Najlepsze zmywanie makijażu i pokusy zakupowe +

Jakby uśrednić, to maluję się (czyli rzęsy) jakiś raz na 2-3 tygodnie. Czasem bo mam ochotę, a czasem do ludzi, gdyż ponieważ nie zawsze mam ochotę i siłę być odmieńcem. A ludzie wciąż nie są przyzwyczajeni do naturalnych twarzy kobiet, tym bardziej blondynek.

I cóż ja Wam powiem o zmywaniu tego tuszu do rzęs?

W domu do zmywania malowideł używam oleju kokosowego. Dlaczego? Bo mam go zawsze w łazience (do innych celów) oraz dlatego, że działa. Nie jestem fanką kupowania ani przechowywania i potykania się o rzeczy, które służyłyby mi raz w miesiącu (jak płyn do zmywania makijażu). Nie jestem fanką chemii do skóry także. Więc skoro kokos działa – używam kokosa.

Wadą oleju kokosowego może jest to, że nieciekawie się go transportuje. Ja mam go w szklanych słoiczkach. On przy około +20 stopniach staje się płynny. Olej. Tłusty. Nie chcesz, żeby to się wylało. Kiedy jedziemy gdzieś na dłużej, słoiczek z kokosem podróżuje z przodu samochodu, pionowo i na widoku, w miejscu na kubek czy inną butelkę dla kierowcy i przedniego pasażera.

Ale gdy jadę gdzieś do kogoś na krótko, nie zabieram ze sobą całego swojego kramu.

I tak oto wylądowałam w sytuacji korzystania przez dwa dni z przeznaczonego do tego jednego celu, chwalonego płynu do demakijażu firmy na N, dwufazowego, zawierającego cudowne substancje takie i śmakie. No niby traktowałam się lepiej. Przeznaczonym do tego specyfikiem, a nie jakimś śmiesznym olejem kokosowym.

I co?

Płyn firmy na N po pierwsze zapachowo walił chemią, nieco podrażniał oczy mimo innych zapewnień na etykiecie. I przede wszystkim: płyn do zmywania makijażu nie zmył tuszu tak dokładnie jak olej kokosowy.

Po użyciu oleju na ogół rano mam do starcia spod oka jakieś delikatne resztki, które jeszcze na rzęsach pozostały i przez noc sobie poodpadały. Natomiast po drogeryjnym płynie do demakijażu te poprawki były i obfitsze (więcej tuszu pojawiało się po godzinie czy po całej nocy pod okiem) i musiałam je wykonywać co najmniej dwa razy, znów katując oko chemią.

Także uwaga: to, że zwykły olej/soda/woda/maseczka z ogórka/cokolwiek jest lepsze od profesjonalnego kosmetyku/zabiegu/środka czyszczącego często nie jest tylko pobożnym życzeniem ludzi z ruchów około eko. Często są to po prostu fakty widoczne gołym okiem, do pokazania jak krowie na rowie.

O! Teraz przypomniało mi się, jak Mąż, zwolennik profesjonalnej chemii, zaplanował sobie sprzątnąć przestrzenie poremontowe. Pojechał do sklepu budowlanego i nabył specyfik czyszczący absolutnie wszystko firmy na A (klej okej, czy jak było w ich reklamie?). Zabrał też ode mnie pół butelki octu. I cóż się okazało? Że intensywnie chemiczny specyfik intensywnie pompowanej marketingiem firmy nie zmywał tak dobrze, jak zwykły, głupi, tani ocet. I to stwierdził mój Mąż. Nie-fan octu i w ogóle nie-fan wymysłów, których ja jestem fanką.

Także już siedzę w swoim domu, dokupuję olej, bo po ponad roku od zakupu dwóch słoików się skończył.

W ogóle, czy kupisz gdzieś pastę do zębów, połowę dezodorantu i płyn do demakijażu, które razem wyniosą Cię do 4 zł miesięcznie? Tak działa mój kokos. Myję nim zęby, mieszam z sodą oczyszczoną i to jest mój dezodorant oraz raz na dwa tygodnie zmywam nim rzęs.

Dokupuję olej, dokupuję olej…

Na liście miałam jeszcze sodę.

Znalazłam sklep, który mi odpowiadał. Poza łallegro. Bardzo polecam i sugeruję, że nawet jeśli znajdziesz coś na tym serwisie, spróbuj dotrzeć do strony www samego sklepu i tam kupować. Uniezależniajmy dobre sklepy od internetowych molochów. Szerzej pisałam o tym tutaj.

Ponieważ na liście miałam jeszcze coś i interesował mnie asortyment sklepu (zdrowie, eko), to trochę tam pobuszowałam.

Innych rzeczy z listy zakupów nie znalazłam, ale znalazłam cośtam do twarzy, nad czego zakupem zaczęłam się poważnie zastanawiać. Właściwie niemal wrzuciłam do koszyka, tym bardziej, że kosztowało grosze, a to taka substancja, o której dużo się mówi, że skórze robi dobrze, a ja jednak już po trzydziestce.

Już miałam sobie to kupić, gdy wróciła do mnie Pani Zdrowo Myśląca.

Mówi do mnie tak:

– Okej, zaczęłaś dbać o skórę twarzy. Kupiłaś specyfiki x i y, które regularnie stosujesz. Od paru tygodni. Nie masz po nich problemów, czyli może są w porządku. Postosuj je do końca, na tyle długo, by móc ocenić, czy dają jakiś efekt. Jak je wykończysz, możesz kupić sobie coś innego, wypróbować kolejną metodę.

Jedno na raz. Nawet jeśli świat oferuje piętnaście dobrych grzybów w barszcz. Weź na razie jednego.

Kiedy zaczynasz ćwiczyć, to i budowanie mięśni, i brzuch, i rozciąganie, i elastyczność, i kręgosłup na postawę wydają się ważne. Ale czy sądzisz, że jak dowalisz sobie 5 nawet krótkich treningów dziennie, to w ogóle wytrwasz w tym dłużej niż półtora dnia? Czy nie lepiej rzeźbić sylwetkę, chwilowo bez nacisku na brzuch, kręgosłup i elastyczność, ale być do przodu chociaż o to jedno?

Jedna rzecz na raz.

A z kupowaniem to w ogóle warto się stopować i zastanawiać. Super plan pielęgnacji – ok. Ale jeśli nie masz na to fizycznie czasu, to patrząc na nieużywane buteleczki, będziesz miała wyrzuty sumienia i zwyczajnie będziesz potykała się o to w szafce, nie miała miejsca, a terminy ważności lecą.

Kupuj to, czego naprawdę potrzebujesz.

styl życia

O kobiecości i męskości w naszej (nie)kulturze +

Jako mama dwóch Chłopaków stykam się z takimi cudami jak Batmany i inne Marvele.

Domyślam się, że powiedzmy w latach 70-tych był Batman czy Spiderman – bohater, który ratował świat / miasto / człowieka / grupę ludzi. Facet brał albo swój intelekt, albo siłę, a żeby to było ciekawe, miał też supermoc pająka czy nietoperza – i działał dla zwycięstwa dobra. Dzięki niemu powracało bezpieczeństwo. I takie tam.

Dziś jest inaczej. Batman dostał towarzyszkę – Batgirl. Ciekawe czy postać o imieniu Flash dostała Flaszkę – nie sprawdzałam tego, ale byłoby to logiczne.

Może za czterdzieści lat jakiś papież-transwestyta doczepi Jezusowi Jezusę? Dżejzusę? Dżizasę? Jeszu-girl?

Bo to przecież niepoprawne polityczne, żeby mężczyźni byli tak wielcy, silni i wspaniali, że wyszedł jeden, odwalił trudną robotę i jest już dobrze na świecie, a kobiety mogły w czasie jego walk gotować, modlić się, ganiać dzieci albo leżeć i pachnieć. No nie! Kobieta też ma latać na sieci, prać po mordach wrogów i przelewać krew (bo ta w czasie miesiączki się nie liczy, bo facet tego nie robi, więc dla feministek to jest g. warte – warte zachodu jest jedynie to, co robili od zawsze mężczyźni).

Także wycina się mężczyźnie / Spidermanowi jądra i dodaje się mu babę. Kiedyś z tym zadaniem radził sobie jeden mąż. I dzisiaj by sobie poradził, jakby go nie kastrować.

Także wycina się mężczyźnie / Spidermanowi jądra i dodaje się mu babę. A dzieci do śmieci albo do instytucji. Bo pamiętajcie wyznanie wiary feministek: wartościowe jest to, czym zawsze zajmowali się mężczyźni: oranie pola, bicie wrogów, stawianie mostów, zdobywanie szczytów, rządzenie, badanie kosmosu. Natomiast dzieci do śmieci, zielarstwo do śmieci, naturalne porody do śmieci, cerowanie ubrań do śmieci, zaplatanie warkoczy do śmieci.

