Wiecie już, że rozpoczęłam współpracę z firmą, która produkuje kosmetyki na bazie naturalnych składników, kosmetyki najwyższej jakości. Kupiłam ich pakiet startowy. Tutaj pisałam i niektóre produkty nawet pokazywałam.
Dzisiaj tak pamiętniczkowo zapisuję sobie, co tam było w pierwszej paczce i jakie miałam wrażenia.
Chcąc z korzyściami dołączyć do firmy, działającej w formie marketingu sieciowego, na ogół na początku kupuje się pakiet produktów. Robi się te pierwsze zakupy, by wiedzieć, co produkuje ta firma, przetestować te rzeczy i wiedzieć z własnego doświadczenia, co można o nich mówić potencjalnym klientom.
Ja na swój start wybrałam pakiet, w którym jest pełen zestaw suplementów oraz informator, potrzebne do przeprowadzenia kilkudniowego detoksu i dożywienia ciała. Ponoć ten program nie tylko oczyszcza, ale pomaga też utrzymać później zdrowe nawyki żywieniowe. No jestem ciekawa tych efektów! Ale żeby tak całkiem na zawsze z kawy albo ciast i karmelu z puszki zrezygnować, to chyba nie 😉
Poza zestawem detoksowym miałam tam też jedno opakowanie soku z miąższu aloesu. Odżywia i delikatnie oczyszcza. Zaczęłam go pić od małych porcji, bo to na nim oparty jest ten duży detoks. Niech ciało już kojarzy tę substancję. A efekty oczyszczania widziałam już po trzech dniach samego picia niewielkich, początkowych porcji soku. Ale o tym kiedy indziej, kiedy może napiszę w końcu grubiej o samym aloesie.
Druga kategoria produktów, które dostałam, to codzienna pielęgnacja. Do tej pory jeszcze wszystkiego nie użyłam.
W ogóle planowałam wyjąć trzy produkty, używać ich i zorientować się, co można o nich mówić. Tak żeby nie wszystko na raz.
Co się okazało? Że od razu musiałam wyjąć cztery, nie trzy. Bo z czego miałam zrezygnować: z dezodorantu i pasty do zębów, na które bardzo czekałam, z aloesowej naprawczej galaretki na skórę, której byłam dość ciekawa i dla której widziałam od razu zastosowania w rodzinie, czy z naturalnej, wręcz leczniczej pomadki? Dobrze, będą cztery, nie trzy, uznałam, by siebie nie męczyć ograniczeniami.
Ale co się okazało następnego dnia? Że przydałoby się umyć włosy. Od paru lat mam problem z dobraniem szamponu i ze stanem włosów. Próbuję różnych typów i marek szamponów. W domu nie miałam żadnego, którym byłabym zachwycona, więc czemu nie dać szansy temu nowemu, z paczki? Znów sięgnęłam po pakiet startowy. Może ten szampon będzie dobry, chcę się o tym przekonać!
Za kilka dni doszkoliłam się o tych kosmetykach i ich zastosowaniach, i uznałam, że poza naprawczą galaretką, to ja jednak wyjmę na pewne potrzeby mleczko do ciała.
Kolejnego dnia pomyślałam: mam w pudle lepsze kosmetyki, dlaczego pod prysznicem mam stosować zwykłe, chemiczne, wysuszające mydło?
Do trzeciego mycia włosów dołożyłam odżywkę.
I tak ja, i tak minimalistka, uświadomiłam sobie, ile tego wszystkiego stosujemy na co dzień lub czasem w celach naprawczych czy mocniejszego nawilżenia konkretnych partii skóry w razie potrzeby. Robi się z tego więcej niż palców jednej ręki kosmetyków. Na co dzień. Pozwalamy im wnikać w naszą skórę. Tym bardziej uważam, że warto wybrać te o lepszych, mniej drażniących, a może wręcz korzystnych składach.
Tak zaczęła się moja przygoda z nową pracą. Rozpoczął ją pakiet startowy, czyli paczka, w której wszystko pachniało słodko, nawet dokumenty. Chyba propolisem, o ile dobrze namierzyłam zapach. Albo jednak waniliowym koktajlem białkowym. Zaczęłam od tej paczki i od takiej ilości wyznaczonych dla mnie oraz dostępnych opcjonalnie szkoleń, że trzeciego dnia głowa zaczęła mi wybuchać, a po tygodniu musiałam dokupić zeszyty, bo pisałam równocześnie w czterech i w dwóch spokojnie byłam przy końcu.
Niech tu będzie zapisany ten pamiętniczek.
Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