wiem, że nagięta w końcu tak się pochylę, że z planów i tak będą nici.

Pozwalam sobie na nici, kiedy mnie wołają. I ich nie poganiam.

...

I to zawsze przechodzi, dając mi siły, pomysły, spojrzenie, o jakich nie myślałam.

...

A tak konkretnie, jeśli nie zrozumiałaś: chodzi o to, że kiedy czujesz lub wiesz, że nadwyrężasz siebie, masz pełne prawo (a może obowiązek wobec siebie samej) do przerwy i odpoczynku.

Prawdopodobnie i tak wstaniesz, zjesz, dasz jeść dzieciom, wytrzesz mleko, jeśli by się rozlało, pójdziesz załatwić jakąś sprawę, jeśli byłaś umówiona na konkretny termin. Ale jeśli mowa o całej reszcie: bez nas świat sobie poradzi, kiedyś bez nas dalej będzie się kręcił. Więc nie umrze, jeśli teraz sobie spauzujesz ze wszystkim poza podstawami.

Szanuj siebie, słuchaj trzewi swych i instynktu czy tam innej intuicji. Bo nie jesteś jeno robotem - kupą złomu zbudowaną do wykonywania jakiejś roboty. Jesteś innym rodzajem bytu. Szanuj każdy jego kawałek.

Tekst opublikowany po raz pierwszy 16 lipca 2021.

styl życia

Eko wakacje albo eko codzienność (za mniej niż milion) +

Tak, z bólem zorientowałam się, że właściwie jesteśmy w drugiej połowie lipca. Ale mimo wszystko wyjeżdżam z przepisem na dobrze spędzone lato.

Ostatnio klaruje mi się wizja takiego życia lokalnego, która skupia parę z moich wartości.

Chodzi o nie-manie owsików w tyłku (czyli nie jeżdżenie tu i tam, i daleko bez sensu) i o zadowalanie się tym, co jest blisko. Albo o poznawanie tego! Bo ile z nas nie zna właściwie swojej bliskiej okolicy i wszystkich jej krzaków.

Widziałam jakiś film tłumaczony z rosyjskojęzycznego Internetu (oni są ciekawi, nie tylko Stany), z którego zapadła mi w pamięć taka informacja, że ojczyzna to jest obszar, który można obejść w ciągu jednego dnia.

Obliczyłam to. Uśrednij, że dzień ma 12 godzin, zaplanuj jedną dłuższą przerwę na posiłek, sprawdź tempo idącego człowieka... Oblicz długość drogi, a że droga jest kołem (okręgiem, okręgiem!), to wyciągnij z tego promień, a najlepiej średnicę i tę wartość przyłóż sobie do mapy wokół swojego miejsca zamieszkania.

Ja mieszkam pod Wwą, ale tak widziana ojczyzna mi stolycy nie obejmuje. Gdy przykładałam tę wielkość do Lublina, nie objęła wszystkich dzielnic.

I gdybyż człowiek w takiej ojczyźnie się poruszał... Kiedyś większość ludzi tak żyła.

Wracając do tu i teraz, i okoliczności wakacyjnych: poznajduj przyjemne (niekoniecznie orgazmiczne) miejsca w Twojej okolicy, zrób sobie ich listę. I spróbuj jeździć tam rowerem. Las, plaża, jeziorko, rzeka, jakiś szlak - ścieżka, pałac/ruiny/wieża/baza, ewentualnie trasa do parku, na daleki plac zabaw czy boisko.

My chyba tak będziemy spędzać to lato. Nie chce mi się ani palić benzyny, ani siedzieć godzinę w samochodzie przy 30 stopniach na dworze, żeby pobyć nad może trochę "lepszą" wodą niż u nas w pobliżu.

Któregoś roku robiliśmy sobie jednodniowe, ale jednak dalsze wycieczki. Np. objechaliśmy całą Wwę, czyli turkaliśmy się dobrą godzinę, żeby dojechać do Kampinosu, a tam... sorry: las jak las. Do lasu to ja mam 15 minut na piechotę (z dziećmi 15 na rowerach).

Także znajdź miejsca w pobliżu, weź rower lub nogi z wygodnymi butami. Poznaj swoją okolicę. Może zasługuje na docenienie?

Punkt drugi to ten rower używany częściej zamiast samochodu. Pojedź nim na bazar, na niewielkie zakupy, do biblioteki, na to dalekie boisko. Albo znowu - piechotą.

Poza ekością i spokojem, powolnością, są to kroki do niezależności, czyli wolności. Pokażmy czasem koncernom paliwowym, że możemy bez nich żyć 🙂

Tekst opublikowany po raz pierwszy 21 lipca 2021.

styl życia

O torusie i klikaniu, czyli jak człowiek może się zmienić, jeśli chce +

Może istnieją ludzie, którzy przeczytają książkę, obejrzą inspirującego człowieka, zachcą zmiany w sobie, zaplanują ją lub postanowią i od jutra są w jakimś jednym temacie inni, odnowieni, zmienieni.

Może są tacy, którzy zmieniają się z dnia na dzień lub przynajmniej małymi krokami, ale od dziś i zdecydowanie wprzód.

Ja tak może i nigdy nie miałam.

Chciałam być w czymś lepsza, być inna niż aktualnie byłam. Mogłam uznawać to chciane za słuszne, pragnąć, nawet postanawiać i zapisywać, ale... nie szło, nie udawało się, nie było. Było po staremu, choć świadomość i chęci, i pierwsze działania zaistniały. I dalej było, jak było, a tylko się po drodze napociłam.