Tekst opublikowany po raz pierwszy 3 września 2021.

styl życia
pomysły na proste obiady domowe - lista

Lista prostych obiadów 🎁

Rozkosz bycia matką i panią domu polega m.in. na tym, że nie tyle że codziennie musisz coś zjeść (rozkosz bycia człowiekiem), tylko że codziennie musisz przygotowywać jedzenie – proste obiady domowe – także innym ludziom. Tu jednak przytuliłabym się do feministek. Wolałabym robić tysiące złotych i zamówić sobie dobre, gotowe i w możliwie zdrowe jedzenie. Wierzę, że i taki czas przyjdzie. Przecież nie zbieramy drewienek i nie krzesamy już ognia, gdy chcemy zagotować wodę. Jacyś panowie pozakładali nam rury z gazem, do tego mamy elektryczny zapalnik w kuchence. Płacimy za to 20-40 zł miesięcznie. No ale nie oddajemy godzin życia na drewienka i krzesanie. Oby tak wkrótce zadziałały posiłki. Prosto, taśmowo, dla ulżenia ludziom. Piętnaście lat temu możliwość rozmawiania video z babcią wydawała się scenariuszem z filmu science fiction. Dzisiaj robimy to wszyscy niemal na co dzień i niemal za darmo. Więc i z obiadami dojdziemy do turbo instant rozwiązania. (Proszę).

Ale póki co, jeszcze przez chwilę jesteśmy tu.

Proste obiady domowe. Moja lista. Ze zwykłych składników.

  • kurczak z piekarnika lub patelni – udziec lub podudzia – z przyprawą złocisty kurczak lub z miodem i musztardą
  • mięso duszone – karkówka, wołowina, indyk, łopatka, cokolwiek – nawet z samą solą, bez kombinowania, arynowania, lodówkowania, przyprawiania
  • spaghetti (mielone, makaron, sos Winiary – chyba aktualnie mają najlepszy skład)
  • ryż z kawałkami kurczaka i (od)mrożonymi warzywami
  • kasza gryczana z boczkiem (i kefirem, którego nigdy nie mam w domu)
  • makaron z podsmażonym boczkiem
  • ziemniaki z jajkiem sadzonym
  • makaron z jajkiem
  • rosół zamieniany na pomidorową lub krupnik.

Dodatki warzywne:

  • pomidor + czarne oliwki + oliwa + oregano lub prowansalskie + sól
  • ogórek kiszony lub konserwowy lub inne pokrojone warzywo
  • czasem z ziemniakami gotuję buraka i kroje lub ścieram.

Kilka razy w roku mam cierpliwość do:

  • kotletów z karkówki lub schabowych
  • naleśników.

Obie powyższe potrawy są przepyszne, ale wymagają stania godzinę jak debil nad patelnią, a tego nie lubię. I się przypalają lub zostają lekko surowe… Strata czasu i nerwów. Ale smak boski. Jeśli ktoś chciałby mi to usmażyć, to przyjmę.

Pozdrawiam wszystkich, którzy lubią gotować. Ciekawe, ile Was jest? Jaki procent ludzkości?

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

styl życia

O deszczu i słońcu +

Pada deszcz. Co nauczono nas robić w takich okolicznościach? Albo nie wychodzić z domu, albo oddzielać się od wody parasolem, kurtką z kapturem, kaloszami. Ale wiesz, czym dla mnie jest “nauczono nas”, prawda? Jest sprawą do zbadania. Pomacanie się z jej przeciwieństwem jest moją drogą przez życie. Prościej mówiąc: sprawdzam, czy to, co “normalne”, powszechne, popularne, “oczywiste” – czy to jest właściwe, dobre, najlepsze.

Wczoraj wyszłam z dziećmi na dwór w deszczową pogodę. Nałożyli kalosze, ale akurat nie padało.

Póki nie zaczęło znowu. Odruch: kobieto, kaptur. Kobieto, masz parasol, rozkładaj.

Złapałam się na tym i sprawdziłam, co będzie, jeśli postoję, pochodzę na deszczu, z czasem baaardzo mocnym, z gołą głową. Deszcz padał mi na włosy i twarz, kropelki zatrzymywały się na brwiach aż nabrały jeszcze więcej wody i odpadły…

To jest normalne, naturalne, pierwotne, podstawowe. Że jak pada deszcz, to robimy się mokrzy. Dotyka nas woda. Wchodzimy w kontakt z wodą. Nasze zwierzęce ciała.

Nie twierdzę, że powinniśmy moknąć w każdy deszczowy deszcz i trząść się tak aż do pełnego wyschnięcia w kwietniu. Doceniam ściany, dachy, koce, ręczniki, ciepło i suchość. Ale druga skrajność, czyli niedotykanie wody z nieba przez kilkadziesiąt lat swojego życia (te wszystkie po dzieciństwie), bo masz parasol i kurtkę – to też nie najcudniejsze rozwiązanie.

Tyle się mówi o sprawach typu chodzenie boso – że ten kontakt z przyrodą (który chętni mogą opisać sobie wyrazami z biologii, fizyki, chemii, medycyny i czego tam jeszcze) robi nam bardzo, bardzo dobrze. Bo może umysły mamy niespotykane w naturze, może dusze czy serce boskie mamy, ale… ciała wciąż zwierzęce. Kompatybilne z resztą ekosystemu. Nie ze skrzynkami klimy, śmiesznie wystającymi ze ścian nawet staruśkich bloków, ale z deszczem, strumieniem, drzewem, stokrotką, kamieniem, piaskiem, muszlą, zapachem mchu i piesem.

Także lał się na mnie mocny deszcz przez więcej niż pół godziny i nie łumarłam od tego.

Udało mi się też zauważyć, że chcę automatycznie zwrócić synowi uwagę, by nałożył kaptur. Złapałam się na tym i – pozwoliłam mu pozostać tak, jak było mu dobrze. Nie łumar.

Podobnie nie sikam ze strachu przed słońcem. W to lato ciemne okulary nałożyłam dokładnie jeden raz. Na plaży. A na dworze jestem niemal codziennie przez więcej niż godzinę. W południe też. I ani razu od tego słońca na skórze i w oczach – nie łumarłam.

Czego życzę także reszcie ludzkości 🙂

Nie ma powodu, by bać się deszczu ani słońca. Nie trzeba się przed nimi zabezpieczać.

A włosy po wodzie z deszczu są miękkie, puszyste, przyjemne.

Tekst opublikowany po raz pierwszy 31 sierpnia 2021.

styl życia
układ społeczno ekonomiczny - nie dostrzegaj

Nie dostrzegaj 🎁

Ruszaj więc – idź swoją drogą – lecz za nic nie wspominaj o niegodziwości układu społecznoekonomicznego, w ramach którego dyrektor otrzymuje 70 milionów dolarów premii za zwiększenie sprzedaży napoju, podczas gdy 70 milionów ludzi nie stać na jego picie – nie mówiąc już o zdrowym odżywianiu się.

Nie dostrzegaj tej całej grandy. Nazwij to gospodarką wolnorynkową i głoś ją z dumą.

– Neale Donald Walsch, Rozmowy z Bogiem. Tom 2, 1994

Oto jeden z powodów, dla których nie chcę nikomu sprzedawać czy tylko reklamować kremów, spodni i półek. Ten cały układ prowadzi do ostrej patologii, a rzeczy czy to sprzedane (i szybko zepsute lub znudzone), czy niesprzedane (i wyrzucone przez sklep) – zasilają wysypiska, lasy, trują glebę i wodę.

A ludzie, którym nie udało się ustawić się odpowiednio w patologicznym wyścigu szczurów, traktowani są lub zostawiani sami sobie jak biedota i niewolnicy setki lat temu. Znaczy dzisiaj.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

styl życia
równouprawnienie w braniu kobiety mężczyźni, siódma fala feminizmu

Równouprawnienie w braniu 🎁

Odkryłam kolejne miejsce, w którym kobiety dały się kulturowo zrobić w jajo. Omówimy sobie równouprawnienie w związku, a może raczej na początku relacji.

Otóż patrząc nie z perspektywy naszej aktualnej banieczki wieku XXI w cywilizacji zachodniej, lecz z szerokiej perspektywy długiej historii czy nawet ewolucji ludzkości (i to wszystko jest w książkach i na różnych warsztatach), mężczyznom zawsze zależało i zależy na ciele kobiety, a kobietom zawsze zależało i zależy na zasobach mężczyzny. Mężczyzna chce, by jego geny żyły dalej, więc potrzebuje zdrowej, płodnej kobiety. Kobieta chce, by w sytuacji ciąży i opieki nad dzieckiem, miała zapewnione materialne podstawy.

I patrzcie, mówi się, że od 1962 (spotkanie Słońca, Księżyca i 5 planet w robiącym po swojemu Wodniku) zrobiliśmy sobie albo też mamy dla siebie owoce rewolucji seksualnej. Przedstawia się to tak, że wszyscy mogą się teraz bawić, mniej bojąc się reakcji rodziny czy księdza. Nie mówi się wprost, że to mężczyźni zrobili sobie dobrze. Bo biorą sobie to, o co na pewnym poziomie najbardziej im chodzi.

I teraz, feministki, bądźcie odważne prdolnąć tutaj hasłem równouprawnienie w związku czy relacji!

Czyli wedle uznania, czy to na pierwszej randce, czy po trzech tygodniach… kobieta z filuternym uśmieszkiem grzebie mężczyźnie po teczkach z umowami, z których ma pieniądze, z aktami notarialnymi, dowodami zakupu samochodów, ewentualnie dokumentami dotyczącymi zobowiązań. Później loguje się na konta bankowe, bo chce na początku potencjalnego związku sprawdzić, czy to, o co jej chodzi, ma się tak, jak ona lubi, chce i oczekuje. Czy to jest odpowiedni kandydat, czy będzie jej z nim dobrze.

Bo jeśli chodzi o stan na 2022, to kobieta się rozbiera, a mężczyzna o saldzie konta wcale nie opowiada.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

styl życia
weekend w Krakowie co zobaczyć z dzieckiem

Weekend w Krakowie po mojemu cz. 2 +

Część pierwszą skończyłam na tym, że podreptaliśmy po Męża. Teraz on bierze prysznic po bieganiu, więc ja zajmę Was opowieścią dziwnej treści.

Bo czy wiesz, co Mąż podarował mi podczas tego wyjazdu? Mogę założyć się o całe pół Wszechświata, że nie zgadniesz. Cóż… chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o, chodzi o… plastry na cellulit na pośladkach.

Historia jest taka, że światem nie rządzą już rządy, tylko wielkie korpologa. A korpologa żyją dzięki temu, że się masowo reklamują. Ludzie sobie źle świat urządzili. Ani Heniek z Gienkiem, ani dowolne miasto nie są w stanie przygotować biegu ulicznego. Nie można dać jakiejś bramy na start i metę, wyznaczyć trasy, dać trochę na pomiary itp. Nie, to są wymogi i musi być fafarafa, więc uśmiechamy się do sponsorów. A zaraz potem do śmieciarzy.

Mówiąc wprost: każdy zapisany na bieg poza numerem startowymi i cudem techniki do mierzenia czasu dostaje też torebeczkę z badziewieczkiem. Bywa tam trendi woda, ostro reklamowany napój energetyczny, baton, żel – czyli chemiczny glut zamiast jedzenia. A tym razem trafiły się też plastry na cellulit na dupsku. Z wyraźnym wskazaniem, że dla jakiegokolwiek efektu trzeba je stosować regularnie. Jedno użycie zdziała tyle, co wypowiedzenie życzenia o księciu na białym koniu do lustra. A może i mniej. Bo słowa ponoć mają moc, natomiast plastry wyraźnie odgrażają się, że po jednym użyciu możemy liczyć na nic. Czyli jeśli nie wyciągnę z portfela kwoty, to ten ich gratis jest mi na nic.

O ile długopis reklamowy może pisać, a parasolem z logo można ochronić się dwa razy w roku od deszczu, o tyle te plastry… I żel… Zwiększają koszty ogarniania śmieci. Razy blisko 10 tysięcy uczestników.

Dobra, umył się, możemy… znowu chodzić. Chodzić to jest jednak moje duże love.

No to najpierw poszliśmy zwiedzać mury obronne i Barbakan, które to mury wcześniej próbowaliśmy od nie tego kierunku.

Cóż, ceglane na ogół jest ładne, wieże i ostre schody lubię.

Beata, Maria, Virgin i Ładysłav. Języki są fajne, czasem śmiesznie do siebie podobne. Jak poznasz ze 2-3 poza ojczystym, to później dasz radę z każdym, którego nie znasz. Nie znając – dasz radę. Na czuja, na farta, na zabawę.

weekend w Krakowie co zobaczyć z dziećmi

Poniżej rejony Barbakanu, w których miasto Kraków dys*yminuje ludzi plu*-size. Sory, nie wczułam się jeszcze w wodniczą fantazję o tolerancji i robieniu tak, żeby każdemu było dobrze. Ja jeszcze koziorożcowo patrzę z góry na tych, którzy nie potrafią wziąć się za siebie.

Wprost i po polsku: wąsko tam jest, co poniektórzy mogliby się nie przecisnąć. I to w takiej multinarodowej metropolii!

Dalej fragment pracy z Akademii Sztuk Pięknych. Kraków, wielkie, stare, prężne miasto. Troszkę artystyczno-bohemiaste. Pewnie niełatwo się tam dostać na ASP. Zastanów się, czy Ty dałabyś radę. Czy byś ogarnęła?!

Przykładowo, w Barbakanie, czyli takiej okrągłej budowli z dziedzińcem, powieszono między różnymi okienkami i otworami niebieskie wstążki, które symbolizują połączenie różnych dzielnic Krakowa, a niebieski symbolizuję Wisła, która w Krakowie przeca jest (o ile dobrze zapamiętałam z tablicy informacyjnej)!

Ja staram się szanować ludzi, ich wysiłki, pracę, spojrzenia i tak dalej. Naprawdę bardzo próbuję. Ale…

Czy magistrant mateMAtyki czyni prace semestralne z dwa razy dwa jest cztery? Albo z: narysuj cztery prostokąty, różniące się długośią boków?

Widoczek na ukojenie nerwów, bo pięknie jest, ciepło i kolorowo jesiennie:

A teraz imponujący widok szerokiej ulicy, otoczonej wysokimi, pięknymi, robiącymi wrażenie kamienicami.

Na którego środku musiano walnąć Grunwald, gdyż dzień bez przypominania o ranach lub kilometr kwadratowy bez pomnika ran w Polsce som niedopuszczalne!

Ja to bym postawiła pomnik: ale fajnego mieliśmy człowieka, który wymyślił, że sobie zrobimy Gdynię, skoro inni przywłaszczyli sobie Gdańsk!

