jak powinna wyglądać edukacja idealna - blog Pani Strzelec

Jak mogłaby wyglądać idealna edukacja? 🎁

Wiecie, że nasze dzieci uczymy w trybie edukacji domowej, czyli nie chodzą one do szkoły, ale raz w roku zdają egzaminy - obowiązuje ich ten sam program, co wszystkich w danym roku. Wiecie może, że kręci mnie unschooling, czyli dawanie dzieciom jeszcze więcej wolności niż da się w Polsce, gdzie przez te egzaminy trzeba jednak wtłoczyć do młodych głów trochę tego, czego wymaga państwo. Wiecie też może, że sama wiem, ile szkoła mi odebrała, gdzie mnie poblokowała i że wcale nie zaprowadziła mnie do... bycia super społeczną czy bycia na super stanowisku pomimo, że byłam jedną z lepszych uczennic. Nie lubię szkoły i już. Jak więc wyobrażam sobie lepszy sposób uczenia dzieci? Jak powinna wyglądać edukacja? Siadam do spisania kilku przemyśleń.

O tym, że istnienie szkoły nie powinno być dla nas oczywiste

Po pierwsze, naprawdę miejcie świadomość, że pruski wynalazek, czyli szkoła dla wszystkich z nauczycielem, ławkami, nauką liter i historii czy literatury, to eksperyment, dziejący się zaledwie od stu czy dwustu lat.

Nauka liter - tego władza potrzebuje, byś się podpisał i wypełnił dokumenty.

Nauka historii czy literatury - władza wtłacza w dziecko swoją wersję wydarzeń i układa człowieka, by myślał w sposób wygodny dla władzy.

Żyjesz 20, 40, 60, 80 czy 100 lat i od zawsze widziałaś, że dzieci chodzą do szkoły, w której jest tak i tak. Ale taka sytuacja to naprawdę drobinka w perspektywie całej historii! I nikt nie powiedział, że dobra i słuszna - oprócz władzy, dla której to super wygodne z tą alfabetyzacją, cyfryzacją, historią i nawet z religią umniejszającą człowieka, bo grzech pierworodny, bo moja wina i przeproś, że żyjesz.

Powszechne chodzenie do akurat tak funkcjonujących szkół jest nowe, chwilowe. Nie musimy tego przyjmować tak jak faktu, że mamy cztery pory roku. To nie jest ustanowione raz na zawsze. Możemy sobie zrobić inaczej. Możemy podważać sens.

Urodzone dwa lata temu dzieci rodziły się w sytuacji noszenia ścierek na licu przez gatunek homo ponoć sapiens. Widziały to od zawsze. To nie znaczy, że to normalne, słuszne i że chcemy, by zostało na zawsze.

Istnienie powszechnych szkół to jeszcze mniejsza chwilka w dziejach cywilizacji.

Nie bądźmy tępymi kołkami ani stadem głupich owiec, idących za kimkolwiek, kto zechce prowadzić. Patrzmy szerzej (jak zodiakalne Strzelce).

Czego ma nauczyć się dziecko?

Od tego trzeba zaczynać temat! O co nam chodzi? Czego oczekujemy? Co chcemy dać, jak przygotować, czego wymagamy? Czego, dlaczego i po co dziecko ma się uczyć?

Jak dla mnie:

  • dziecko uczy się, by zostać dorosłym, samodzielnym, w dużym stopniu niezależnym człowiekiem (choć wszyscy zależymy np. od instytucji wyciągających wodę spod ziemi, kierujących ją do naszych kranów lub wlewających do plastikowych butli), by stać na swoich nogach, decydować, kierować swoim życiem, umieć zrobić wszystko wokół siebie, nie dać się zniewolić, myśleć logicznie, czuć sercem, poradzić sobie w razie straty rodziców
  • dziecko uczy się zwyczajnie być dobrym - jedne dzieci naturalnie wyczuwają, że tak należy się zachowywać, a inne rodzą się szatankami, które trzeba nakierować*; nieszkodzenie drugiemu to podstawowa zasada życia w społeczeństwie i bez jej stosowania będzie źle, bo człowiek sobie narobi kłopotów
  • wartości, wiedza o świecie, poglądy - te tematy pojawiają się w wychowaniu czy edukacji; na ile są potrzebne i jaka wiedza jest tu ważna - sami podumajcie.

