Gdy z ludźmi, nie znającymi tematu, zaczynamy rozmowę o edukacji domowej, rzucają różnymi argumentami przeciw. Mniej lub bardziej trafnymi. Być może najcięższe działo, powiązane jest w sumie z kwestią uspołeczniania, a brzmi: a kiedy i jak dziecko zapozna się ze stresem, konfliktami? Będzie chowane pod kloszem i dopiero, jak pójdzie do pracy, dowie się, jak świat wygląda? Chyba należałoby oswajać dziecko ze stresem. I tak dalej bla bla bla. Po prostu chcą zadbać o sprawiedliwy, odżywczy stres u dzieci, który im przysługuje, bo są pełnoprawnymi ludźmi, tylko mniejszymi.
...
Otóż tak na marginesie, to moje dzieci wiedzą, jak świat wygląda. Nie ściemniamy im na przykład, że policja znajduje złodziei. Nie ściemniamy, że policja w ogóle ich szuka. Że rząd robi nam dobrze, ludzie są uczciwi i w pracy zawsze jest pięknie.
...
Miałam ten tekst zatytułować: Czy zaopatrzyłeś się już w generator prądu, zapas oleju i postawiłeś fabrykę, produkującą olej, żeby mieć świeży, kiedy zapasy zjełczeją, zwietrzeją, czy jak tam się psuje olej? No ale staram się, żeby jednak od czasu do czasu tytuł mówił, o czym jest tekst. Więc walnęłam konkretnie, że przeciw edukacji domowej.
Sens pozostaje.
Otóż zawsze może paść fabryka prądu. Co wtedy, co wtedy? Czy przygotowałeś się na najgorsze?
Otóż dziecko kiedyś wejdzie w społeczeństwo, złożone także z obcych ludzi, z którymi być może trzeba będzie w interakcje i współprace. Co wtedy, co wtedy? Czy przygotowałeś już dziecko na najgorsze?
Dlaczego uważam ten tok myślenia za zwyrodniały?
Bo powinniśmy chcieć lepszego życia, lepszego społeczeństwa, lepszych układów między ludźmi. Sami takie tworzyć, wprowadzać w nie dzieci, uczyć dzieci dobrych zachowań poprzez swój przykład. Zmienić świat, by tego chorego stresu i patologicznych relacji było jak najmniej! Jeśli dziecko ma siedem lat, to Ty i my mamy dziesięć lat na poprawienie siebie i tych naszych relacji. Dlaczego mamy akceptować najgorsze i przygotowywać na najgorsze? Dlaczego mamy traktować niepotrzebny stres u dzieci jako normę?
Przypomnę, że istniał obóz pracy / śmierci na Majdanku. I już nie istnieje. Czy ludzie tam żyjący życzyli swoim dzieciom normalnego, dobrego, pięknego życia? A może gdyby dzieci tam były wolne, ale istniał system kursów, przygotowujących do obozowych warunków życia dla dzieci od trzech miesięcy do osiemnastki, to by zapisywali, by przetyrano tam ich dzieci, by wdrożono, by nauczono, że życie jest kijowe, a one są niczym, ewentualnie siłą roboczą dla obcych za zupę z obierek ziemniaków i pokrzyw?
Ten obóz był straszny. I już nie istnieje. W naszej części świata zlikwidowano takie systemy.
Jak coś jest złe, można to zlikwidować i nie robić następnych takich rzeczy, tylko robić inne, lepsze, milsze.
...
Dorosłe życie jest kijowe. Tak jest, tego nie zmienimy, nie próbujemy. Tylko przygotujmy na to dzieci, bo trzylatek potrzebuje już jakiejś dawki szoku, rozłąki, stresu i konfliktu. Dobrze, w miłości wychowany 16-latek mógłby tego nie przeżyć, nie przetrawić. Trzeba zalać stresem, póki młodziutkie.
Także teges. Niech każdy robi po swojemu.
...
Jednocześnie oznajmiam, że moja głowa coraz częściej wizualizuje sobie, że mogłabym prowadzać dzieci do szkoły. Przebywanie dziewiąty rok z rzędu z nimi w domu 24h/dobę... Charaktery, konflikty, bójki, afery, dramaty, hałas, dźwięki, rzucane przedmioty, śmieci odkładane gdziekolwiek, dramat jestem głodny, ale nie zjem niczego z siedemnastu rzeczy, które mama może mi teraz dać, dramat nie tej skarpety, niedobrych butów, złej czapki, dramaty okołoekranowe i copółminutowe mamo-o. Czekanie od rana aż dzień się skończy, aż pójdą spać, aż będę miała ciszę i usłyszę własne myśli, przeczytam bez przerywania co pół minuty, napiszę, nie gubiąc wątku. Nerwy matki. I jeszcze w tym wszystkim ganiaj ich do pisania pisanymi literami i innej nauki. Czytaj im Calineczkę, którą gardzą, bo jest stara, bez samochodów, maże się, ma rozkminy emocjonalne, uczuciowe, odpowiedzialnościowe i pewnie jest dla dziewczyn. Zero prywatności matki i drzwi otwierane z hukiem co cztery minuty, jak latają z dworu po wodę, siku lub inny pistolet. A, i niecierpliwość matki względem ciamajd, ludzi mażących się, powolnych, zapominających, po co szli i co mieli zrobić, narzekających.
Ale też jestem coraz bardziej pewna tego, że moją zasadą jest wolność. I jeśli mogę, chcę ją dać moim dzieciom. Stres u dzieci to nie jest to, co chcę po sobie zostawić, to zdecydowanie nie jest change, jaka chce widzieć in the world. To jej odwrotność.
Choć ta codzienność ewidentnie mi na tym etapie nie wychodzi.
Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie i kalendarza do druku na każdy miesiąc 2023 🙂