Dwa kroki do tyłu, czyli zwolniłam służbę i pachnę, a dzieci grają na kompie +
Przyszedł taki moment, że zobaczyłam, że wyprułam się ze wszystkiego. Tak siebie narozdawałam, narozmieniałam, ponaciągałam, że nie miałam już z czego dawać. Miałam w sobie nerwicę na dźwięki wszystkie i ogromną niechęć do tego, jak jest.
A przecież miało być dobrze! Chciałam dobrze, robiłam dobrze, według zasad, według miłości mej i słów paru tam ludzi różnych.
Przyszedł ten moment. Otrzeźwiałam. Spojrzałam na to, jak jest. To do czego dążę, jakoś się nie pojawiało, mimo że podejmowałam “odpowiednie” kroki.
…
Któregoś wieczora zapisałam sobie, jak chcę, by było w moim życiu, w moje dni. Wyszło mi np. parę czynności, których nie chcę powtarzać. Od razu zobaczyłam i zapisałam, co potrzebuję zmienić i jak, by parę negatywnych elementów z tego obrazu zniknęło. Na przykład: naucz dzieci tego i tamtego – by one wzięły odpowiedzialność za więcej spraw wokół siebie.
…
Chyba nie pamiętałam, że to zapisałam, ale jakaś mądrość życia popchnęła mnie do… feministek i nie tylko. Ot, chociażby do gadek na temat zadań w domu i rodzinie. Posłuchałam, przytaknęłam tu i ówdzie.
…
Przestałam sprzątać po wszystkich. Tzn. ja zajmuję się domem, więc wypiorę wszystkim i zetrę blat po wszystkich. Ale na siłę powstrzymuję się przed odnoszeniem śmieci, naczyń i ubrań po dzieciach. Na siłę zamiast zrobić sama szybko, mówię: weź stołek, tu się tak włącza, nasyp sobie składniki, wyjmij filiżanki, jeśli mam Wam zalać kawę (zbożową). I te de i te pe.
Bez takich kroków to ja bym niedługo albo leżała skulona, z zatkanymi uszami i przykryta kołdrą łącznie z głową, albo leżałabym zemdlona z niejedzenia, albo wyła i krzyczała tak, aż ktoś by mnie niemiło uciszył lub wysłał do zakładu karnego bądź leczniczego.
To co rodzice mieli w sezonie grypowym z dziećmi w domach i z czego powodu wyli do księżyca w ynternetach, to ja na własne życzenie mam od ośmiu lat. I trochu zaczęłam jednak niedomagać. Gdy słyszałam kroki, że któryś ku mnie idzie i znowu będzie czegoś chciał… Albo naciskanie klaki… Wrrbrr.
…
Także odciążyłam swój czas, trochę uwagi, trochę kalorii, których nie wydatkuję na podnoszenie rzeczy z podłogi.
…
Pozwalam sobie odpoczywać. Potrafię, wiedząc o siedemdziesięciu niezrobionych sprawach, wcisnąć pauzę i tych rzeczy nie robić. Za to napełnić siebie.
Dużo gadałam o slow lajfie, ale patrząc teraz tak szczerze: czekałam z odpoczynkiem aż “jeszcze to” i “jeszcze to” będzie zrobione. Dopiero teraz to widzę.
Także odżywam.
Trochę przystopowałam z porządnymi obiadami. Czasem kupię coś gotowego, czasem zrobię coś niewyszukanego na szybko i już nie kombinuję, by każdy członek rodziny chciał to zjeść. Nie mają dwóch latek, a ja padam na twarz po ośmiu.
Ostatnio Mąż zorganizował im gry na komputerze. Jedno dziecko mamy rozsądne i grzeczne (po matce) – nie przesadza nigdy ze słodyczami, a i od ekranu można go odlepić. Drugie dziecko… Bywają dni, kiedy gra wiele godzin. Moje dziecko. Baby antyekranowej i bez fejsbuka. No ale dzieci mają też ojca, jego pomysły, a ja padałam na twarz.