We mnie zmiany "klikają" nieraz po latach. W tym to jestem sloł lajfem całą sobą, choćbym nie chciała.

...

W tym roku "klikają" mi właśnie zmiany, wdrażają się sprawy, które chciałam mieć w sobie od lat, a które od lat nie wychodziły. Chodzi o podejście do pewnych tematów, o to, że potrafię się rozluźnić w sytuacjach, które wcześniej trzymały mnie w napięciu, o to, że potrafię dać sobie wolne i sporo jeszcze rzeczy, które pozostawię dla siebie.

Pierwszy kąt widzenia

Pewną teorię usłyszałam u Moniki Rajskiej, choć ona mówiła o tym w innym kontekście. Może w ogóle naciągam jej słowa i przenoszę zjawisko w inną sferę, ale... pasuje mi.

Zobacz:

Taki kształt, że okręgi (moje są jajowate), a może właściwie kule przestrzenne albo płaszczyzny na wierzchu kuli... No że to jest wokół człowieka i rusza się - wychodzi głową, wchodzi dołem.

Tłumaczę, co tłumaczy Monika - w moim rozumieniu i skrócie.

Patrząc od głowy: człowiek jakiś wchodzi w świat (1), w jakiś sposób się światu prezentuje. Strzałki lecą teraz przez zewnętrze, czyli konfrontujemy siebie z zewnętrzem oraz zbieramy z niego różne skarby, śmieci, doświadczenia (2). To nasze ja, które wyszło głową wraz z tym, co go spotkało w świecie i w relacji ze światem - wraca do nas. Ja bogatsze o konfrontację ze światem.

I w środku człowieka te różne elementy mielą się, coś zostaje, coś zostaje odrzucone, próbujemy coś sensownego ułożyć z tego wszystkiego.

W procesie mielenia i swoistej absorpcji tego, co nazbieraliśmy (3) w doświadczeniach, powstajemy nowi. Inni, odmienieni. Jak już tak się ulepimy, to znów wychodzimy (1) (głową) i weryfikujemy nasze "ja" ze światem zewnętrznym (2). I tak cykl po cyklu.

...

Cykle to w ogóle mi pasują. Jednostajność i równość zjawisk w czasie? To może na równiku. Ale ja z Północy! (Mieszkamy na wysokości Kanady przecież - bardziej na północ niż większość jej dużych miast, w tym Vancouver. Jakoś tak jak Irkuck w okolicah Bajkału).

...

Ja widzę to tak. Wyszłam jakaś, byłam jakaś. Stanęłam w świecie, wobec świata. I zbierałam. Doświadczenia, informacje. I chciałam ich użyć! Już! Np. ta babka ma super myśl, że można być lepiej zorganizowaną, a ja wiem, że powinnam być lepszą matką, a może by rzeczywiście dla zdrowia jeść tylko mięso lub nie jeść mięsa itd. Chcę. Chcę to zrobić, chcę taka być. Już.

I nie szło.

Zbierałam swoje próby, zbierałam informacje, wiedziałam, że chcę, że warto, szukałam, jak. I nic.

Ano bo może musiał minąć czas, a może jeszcze dokładniej: to był etap zbierania inspiracji, pragnień, a nie etap wdrażania. Nie wiedziałam, że wdrażanie uda się dopiero później.

Widocznie doszłam do końca etapu zbierania i sprawy, z którymi ja jak głową o ścianę przez lata - teraz wdrażają się bez mojego wysiłku. Sama się dziwię, że "Aaaa, to już jest!", "Taka jestem".

Samo weszło, samo się ułożyło, bez walki, postanowień i potu.

Nazbierałam. Przeszło przez świat i przeze mnie. Pykło. Jestem nowa ja - lepsza wersja mnie. Serio. I mnie samej ze sobą o siedem nieb lepiej.

Drugi kąt widzenia

A jakby tak nie lecieć niezrozumiałymi magiami, energiami i nie-wiadomo-czym z tymi torusami? Też można!

Druga teoria jest taka, że chodzi zwyczajnie o czas.

Chcesz wybudować nowe piętro budynku. Ma być nowe piętro. No to murujesz tego dnia, kiedy Ci się zachciało piętra, powiedzmy pięć cegieł.

I drugiego pięć cegieł. I trzeciego.

I smutno Ci, bo robiłaś, a tego piętra nie ma. Miałaś zbudować piętro, budowałaś - a piętra nie ma!

Dnia siedemdziesiątego, gdy zostanie Ci do dołożenia dziesięć cegieł - wciąż nie ma zbudowanego tego piętra! Robiłaś, robiłaś, pociłaś się przez siedemdziesiąt dni, dawałaś z siebie dużo, a nowego piętra nie ma!

Jeśli dotrwasz w postanowieniu, to w dniu numer 72 zobaczysz nowe piętro. Wcześniej go nie było mimo pomysłu, chęci i pracy.

Trzeci kąt widzenia

A może tu chodzi o to, żeby zaufać Sile Wyższej?

Powiedzieć chciałabym, chcę, pragnę i trwać, mieć nadzieję i cierpliwość, dokładać swoje kroki i pracę, ale też...

Z jednej strony zostawić ostateczną decyzję co do tego, czy "kliknie" Wyższemu, a z drugiej uwierzyć, że może nie musimy do wszystkiego dochodzić potem na czole, może nie musimy walczyć ponad siły, tylko pozwolić, by On dołożył swoje pół czy też chuchnął w skrzydła.

A że może nie z dnia na dzień - pewnie i w tym jest sens, i mądrość, i słuszność.

styl życia