Gdzieś od roku chodzi mi po głowie ten tekst. Rośliny domowe doniczkowe - co o nich myślałam i jak pisałam, i jak to się zmieniało. Zdjęcia głównie z ubiegłego czerwca. Slow, slow life.
Etap I: Rośliny to se masz na dworku
Całkiem dobrze pamiętam pewien tekst z pierwszych lat mojego blogowania, wtedy głównie o minimalizmie i ekologii. Tekst był listą rzeczy, których nie potrzebujesz mieć w domu. Na pewno były tam świeczki, zabawki dla dorosłych i więcej niż dwa ręczniki na człowieka.
Jednym z punktów były także rośliny domowe doniczkowe. W owym czasie zachęcałam do niekupowania na siłę kwiatków doniczkowych.

Do dziś mierzi mnie, gdy widzę ludzi, którzy kupują ziemię w plastikowych worach. Kurka, masz ogród, a nie masz ziemi? Masz parcelę gołego granitu, czy jak? Owszem, do wystartowania z kwiatami w domu czy na balkonie w nowym mieszkaniu przyda się zakup ziemi. Ale później już ją masz! Nie kupuj co roku, please.
W każdym bądź razie argumentowałam wówczas, że przyrodę najlepiej mieć za oknem. Popatrzeć na nią. Otworzyć okno i wpuścić najonizowane czy jakietam odroślinne powietrze (wegańskie!). I od czasu do czasu wyjść też z murów do parku czy lasu.

W tamtym tekście dodałam, że kwiaty w sypialni mogą nawet nas obciążać, bo bez światła rośliny - tak jak my - zużywają tlen. Czyli przez noc nie oddychają w Twojej sypialni dwa organizmy, tylko na przykład cztery. Zużywają tlen i dodają do atmosfery dwutlenku węgla.
Tu rzuciły się na mnie pańcie, które z podstawówki zapamiętały, że rośliny wypuszczają tlen, bo fotosynteza i ja gupia jestem. Gratulacje dla nauczycieli.
Fotosynteza wedle obecnego stanu oficjalnej nauki polega na tym, że rośliny przy obecności światła słonecznego i chlorofilu (zieloności) przekształcają dwutlenek węgla i wodę w cukry (swoje jedzonko, paliwo) i tlen.
Poza uprawianiem fotosyntezy, rośliny również oddychają. Czyli biorą tlen, by wydychnąć dwutlenek węgla. Jak my. I trawimy, i oddychamy. I rośliny potrafią wyłączać czy też ograniczać intensywność fotosyntezy, kiedy już nie potrzebują więcej.
Także pamiętaj, że rośliny w sypialni są pod znakiem zapytania.
Pod znakiem zapytania jest i to otwieranie okien, by pooddychać przyrodą. Niestety. Wszystko zależy od tego, gdzie mieszkasz. Ja aktualnie w mieście z dobrym klimatem zaje*stym smogiem.
Natomiast jeśli chcesz oczyszczać powietrze w domu poprzez posiadanie roślin w doniczkach, przelicz to sobie, proszę. Ile musiałabyś mieć metrów kwadratowych liści, żeby znacząco wpłynąć na jakość powietrza na danej powierzchni użytkowanej przez daną liczbę ludzi? Wyjdzie Ci, że musiałabyś żyć w pół-dżungli.
Ta roślina podobno rzadko zakwita.





Etap II: A oto kupiłam rośliny domowe doniczkowe, możesz i Ty!
Faktycznie było tak, że wykupiłam abonament na czytanie ebooków, a już nie miałam tytułów, które chciałam przeczytać. Na nic ciekawego się nie natykałam. Aż w katalogu znalazłam książkę z przytulaniem drzew w tytule.
W treści książki natomiast o tym przytulaniu było niewiele, za to dużo miejsca poświęcono wynikom badań, przeprowadzanych w kosmosie. Naukowcy szukali roślin, które najlepiej oczyszczają powietrze - żeby kiedyś ewentualnie oczyścić sobie kosmos 😉 albo dłużej wytrzymywać w stacjach kosmicznych bez zużywania pewnie jakichś maszynowych filtrów czy wytwarzaczy tlenu.
Podano różne listy tych roślin. W zależności od tego, który rodzaj substancji usuwają najlepiej. Z informacją, które mogą być trujące np. dla dzieci i zwierząt. Z zestawieniem tych, które mogą być ok w sypialni.
Przeanalizowałam sobie to wszystko i zakupiłam kilka sztuk do mieszkania.
Jako fajna blogerka planowałam zalinkować Wam do tej książki oraz do sadzonek w internetowych sklepach ogrodniczych. Sama w takim kupowałam. Sadzonki przyszły przy mrozach paczkomatem. Podziwiam. Na mojej smogowej wsi tak średnio ze sklepami kwiatkowymi.


Etap III: Kupiłam kwiatki, kropka
Z powodu ekologii i gardzenia konsumpcjonizmem, skoro mnie na to stać (na niesprzedawanie innym ludziom szitu, by kupić sobie jedzenie), teraz nie dodaję linków afiliacyjnych i nie zachęcam do zakupu.
Przecież nie musisz mieć roślin w domu.
A może już masz rośliny w domu. Ja mam kuchenkę, więc nie kupuję kuchenki. Bo mam. Ha!
A jeśli akurat chcesz kupić, to może inne niż te z mojego wyboru. Albo w innym sklepie. Albo mniej. Albo więcej.
Dzielę się historią o tym, jak doszłam do zakupu roślin. Poza książką jednym z powodów jest moje marzenie o mieszkaniu w domu na dużej działce. Niektórzy mówią, że powinno się podejmować kroki w kierunku swojego celu. Albo żyć tak, jakby się miało to marzenie już spełnione. Albo być wiernym w małych rzeczach, żeby dostać dostęp do dużych. Cóż, jeśli chcę grzebać się w swojej ziemi, to może zacznę od grzebania się w tym, co mogę - doniczkach w mieszkaniu i na balkonie bloku.
Także mogę podzielić się historią, wspomnieć o badaniach w kosmosach.
Mogę napisać, że tak oto z radością rozmnażałam sobie komarzycę. Znów - przyroda perpetuum mobile. Pączkuje i pączkuje.

Z radością, bo coś mi w życiu wyszło oprócz minimalizmu 😉 I ta roślinka nawet uparcie przetrwała wiele pierwszych mroźnych dni. Poniżej grudzień.

Moje historie z roślinami domowymi umieszczam pod tagiem rośliny w domu.
Niech nie inspiruje Cię to do zakupu. Niech zainspiruje Cię to do zajęcia się roślinami, które już masz w domu. Podsypać ziemią, uciąć uschnięte liście, odkurzyć, ukochać. Jeśli kochasz siebie, przyrodę i te roślinki - nie kupować nawozów w plastikowych butlach.

Fajnie by tak i w tym caluśkim Internecie gadać ze sobą, wymieniać się myślami i sposobami, a nie wciskać kremy i wciskać się do lodówki.
Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie i kalendarza do druku na każdy miesiąc 2023 🙂