Albo: ale fajnego mieliśmy człowieka, który odkrył węgiel / inny minerał tu i tam!

Ale mieliśmy fajnego człowieka, który zdecydował o budowie kopalń / fabryk i wybudował wokół nich miasto, i sprawił, że bogaciliśmy się, mając swój węgiel / tkaniny / ubrania / części metalowe / traktory!

Albo: ale mamy fajny młody mózg, który wymyślił, że z tego i tego można czyściej i taniej pozyskiwać energię, i myśmy to wprowadzili, wzbogaciliśmy się na tym i uczymy tego resztę świata!

Ale nie. Polacy tylko łumierali. Według oficjalnej narracji. Sikajmy na nią. Pamiętajmy o życiu, miłości, tworzeniu, zabawie, odkrywaniu.

Dobra, teraz już naprawdę do końca będzie tylko miło.

Zapomnieliśmy o dzieciach? Nie, one nie dadzą o sobie zapomnieć!

Kiedy dzieci już marudzą, nudzą się i są znużone chodzeniem, a Ty jednak chcesz jeszcze, chcesz się nacieszyć miejscami i żeby ludzie wokół Ciebie jednak nie jęczeli, to pamiętaj, że… obroni się każde miasto, w którym jest pizza.

Oto i on. Wawel, może Babel, ponoć czakram, czyli miejsce mocy. W sumie to rok temu też byłam na czakramie. I ja ich wcale nie wyszukuję, ani nie planuję. To one rzucają się na mnie 😀 Albo padają mi do stóp 😉

Przyjemnie tam jest. Tam się działo życie, myślenie, tworzenie, planowanie, decydowanie, wzrost, rozwój, rozkwit.

I ta jesień:

I ten zakręt na Wiśle, która tu taka mała i taka… ucywilizowana. W ramy wstawiona. Ładnie wstawiona. Godnie.

I te wygodne chodniki na wałach. I ci ludzie jacyś bardziej zrelaksowani.

Wwa to jednak dziki szaro-sztywno-szpilo-korporalizm lub dzikie i brzydkie chaszczory. A w Krakowie kultura z poszanowaniem dla natury. Bliżej złotego środka. (Pomieszkałabym dłużej, to może widziałabym to inaczej. Ale jak żyć bez romantyzmu i wiary, że gdzieś jest jednak w miarę dobrze?)

Na zdjęciu trzeba dobrze się przyjrzeć, ale na żywo widać stamtąd dużo gór. Naprawdę świetne miejsce na zamek, świetny punkt obserwacyjny. I like it.

Dzieci, dzieci mamy. One nie do końca wzdychają nad górowatością gór widzianych z poziomu takiej twierdzy.

To zrobiliśmy się w jajo, idąc do smoka.

Ach, i jak ja uwielbiam iść na czuja. Chyba tam jest informacja, może bilety można kupić. Idę na czuja – jest, można.

Uściślając wypowiedź: plan ramowy rzeczy poważnych (nocleg, opłacony już bieg) musi być, ale trasa i punkty do zaliczenia wybieram czasem na wesoło i palcem jak dzidzia.

I czy myślisz, że ja musiałam czekać jak niektórzy na to, aż on zacznie robić ogień? Nie, bo kiedy jestem w swoim drepczącym po świecie flow, to nie wiedząc, że to umie ziać, nakierowuję telefon do zdjęcia, i jak cykam, to on zaczyna ziać. Proszę, dziękuję, nie ma za co.

Pisałam wyżej, że zrobiliśmy się w jajo? Drugi dzień intensywnego chodzenia, Mąż biegł półmaraton, każde z nas miało kilometry w nogach, przed nami jeszcze powrót do domu… A jaskinia smoka polega na pokonaniu niekończących się kręconych schodów, prowadzących w dół, przejściu przez dziury między skałami, no i jesteś człowieku nie dość że poza murami zamku, to x pięter niżej. I musisz to wejść z powrotem, w górę i w dal. Nawet nie z z powrotem (trasa jednokierunkowa) tylko naokoło.

Ale któż by nie wrócił w takie przyjemne i ładne miejsce w tak piękny, słoneczny, ziemią i liśćmi pachnący dzień?

Pa, pa, Krakowie i mam nadzieję, że do zobaczenia! I że udrożnicie wylotówkę na współczesną stolycę 😉

Przejdź do cz. 1 relacji z Krakowa.

Zobacz fotorelacje z innych miejsc.

fotorelacje

A gdzie dobro dzieci? – rzuciła w powietrze matka posyłająca +

[Tekst powstał na podstawie strzępek rozmowy, zasłyszanych we wrześniu 2020. Dzisiaj może stan prawny jest inny, ale nie o szczegóły nam chodzi, a o spojrzenie na świat].

A gdzie dobro dzieci? – rzuciła w powietrze matka posyłająca

5 września. Sobota po kilku pierwszych dniach pracy placówek dziecio-przechowalniczych.