No, dumaj, no! Pani od geografii wtłoczy nazwy stolic afrykańskich, pani od matmy wtłoczy wzory i wykresy funkcji. A co chcesz dziecku przekazać tak odnośnie zachowania, sposobu myślenia, wartości, celów, relacji, podejścia do różnych spraw, moralności?

I jak powinna wyglądać edukacja ze spraw trywialnych acz niezbędnych, takich jak przygotowanie sobie (i innym!) posiłku, ubrań, przyjemnej przestrzeni do życia? Robisz to? Uczysz tego?

Jak uczono wcześniej?

Zanim państwo dało opcję odprowadzania potomstwa do darmowych baraków edukacyjnych - jak ludzie żyli? Jak żyli dorośli, jak dzieci? Jak na wsi, jak w mieście? Jak w starożytności, a jak w wieku XVIII?

Jakby te dziesiątki wieków i różne miejsca oraz sytuacje materialne podsumować, uśrednić, to wyszłoby coś takiego:

  • większość dzieci od małego przejmowało kolejne obowiązki rodziców, czyli kopiowało życie dorosłych - zajmowało się młodszym rodzeństwem, nosiło wodę, oporządzało zwierzęta, pracowało przy uprawach roślin lub pomagało ojcu w zakładzie pracy - warsztacie itp.
  • część dzieci lub młodzieży wymykało się ze schematu kopiowania rodziców, czasem zwyczajnie z powodu ich utraty - przyłączali się do innych dorosłych i uczyli się ich fachu (patrz: szewczyk Dratewka 😉 )
  • dzieci elit, bogaczy itp. były uczone przez prywatnych nauczycieli lub wysyłane do szkół, także zagranicznych; po zdobyciu odpowiednika dzisiejszego tytułu licencjata świeciły na pół kraju blaskiem oświecenia
  • istniał jasny podział na płcie - dziewczynki przejmowały obowiązki kobiet, związane głównie z macierzyństwem i prowadzeniem domu, a chłopcy od około 7-10 roku życia przechodzili pod opiekę ojców (a nie pani Kasi), od nich uczyli się bycia mężczyzną, wspólnie pracowali, matka miała tylko pierogów nalepić 😉 poza tym chłopców miała z głowy - do tych obyczajów, tęskno mi, Panie 😉
  • w szkołach lub poprzez prywatne lekcje uczono pisania, liczenia, łaciny, sztuki dyskusji, astronomii, która w połowie była astrologią, ówczesnego stanu medycyny (upuszczanie krwi), gry na fortepianie, etykiety - młodzież miała zajęty czas i stresy z powodu przedmiotów, które w części uznalibyśmy dzisiaj za durnotę 🙂

Jak powinna wyglądać edukacja? Jak byłoby idealnie?

Daję się ponieść fantazji.

Chciałabym, ani nic odnośnie edukacji nie było narzucone.

Dzieci rozwijałyby się przy swoich rodzicach i dalszej rodzinie czy ludziach zaprzyjaźnionych. Uczyłyby się tak, jak uczą się ludzie - przez obserwację i naśladowanie. Dlatego im lepszy dorosły, tym lepsze wyjdzie dziecko. Dorośli musieliby trzymać się swoich wartości na co dzień.

Dzieci dużo by się bawiły i przytulały. Miałyby do dyspozycji rodzica z książkami, klockami, grami, figurkami. Byłyby stymulowane przez wycieczki, wyjścia i w przyrodę, i na spotkania z innymi.

A odkąd byłyby już dojrzalsze, kopiowałyby dalej rodziców tzn. z czasem uczyłyby się ich lub pokrewnego zawodu. I oczywiście zajmowania się sobą i sprawami wokół siebie: jedzeniem, ubraniami, mieszkaniem.

Jeśli jakiś młody człowiek byłby przekonany, że chce realizować się w dziedzinie innej niż ta, którą zna rodzic, przyłączałby się na kilka godzin dziennie do innego dorosłego lub w razie potrzeby szedł do odpowiedniej, kierunkowej szkoły, która uczyłaby fachu, a nie filozofii. Chyba że ktoś chce zgłębiać akurat filozofię.

Ale w szkołach - żadnych przedmiotów-zapchajdziur. Tylko kierunkowe, celowe. Nauczanie to usługa. Kiedy zamawiasz np. ciecie u fryzjera, to nie jesteś zmuszana np. do oglądania opery przez kolejne dwie godziny. Tak samo, jeśli chcesz uczyć się budowy mostów, nie masz godzin z antropologii słowa.

Przez cały czas oczywiście kształtowanie charakteru tzn. odpowiedzialności, dobroci, samodzielnego myślenia.

Oto, jak powinna wyglądać edukacja moim zdaniem, na dziś. A że tak jeszcze nie jest, to...

Co najlepszego można zrobić w aktualnym systemie?

Moja strategia w uczeniu dzieci tego, co wymaga państwo, to głównie strategia minimum: oddaj cesarzowi, co cesarskie.

Planuję uczyć dzieci tyle, by zdały egzaminy. Informuję, że mogą na egzaminie nie zrobić jakiegoś zadania, powiedzieć, że nie wiedzą itp. Jednocześnie informuję, że jeśli teraz nie opanujesz tabliczki mnożenia, to będzie Ci trudniej za rok, bo tam będą dalsze tematy nabudowane na tym, że umiesz już to, co jest w programie drugiej klasy.

Uczę tyle by zdały egzaminy. A reszta czasu jest ich.

Plus zachęcanie do czytania i reagowanie na ich zainteresowania - podsuwanie kolejnych lektur, programów, tematów, możliwości. Nawet robienie większej niż zaplanowana liczby zadań szkolnych, jeśli dziecko zgłosi ochotę. I rozmowy!

Jeśli jesteś ciekawa, co sądził Albert Einstein o tym, jak powinna wyglądać edukacja, zajrzyjcie do artykułu Magdaleny Konczal Mówił o tym już 100 lat temu, my wciąż nie wierzymy. 6 cytatów Alberta Einsteina o edukacji.

W temacie poszukiwania lepszych (bez)form edukacji polecam książki:

  • Pod presją. Dajmy dzieciom święty spokój! Carla Honoré
  • tytuły André Sterna.

* To mnie śmieszy u autorów poradników rodzicielskich. Jedni piszą, że rodzące się dzieci to niemal z raju pochodzą, z natury są dobre, niewinne. Niektórzy nawet je czczą i twierdzą, że mamy się od nich uczyć. A inni autorzy piszą wprost, że dzieci to prawie zwierzęta i że trzeba je ostro dyscyplinować, pilnować zachowań, bo z natury są złe, samolubne, agresywne. Jakby ci autorzy mieli dużo dzieci, to może by się zorientowali, że istnieją oba typy dzieci oraz typy pośrednie.

P.S. Nie jestem sweet matką. Robienie pierniczków z dziećmi nie sprawia mi przyjemności. Robiłam, by sprawić im przyjemność. Sztucznie weszłam w tryb sweet matka i krełowałam wspomnienia z dzieciństwa. Ale to maska, to nie moja natura. Piszę to, żebyś wiedziała, że jeśli nie pałasz różową tęczą i zachwytem podczas takich czynności, to jesteś zupełnie normalna. Wiem, że Internet zniekształca obraz świata, rzuca w nas matkami, wyjącymi z zachwytu nad macierzyństwem nad czystymi garami, z których unoszą się aromaty czterdziestu siedmiu świątecznych potraw, a każda z nich jest prosta i z czterdziestu siedmiu składników jednocześnie. Matka spoza Internetu jednak wybrałaby raczej usiąść na tyłku i np. zjeść coś w ciszy i spokoju - gdyby mogła wybierać, co zrobić z wolnym czasem.

Pozostańmy w kontakcie! Raz w miesiącu wyślę Ci maila z listą nowych tekstów -> zapisuję się .
Dostaniesz tajne hasło do ebooka o minimalizmie i kalendarza do druku na każdy miesiąc 2023 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *