weekend w Krakowie z dziećmi - co robić

Weekend w Krakowie po mojemu cz. 1. 🎁

Będzie relacja z wyjazdu. Weekend w Krakowie z dziećmi. Tak po prawdzie to weekend nie jest po mojemu. W moim stylu byłaby wolnościowa eskapada w środku tygodnia. Pamiętaj: wolny człowiek zwiedza miejsca w tygodniu, najlepiej w środku dnia, natomiast samochodem jeździ w weekendy. Najlepiej do Wwy w sobotę, a z Wwy w niedzielę wieczór. Wtedy zawsze jesteś odszczepieńcem, do którego należy świat, który nie zna pojęć tłum czy korek. To jest życie!

Ale jednak pojechaliśmy na weekend, gdyż ponieważ to i tamto, o czym później.

Sobota

W sobotę Kraków mi się nie podobał.

Osiedla spoko, przejazd znaczy ulice spoko, szerokie. Zielono. Trochę jak w Lublinie, skąd pochodzę i gdzie przemieszkałam też kilka lat z Mężem i dziećmi. Okolice stadionu znaczy Areny spoko.

Ja, jak to ja, tłumaczyłam dzieciom świat wprost i po mojemu. Kiedy Starszy zapytał, dlaczego na zewnątrz budowli są takie... dziury, druty... powiedziałam, że chcieli, żeby stadion wyglądał na wieeelki, ale zbudowali mniejszy i dokleili naokoło druty, żeby wyglądał na szerszy. Jeśli ktoś ma inne wytłumaczenie metalowych drabinek, może je podać.

weekend w Krakowie z dziećmi - arena Kraków półmaraton
Źródło zdjęcia: https://www.tauronarenakrakow.pl/

Natomiast jakąś godzinę później tłum na Starówce mnie przytłoczył. Przygniótł. Tlen mi odebrał. Oczy obciążył niemal do stanu zawieszenia z przegrzania.

No ale sobota, październik z nowymi studenciakami, ciepło jak we wrześniu. Pewnie w chmurną, chłodną środę byłoby lepiej.

Wolę góry. Dodać jeszcze ze sto kilometrów i masz królestwo krzaków i kamieni.

Ja bardzo lubię ludzi, przy czym najlepiej 1 : 1. Im gęściej, tym dla mnie gorzej.

W sklepie przy Rynku aż się zacięłam. Mała powierzchnia, dużo ludzi, wąskie przestrzenie pomiędzy regałami, te dużo ludzi chodzi w te i we w te, bo nie ma czegoś takiego jak jeden podstawowy kierunek wędrowania przez sklep. Ja z koszykiem, Mężem i dwójką dzieci ciągniętych za sobą. No ja w takich warunkach przestaję funkcjonować.

Stanęłam z boku. Czyli w przejściu, bo tam wszędzie było przejście. Postawiłam koszyk i tylko instruowałam mężczyzn mych, co mają ściągać z półek (no nie wiem, tak, żebyście jutro nie mówili, że głodni, że nie ma, że za mało). Przynosili i szli po następne, a ja trwałam w zdegustowaniu, przytłoczeniu i bliskim hibernacji trybie przetrwania.

Ciężko się zrobiło, rozluźniamy atmosferę.

Jednym z plusów Krakowa jest to, że w ogóle nie śmierdzi (Starówka i okolice), a na pewno nie śmierdzi tak, jak miasto z dobrym klimatem, w którym mieszkam znowu od paru lat. Zdrowo dla ludzi. Brawa dla władz, które podjęły efektywne kroki. Choć jakbym więcej poczytała o sprawie, to pewnie zrezygnowałabym z braw dla władz. No ale pozostańmy na lukrowej powierzchni czystego Krakowa.

The noc

Przynajmniej tam, gdzie my spaliśmy, w nocy było jasno. I dopiero będąc w tym, przypomniałam sobie ten widok i te odczucia, które przecież miałam na co dzień w dzieciństwie.

W takich miastach w nocy jest jasno. Gasisz wszystkie światła w domu i wciąż widzisz wszystkie meble i rzeczy. Nie ma możliwości się potknąć. Chyba że zamkniesz oczy. Tu gdzie teraz mieszkam jest zdecydowanie inaczej.

Jak może kojarzycie, ja chcę mieszkać na wsi, ale chyba postawię sobie latarnię w oknie.

Widok z okna. Wieczorem deszcz, a rano piękne słońce na piękny dzień:

Weekend w Krakowie z dziećmi: Niedziela

O, ten dzień był piękny. Nawet ludzie mi nie przeszkadzali pomimo ich chorej gęstości. Może Księżyc zmienił znak zodiaku, czy coś. Po pierwszym dniu żałowałam, że się tu w ogóle targaliśmy. A drugiego było wspaniale.

Po śniadaniu i spakowaniu się wyruszyłam z Chłopcami (8 i 6 lat) na Starówkę. Mieliśmy do niej 5-10 minut piechotą. No ale Stare Miasto w Krakowie jest ogromne i przejście od jego granic do Rynku to już jest solidny kawałek spaceru.

Jak głupia próbowałam dzieciom pokazać, co jest "ważne" w Krakowie według naszej kultury. No żeby kojarzyli, jak będzie coś w książkach o tym mieście, kościele Mariackim czy Wawelu. I tak drugiego dnia robię powtórkę:

- A czy ktoś pamięta, jak nazywają się krzaczory wokół Starego Miasta w Krakowie? - no mówię, że jak głupia.

I tak pomiędzy matkowym wciskaniem faktów a dzieciowymi pytaniami z d*py o wszystko co nie na temat doszliśmy na Rynek. Słoneczny i jeszcze nawet pustawy.

No i nie oszukujmy się, że przyjechaliśmy tu na spontaniczną wycieczkę, bo się matce zachciało. No nie.

Mąż biega i taki sobie cel wymyślił, że w tym roku chce poprawić swój wynik w półmaratonie na oficjalnie mierzonych zawodach. No to sobie pojechał i poprawił. A wierna Żona telepała się z nim i dziećmi te dwa województwa dalej.

Także staliśmy, kibicowaliśmy, czekaliśmy na przebiegnięcie Męża i rozbieraliśmy się, gdyż słońce.

Ponieważ po tym Rynku Mąż miał jeszcze prawie drugie pół trasy do przetruchtania, my spacerowaliśmy sobie dalej niespiesznie po Starówce.

Herbatę i podjadanie załatwiliśmy na Plantach. Przyjemne to jest miejsce. Właściwie jeśli miałabym mieszkać w mieście, to Kraków wygrywa z Wwą bezdyskusyjnie. I wygląd miasta, i nie widać tu tej warszawskiej sztywności wyniosłych ludzi.

W tych czasach pędzących zmian nie miałam już rozeznania, czy jak będziemy karmić gołębie, to dostaniemy w czaszkę od jakiejś piskliwej starszej albo młodszej pani czy nie. Więc my tak tylko troszkę i cichaczem.

Potem babeczka, która od paru miesięcy bawi się astrologią natknęła się na gołego Merkurego:

Merkury w Krakowie

Chciałam, żebyśmy zwiedzili mury obronne, które widać tu za Merkurym, ale ochroniarz nam powiedział, że od tej strony to nie. No to nie.

Poszliśmy spotkać się z Mężem przy aucie. Po drodze, nawet poza Starówką, też jest ładnie:

Weekend w Krakowie z dziećmi po mojemu - część druga tutaj.

...

Zobacz fotorelacje z innych miejsc.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie i kalendarza do druku na każdy miesiąc 2023 🙂