O strefie komfortu +

Twardym jak skała trzeba być. Cisnąć, osiągać cele, odhaczać, piąć się, nie tyle że rozwijać, ale doskonalić! I żyjąc wśród takich haseł czytasz opis siebie jakiejś dziewczyny na jakimś social medium:

Kocham gluten i strefę komfortu.

I co z tym fantem zrobić? Piąć się, siedzieć na kanapie czy szukać złotego środka?

Niedawno zaczęłam oglądać Króla Lwa. Po raz pierwszy w życiu. Bo w dzieciństwie nie było okazji, a później – ja po prostu nie rzucam się na wszystko, co ktoś wyprodukował, reklamuje, poleca. Ja sobie odczekuję. Albo i mam w nosie.

Nie zacytuję, co ten ojciec słitaśnego przyszłego Króla Lwa powiedział, ani nie wiem, co miał na myśli, ale napiszę, jak ja zrozumiałam jego słowa.

Sytuacja była bodajże taka, że opowiadał synowi o strasznym miejscu, w które się nie chodzi, no a młody chojraczył, że on jest odważny – w domyśle: mógłby tam pójść.

I ojciec powiedział, że odważnym trzeba być wtedy, kiedy trzeba. A na co dzień należy żyć swoje życie, pilnować swoich odpowiedzialności i… nie zapędzać się w straszne miejsca.

Ja dopowiadam: Nie szukać zaczepki. Nie szukać konfliktu. Nie szukać zagrożenia. Nie skakać w przepaść. Nie iść tam, gdzie prawdopodobnie Cię zjedzą.

Dla mnie to jest o tym, że na co dzień dobrze jest żyć w swojej strefie komfortu. Oczywiście, jeśli urodzisz dziecko z tzw. kolką, to lądujesz zapewne daleko poza swoją strefą komfortu, ale bierzesz to na siebie, mimo że nie wiesz jak, nie masz siły i trochę się jednak boisz, i trochę nie lubisz. Natomiast sama kłopotów masz nie przywoływać!

Studiuję znaki zodiaku. To ta nauka pokazała mi jasno, że ludzie są i będą bardzo różni, i że każdy ma swoje miejsce, wartość, jest potrzebny w tym świecie. Dlatego, że różni się ode mnie.

I tak zastanawiam się na szybko i głośno, czy jest w zodiaku jakiś archetyp, który lubi tak sam pójść w nowe, nieznane, niewygodne. Może Panna żyje poza swoją strefą komfortu, a to dlatego, że dużo od siebie wymaga i ciągle chce lepiej, więc idzie dalej, i idzie nieraz w to niewygodne? Ale nie dla zasady szukania konfrontacji z trudem, tylko w imię samodoskonalenia. Może Koziorożec, który chce być na szczycie, co nieraz wiąże się z przechodzeniem przez nieznane rejony? Zresztą Koziorożec to patron tych ostatnich dziesięcioleci niezłomnego pięcia się.

I to by było na tyle. Nie-Koziorożce i nie-obsesjoniści na punkcie perfekcji nie mają parcia na walki ze smokami, które same ich pierwsze nie zaczepiają.

A to chwalone ostatnimi czasy wychodzenie ze strefy komfortu właśnie na tym polega: że nie musisz, sytuacja nie wymaga, ale Ty wymagasz od siebie zmierzenia się z monumentalną dawką stresu. Tak dla zasady. Wyzywasz na pojedynek kogoś silniejszego od siebie, choć nie musisz.

I tym ludziom od glutenu i strefy komfortu zarzuca się, że się rozwijają.

I ja się tak zastanawiam.

Ile kosztuje rozwój pod naciskiem, pod przymusem, wymuszany, czyli to słynne wychodzenie ze strefy, gdzie nam dobrze? (Z nieba też by ci ludzie sukcesu spierniczyli, żeby liznąć piekła i je przejść z uniesioną głową, tak dla zasady?).

No i czy kobieta od glutenu i strefy komfortu się nie rozwija?

Wyobraź sobie człowieka, który siedzi w tym, co lubi, gdzie mu dobrze, nie szuka stresorów. Tak sobie delikatnie kwitnie z dnia na dzień, może lekko owocuje. Nie szuka zaczepki, nie szarpie ani siebie, ani innych.

I ten człowiek coś przecież w życiu robi. Powiedzmy że lubi rośliny. Robi przy nich tyle, ile chce danego dnia. Nie tyle, ile napisał sztywny podręcznik. Uprawia to, co chce. Sadzi, gdzie chce. Czasem mu nie wyjdzie. A coś innego się uda. Będzie to pielęgnował i pieścił latami w swym zwykłym, ciepłym domu bez szukania stresorów.

Czy ten człowiek nie stanie się prawdziwym mistrzem od roślin, którego będą pytać o porady? Jeśli utrzyma swoje działania latami, to pewnie do tego dojdzie.

I czy on znajdzie się w tym miejscu poprzez szarpaninę, walkę z samym sobą i konkurencją? Czy przez robienie tego, co lubi, co mu miłe i wygodne?

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *