Weekend w Krakowie po mojemu cz. 2 +
Część pierwszą skończyłam na tym, że podreptaliśmy po Męża. Teraz on bierze prysznic po bieganiu, więc ja zajmę Was opowieścią dziwnej treści.
Bo czy wiesz, co Mąż podarował mi podczas tego wyjazdu? Mogę założyć się o całe pół Wszechświata, że nie zgadniesz. Cóż… chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o… plastry na cellulit na pośladkach.
Historia jest taka, że światem nie rządzą już rządy, tylko wielkie korpologa. A korpologa żyją dzięki temu, że się masowo reklamują. Ludzie sobie źle świat urządzili. Ani Heniek z Gienkiem, ani dowolne miasto nie są w stanie przygotować biegu ulicznego. Nie można dać jakiejś bramy na start i metę, wyznaczyć trasy, dać trochę na pomiary itp. Nie, to są wymogi i musi być fafarafa, więc uśmiechamy się do sponsorów. A zaraz potem do śmieciarzy.
Mówiąc wprost: każdy zapisany na bieg poza numerem startowymi i cudem techniki do mierzenia czasu dostaje też torebeczkę z badziewieczkiem. Bywa tam trendi woda, ostro reklamowany napój energetyczny, baton, żel – czyli chemiczny glut zamiast jedzenia. A tym razem trafiły się też plastry na cellulit na dupsku. Z wyraźnym wskazaniem, że dla jakiegokolwiek efektu trzeba je stosować regularnie. Jedno użycie zdziała tyle, co wypowiedzenie życzenia o księciu na białym koniu do lustra. A może i mniej. Bo słowa ponoć mają moc, natomiast plastry wyraźnie odgrażają się, że po jednym użyciu możemy liczyć na nic. Czyli jeśli nie wyciągnę z portfela kwoty, to ten ich gratis jest mi na nic.
O ile długopis reklamowy może pisać, a parasolem z logo można ochronić się dwa razy w roku od deszczu, o tyle te plastry… I żel… Zwiększają koszty ogarniania śmieci. Razy blisko 10 tysięcy uczestników.
Dobra, umył się, możemy… znowu chodzić. Chodzić to jest jednak moje duże love.
…
No to najpierw poszliśmy zwiedzać mury obronne i Barbakan, które to mury wcześniej próbowaliśmy od nie tego kierunku.
Cóż, ceglane na ogół jest ładne, wieże i ostre schody lubię.
Beata, Maria, Virgin i Ładysłav. Języki są fajne, czasem śmiesznie do siebie podobne. Jak poznasz ze 2-3 poza ojczystym, to później dasz radę z każdym, którego nie znasz. Nie znając – dasz radę. Na czuja, na farta, na zabawę.
Poniżej rejony Barbakanu, w których miasto Kraków dys*yminuje ludzi plu*-size. Sory, nie wczułam się jeszcze w wodniczą fantazję o tolerancji i robieniu tak, żeby każdemu było dobrze. Ja jeszcze koziorożcowo patrzę z góry na tych, którzy nie potrafią wziąć się za siebie.
Wprost i po polsku: wąsko tam jest, co poniektórzy mogliby się nie przecisnąć. I to w takiej multinarodowej metropolii!
Dalej fragment pracy z Akademii Sztuk Pięknych. Kraków, wielkie, stare, prężne miasto. Troszkę artystyczno-bohemiaste. Pewnie niełatwo się tam dostać na ASP. Zastanów się, czy Ty dałabyś radę. Czy byś ogarnęła?!
Przykładowo, w Barbakanie, czyli takiej okrągłej budowli z dziedzińcem, powieszono między różnymi okienkami i otworami niebieskie wstążki, które symbolizują połączenie różnych dzielnic Krakowa, a niebieski symbolizuję Wisła, która w Krakowie przeca jest (o ile dobrze zapamiętałam z tablicy informacyjnej)!
Ja staram się szanować ludzi, ich wysiłki, pracę, spojrzenia i tak dalej. Naprawdę bardzo próbuję. Ale…
Czy magistrant mateMAtyki czyni prace semestralne z dwa razy dwa jest cztery? Albo z: narysuj cztery prostokąty, różniące się długośią boków?
Widoczek na ukojenie nerwów, bo pięknie jest, ciepło i kolorowo jesiennie:
A teraz imponujący widok szerokiej ulicy, otoczonej wysokimi, pięknymi, robiącymi wrażenie kamienicami.
Na którego środku musiano walnąć Grunwald, gdyż dzień bez przypominania o ranach lub kilometr kwadratowy bez pomnika ran w Polsce som niedopuszczalne!
Ja to bym postawiła pomnik: ale fajnego mieliśmy człowieka, który wymyślił, że sobie zrobimy Gdynię, skoro inni przywłaszczyli sobie Gdańsk!
Albo: ale fajnego mieliśmy człowieka, który odkrył węgiel / inny minerał tu i tam!
Ale mieliśmy fajnego człowieka, który zdecydował o budowie kopalń / fabryk i wybudował wokół nich miasto, i sprawił, że bogaciliśmy się, mając swój węgiel / tkaniny / ubrania / części metalowe / traktory!
Albo: ale mamy fajny młody mózg, który wymyślił, że z tego i tego można czyściej i taniej pozyskiwać energię, i myśmy to wprowadzili, wzbogaciliśmy się na tym i uczymy tego resztę świata!
Ale nie. Polacy tylko łumierali. Według oficjalnej narracji. Sikajmy na nią. Pamiętajmy o życiu, miłości, tworzeniu, zabawie, odkrywaniu.
Dobra, teraz już naprawdę do końca będzie tylko miło.
…
Zapomnieliśmy o dzieciach? Nie, one nie dadzą o sobie zapomnieć!
Kiedy dzieci już marudzą, nudzą się i są znużone chodzeniem, a Ty jednak chcesz jeszcze, chcesz się nacieszyć miejscami i żeby ludzie wokół Ciebie jednak nie jęczeli, to pamiętaj, że… obroni się każde miasto, w którym jest pizza.
…
Oto i on. Wawel, może Babel, ponoć czakram, czyli miejsce mocy. W sumie to rok temu też byłam na czakramie. I ja ich wcale nie wyszukuję, ani nie planuję. To one rzucają się na mnie 😀 Albo padają mi do stóp 😉
Przyjemnie tam jest. Tam się działo życie, myślenie, tworzenie, planowanie, decydowanie, wzrost, rozwój, rozkwit.
I ta jesień:
I ten zakręt na Wiśle, która tu taka mała i taka… ucywilizowana. W ramy wstawiona. Ładnie wstawiona. Godnie.
I te wygodne chodniki na wałach. I ci ludzie jacyś bardziej zrelaksowani.
Wwa to jednak dziki szaro-sztywno-szpilo-korporalizm lub dzikie i brzydkie chaszczory. A w Krakowie kultura z poszanowaniem dla natury. Bliżej złotego środka. (Pomieszkałabym dłużej, to może widziałabym to inaczej. Ale jak żyć bez romantyzmu i wiary, że gdzieś jest jednak w miarę dobrze?)
Na zdjęciu trzeba dobrze się przyjrzeć, ale na żywo widać stamtąd dużo gór. Naprawdę świetne miejsce na zamek, świetny punkt obserwacyjny. I like it.
Dzieci, dzieci mamy. One nie do końca wzdychają nad górowatością gór widzianych z poziomu takiej twierdzy.
To zrobiliśmy się w jajo, idąc do smoka.
Ach, i jak ja uwielbiam iść na czuja. Chyba tam jest informacja, może bilety można kupić. Idę na czuja – jest, można.
Uściślając wypowiedź: plan ramowy rzeczy poważnych (nocleg, opłacony już bieg) musi być, ale trasa i punkty do zaliczenia wybieram czasem na wesoło i palcem jak dzidzia.
I czy myślisz, że ja musiałam czekać jak niektórzy na to, aż on zacznie robić ogień? Nie, bo kiedy jestem w swoim drepczącym po świecie flow, to nie wiedząc, że to umie ziać, nakierowuję telefon do zdjęcia, i jak cykam, to on zaczyna ziać. Proszę, dziękuję, nie ma za co.
Pisałam wyżej, że zrobiliśmy się w jajo? Drugi dzień intensywnego chodzenia, Mąż biegł półmaraton, każde z nas miało kilometry w nogach, przed nami jeszcze powrót do domu… A jaskinia smoka polega na pokonaniu niekończących się kręconych schodów, prowadzących w dół, przejściu przez dziury między skałami, no i jesteś człowieku nie dość że poza murami zamku, to x pięter niżej. I musisz to wejść z powrotem, w górę i w dal. Nawet nie z z powrotem (trasa jednokierunkowa) tylko naokoło.
Ale któż by nie wrócił w takie przyjemne i ładne miejsce w tak piękny, słoneczny, ziemią i liśćmi pachnący dzień?
Pa, pa, Krakowie i mam nadzieję, że do zobaczenia! I że udrożnicie wylotówkę na współczesną stolycę 😉
…