Jak ja jestem wdzięczna za te dni, co on gra. Brata nie leje. Nie podrywam się co sekundę do konfliktów. Według starych przekonań mych sztywnych – taka matka to zła matka. Ale dla mnie to jest ratunek. Reanimacja, kroplówka. Czas, kiedy jesteś w sanatorium, a reszta ludzi od tego nie umrze, chociaż nie będą mieli Twoich kotletów.
Bo w zasadzie i co takie duże już Chłopaki mają w bloku robić? Drwa nie porąbią, dziur w trawniku nie wykopią, ogródka, gwoździ, płotu, wiertarki – nic. A ile można klocki na zmianę z klockami, póki jeszcze ktoś nie czyta książek?
…
Stare przekonania rewiduję. Zjeżdżam ze skrajności do jakiegoś zdrowszego punktu na skali.
Wiecie, różni ludzie czy instytucje prezentują swoje opinie, podejścia, metody, zasady, doświadczenia. Niektóre czasem “kupuję”. Wierzę, coś brzmi możliwie, realnie – biorę, testuję.
Ale jeśli po dłuuugim czasie nie widzę rezultatów, które obiecywano – dla własnego i moich bliskich zdrowia i szczęścia – wypisuję się.
Trudno mi to teraz przyznać, takiej zasadniczej i odsądzającej “przeciwną stronę” od czci.
…
Zmniejszam więc stopień matkowania i służenia mężczyznom mym. Za to będą mieli częściej uśmiechniętą mamę i żonę.
Luzuję z ekologią, offlajnowością i w ogóle ratowaniem świata. Te sprawy są dla mnie ważne. Ale może w skali od 1 do 100 ustawię siebie na siedemdziesiątce piątce zamiast na sto jedenastce.
Luzuję z przesadnym oszczędzaniem. Dużo nim osiągnęłam i jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale na ten moment chcę odsapnąć. Kupić droższe czipsy i owoce blisko, a nie łazić do tańszego sklepu. Nie chcę zawalić się rzeczami, ale na książki związane chociażby z ułożeniem sobie teraz w głowie nie będę żałować. Jedna powinna przyjść jutro. I zamówiłam ją sobie zapakowaną na prezent, nieekologicznie, a co! Na premierę drugiej czekam, ale biorę ją bez rozważania i czekania tygodniami, jak przystało na rozsądną minimalistkę, która przecież nie ufa nikomu, czyli autor ją oszuka, bo nic nowego tam nie zawarł, a zresztą ona ma wszystko w sobie i wystarczy się wsłuchać…
Luzuję z zasadami. Tzn. skrajnymi zasadami wziętymi z powietrza “tak bo tak”. Spróbuję kierować się w życiu w dobrą stronę na podstawie tego, co widzę, jak jest, czego doświadczam, a nie że zasada i słuszność.
Np. spójrz realnie: ludzie którzy potworzyli sobie eko osady lub dążą do samowystarczalności z ziemi – wyglądają fatalnie, mają kiepskie zdrowie, są zmęczeni orką, rozpadają im się związki, są samotni i pewnie śmierdzą. Sorry. Patrz na realność, na życie, na świat, na efekt, na owoc, nie na teorię i zasadę.
…
To teraz czekam na jakiś różowy rozdział, pachnący trawą po deszczu o poranku.
No ja nie z tych, które po dwóch tygodniach od zmiany jakiegoś nawyku napiszą, że zmieniły jedną rzecz (materac, suplement, bieliznę, podejście do golenia nóg) i teraz to ich życie jest nieprzerwaną rozkoszą.
Zobaczymy, dokąd dojdę. Tam gdzie byłam, to już byłam i nie robiło się tam lepiej. To ruszam gdzie indziej, co nie znaczy, że w przeciwnym kierunku. Koryguję kurs. Pewnym ruchem, ale nie ze skrajności w skrajność. Bo też nie wszystko było “złe”. Dużo cały czas było i jest dobrze i na jeszcze lepsze wciąż wzrasta!
[Zdjęcie: Czy też dobierasz kolor sweterka i dresu do prześcieradła?]