Słyszę rozmowę dwóch mam, chyba mam młodszych przedszkolaków.

Psioczą na sytuację, na procedury, pewnie chodzi o kagańce, mierzenie temperatury i nie chcę wiedzieć co jeszcze tam ambitne państwowe panie, piszące regulaminy, wymyśliły.

I jedna z tych mam pyta, “gdzie w tym dobro dziecka, bo procedury procedurami… ale dzieci będą miały traumę…” blablabla.

Wiecie, gdzie jest dobro dzieci? Przy matce.

Poszukajcie wypowiedzi przedszkolanek. Nie raz spotkałam się z ich strony ze stwierdzeniem, że “robią, co mogą”, ale najlepiej to tym dzieciom byłoby w domu z mamą.

I mamy tę wolność, w przeciwieństwie np. do Niemców i Szwedów, że nie jesteśmy prawnie zmuszeni do odprowadzania swoich dzieci do placówek na x godzin dziennie.

Miej mężczyzno twardą klatę, a kobieto moc z macicy płynącą i weź se rób swoje życie, bierz wolność, weź odpowiedzialność, weź swoje i swoich ludzi życie w swoje ręce.

Powiedzmy, że w restauracji nie podoba nam się, na jakim oleju smażą, bo nie dość, że na roślinnym, to na starym, używanym sto i milion razy.

Uszkodzony człowiek będzie pisał pisma do restauracji, do rzecznika praw srumenta (który wydaje opinie, ale wytwarzana przez niego makulatura nie ma mocy sprawczej ani nawet prawnej), będzie dobijał się do posłów, by napisali ustawę…

Natomiast normalny, zdrowy, pełen życia człowiek po prostu więcej nie pójdzie do tej restauracji, tylko otworzy lodówkę, weźmie składniki, machnie na patelnię smalec albo masło klarowane i sam się sobą zajmie.

Czego sobie i Wam życzę.

Tekst opublikowany po raz pierwszy 27 sierpnia 2021.

styl życia
weekend w Krakowie z dziećmi - co robić

Weekend w Krakowie po mojemu cz. 1. 🎁

Będzie relacja z wyjazdu. Weekend w Krakowie z dziećmi. Tak po prawdzie to weekend nie jest po mojemu. W moim stylu byłaby wolnościowa eskapada w środku tygodnia. Pamiętaj: wolny człowiek zwiedza miejsca w tygodniu, najlepiej w środku dnia, natomiast samochodem jeździ w weekendy. Najlepiej do Wwy w sobotę, a z Wwy w niedzielę wieczór. Wtedy zawsze jesteś odszczepieńcem, do którego należy świat, który nie zna pojęć tłum czy korek. To jest życie!

Ale jednak pojechaliśmy na weekend, gdyż ponieważ to i tamto, o czym później.

Sobota

W sobotę Kraków mi się nie podobał.

Osiedla spoko, przejazd znaczy ulice spoko, szerokie. Zielono. Trochę jak w Lublinie, skąd pochodzę i gdzie przemieszkałam też kilka lat z Mężem i dziećmi. Okolice stadionu znaczy Areny spoko.

Ja, jak to ja, tłumaczyłam dzieciom świat wprost i po mojemu. Kiedy Starszy zapytał, dlaczego na zewnątrz budowli są takie… dziury, druty… powiedziałam, że chcieli, żeby stadion wyglądał na wieeelki, ale zbudowali mniejszy i dokleili naokoło druty, żeby wyglądał na szerszy. Jeśli ktoś ma inne wytłumaczenie metalowych drabinek, może je podać.

weekend w Krakowie z dziećmi - arena Kraków półmaraton
Źródło zdjęcia: https://www.tauronarenakrakow.pl/

Natomiast jakąś godzinę później tłum na Starówce mnie przytłoczył. Przygniótł. Tlen mi odebrał. Oczy obciążył niemal do stanu zawieszenia z przegrzania.

No ale sobota, październik z nowymi studenciakami, ciepło jak we wrześniu. Pewnie w chmurną, chłodną środę byłoby lepiej.

Wolę góry. Dodać jeszcze ze sto kilometrów i masz królestwo krzaków i kamieni.

Ja bardzo lubię ludzi, przy czym najlepiej 1 : 1. Im gęściej, tym dla mnie gorzej.

W sklepie przy Rynku aż się zacięłam. Mała powierzchnia, dużo ludzi, wąskie przestrzenie pomiędzy regałami, te dużo ludzi chodzi w te i we w te, bo nie ma czegoś takiego jak jeden podstawowy kierunek wędrowania przez sklep. Ja z koszykiem, Mężem i dwójką dzieci ciągniętych za sobą. No ja w takich warunkach przestaję funkcjonować.

Stanęłam z boku. Czyli w przejściu, bo tam wszędzie było przejście. Postawiłam koszyk i tylko instruowałam mężczyzn mych, co mają ściągać z półek (no nie wiem, tak, żebyście jutro nie mówili, że głodni, że nie ma, że za mało). Przynosili i szli po następne, a ja trwałam w zdegustowaniu, przytłoczeniu i bliskim hibernacji trybie przetrwania.

Ciężko się zrobiło, rozluźniamy atmosferę.

Jednym z plusów Krakowa jest to, że w ogóle nie śmierdzi (Starówka i okolice), a na pewno nie śmierdzi tak, jak miasto z dobrym klimatem, w którym mieszkam znowu od paru lat. Zdrowo dla ludzi. Brawa dla władz, które podjęły efektywne kroki. Choć jakbym więcej poczytała o sprawie, to pewnie zrezygnowałabym z braw dla władz. No ale pozostańmy na lukrowej powierzchni czystego Krakowa.

The noc

Przynajmniej tam, gdzie my spaliśmy, w nocy było jasno. I dopiero będąc w tym, przypomniałam sobie ten widok i te odczucia, które przecież miałam na co dzień w dzieciństwie.

W takich miastach w nocy jest jasno. Gasisz wszystkie światła w domu i wciąż widzisz wszystkie meble i rzeczy. Nie ma możliwości się potknąć. Chyba że zamkniesz oczy. Tu gdzie teraz mieszkam jest zdecydowanie inaczej.

Jak może kojarzycie, ja chcę mieszkać na wsi, ale chyba postawię sobie latarnię w oknie.

Widok z okna. Wieczorem deszcz, a rano piękne słońce na piękny dzień:

Weekend w Krakowie z dziećmi: Niedziela

O, ten dzień był piękny. Nawet ludzie mi nie przeszkadzali pomimo ich chorej gęstości. Może Księżyc zmienił znak zodiaku, czy coś. Po pierwszym dniu żałowałam, że się tu w ogóle targaliśmy. A drugiego było wspaniale.

Po śniadaniu i spakowaniu się wyruszyłam z Chłopcami (8 i 6 lat) na Starówkę. Mieliśmy do niej 5-10 minut piechotą. No ale Stare Miasto w Krakowie jest ogromne i przejście od jego granic do Rynku to już jest solidny kawałek spaceru.

Jak głupia próbowałam dzieciom pokazać, co jest “ważne” w Krakowie według naszej kultury. No żeby kojarzyli, jak będzie coś w książkach o tym mieście, kościele Mariackim czy Wawelu. I tak drugiego dnia robię powtórkę:

A czy ktoś pamięta, jak nazywają się krzaczory wokół Starego Miasta w Krakowie? – no mówię, że jak głupia.

I tak pomiędzy matkowym wciskaniem faktów a dzieciowymi pytaniami z d*py o wszystko co nie na temat doszliśmy na Rynek. Słoneczny i jeszcze nawet pustawy.

No i nie oszukujmy się, że przyjechaliśmy tu na spontaniczną wycieczkę, bo się matce zachciało. No nie.

Mąż biega i taki sobie cel wymyślił, że w tym roku chce poprawić swój wynik w półmaratonie na oficjalnie mierzonych zawodach. No to sobie pojechał i poprawił. A wierna Żona telepała się z nim i dziećmi te dwa województwa dalej.

Także staliśmy, kibicowaliśmy, czekaliśmy na przebiegnięcie Męża i rozbieraliśmy się, gdyż słońce.

Ponieważ po tym Rynku Mąż miał jeszcze prawie drugie pół trasy do przetruchtania, my spacerowaliśmy sobie dalej niespiesznie po Starówce.

Herbatę i podjadanie załatwiliśmy na Plantach. Przyjemne to jest miejsce. Właściwie jeśli miałabym mieszkać w mieście, to Kraków wygrywa z Wwą bezdyskusyjnie. I wygląd miasta, i nie widać tu tej warszawskiej sztywności wyniosłych ludzi.

W tych czasach pędzących zmian nie miałam już rozeznania, czy jak będziemy karmić gołębie, to dostaniemy w czaszkę od jakiejś piskliwej starszej albo młodszej pani czy nie. Więc my tak tylko troszkę i cichaczem.

Potem babeczka, która od paru miesięcy bawi się astrologią natknęła się na gołego Merkurego:

Merkury w Krakowie

Chciałam, żebyśmy zwiedzili mury obronne, które widać tu za Merkurym, ale ochroniarz nam powiedział, że od tej strony to nie. No to nie.

Poszliśmy spotkać się z Mężem przy aucie. Po drodze, nawet poza Starówką, też jest ładnie:

Weekend w Krakowie z dziećmi po mojemu – część druga tutaj.

Zobacz fotorelacje z innych miejsc.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie 🙂

fotorelacje